Wiadomości!

Zapraszam na mojego nowego bloga! Byłabym wdzięczna za kilka słów co o nim sądzicie!

Paryska-finezja!!!


sobota, 20 lipca 2013

ROZDZIAŁ 9

Tak jak Orchidea obiecywała zabrać mnie na porządne zakupy, tak też zrobiła. Z racji tego, że dzisiaj ma dzień wolny od pracy, umówiłyśmy się na dziesiątą. Za oknem lipiec dobiegał końca, a temperatura nie schodziła poniżej trzydziestu kresek mimo tak wczesnej godziny. Postanowiłam ubrać moją jedyną letnią sukienkę, w kolorowe motyle oraz lekkie czarne sandałki. Z uwagi na upał na dworze zrezygnowałam z makijażu, chociaż po lekcjach Ori robię go coraz częściej. Zeszłam na dół do kuchni, na blacie czekały na mnie pieniądze, które zostawili mi rodzice. Na śniadanie zrobiłam sobie kanapki z ciemnego pieczywa z mozzarellą oraz pomidorem, wzięłam do tego również szklankę pomarańczowego soku. Dochodziła godzina dziesiąta, zamknęłam drzwi od domu i wyszłam Ori naprzeciw. Pojechałyśmy do centrum handlowego o lekko przerażającej nazwie King of Prussia Mall. Gdy stanęłyśmy przed budynkiem jedyne co udało mi się wypowiedzieć było:

- Wow.

- Robi wrażenie, prawda? - spytała Ori.

Nadal cierpiąc na brak słów kiwnęłam tylko głową.

- To największe centrum handlowe na przestrzeni najbliższych stu kilometrów. Posiada ponad czterysta sklepów, restauracji oraz punktów usług. A wiesz co jest najlepsze? - uśmiechnęła się figlarnie.

- Nie mam pojęcia - odpowiedziałam.

- To, że trwają wyprzedaże! - krzyknęła, a jej oczy zabłysnęły ze szczęścia.

Chwyciła mnie za rękę i ze śmiechem rzuciłyśmy się w wir zakupów. Po ponad czterech godzinach oglądania i przymierzania, byłyśmy obładowane torbami i torebkami po same uszy. Polskie wyprzedaże nawet nie równają się z tymi tutaj. W tym kraju wyprzedaże zaczynają się od siedemdziesięciu procentowych zniżek w pierwszych dniach. Ubrania można kupić dosłownie za grosze. Tyle zakupów co tutaj w jednym dniu nigdy nie zrobiłam. 

- To co? Może jakaś mrożona kawka na pokrzepienie sił? - zapytała zachęcająco Ori.

- Oj, bardzo chętnie - popatrzyłam wokół siebie i znalazłam po drugiej stronie ciekawą kawiarenkę - Może do tej najbliższej?

- Nie, nie. Znam o wiele lepszą, która na pewno ci się spodoba.

Przeszłyśmy z powrotem prawie całe centrum, aż doszłyśmy do nowoczesnej kawiarni znajdującej się przy przestronnym balkonie. Kawiarnia była interesująca, ale jakoś wcale nie lepsza od poprzedniej. Zaczęłam się zastanawiać dlaczego Ori zależało tak, abyśmy przyszły akurat tutaj. Usiadłyśmy przy stoliku.

- W czym mogę paniom służyć? - usłyszałam za sobą męski głos. Głos, który znałam. Odwróciłam się w jego stronę i ujrzałam Bryana. Moje wszystkie wątpliwości od razu się rozwiały. Cała Ori. Pomyślałam. 

- Cześć! Nie wiedziałam, że tu pracujesz - odpowiedziałam radośnie. 

- Dorabiam sobie w wakacje - uśmiechnął się - Coś wam podać?

- Tak, poprosimy dwie mrożone Latte - Ori złożyła zamówienie, widząc, że nie mogę oderwać od niego wzroku. 

- Oczywiście, już się robi.

Bryan odszedł z naszym zamówieniem.

- Czy ty zawsze musisz robić mi jakieś niespodzianki związane z Bryanem? - zapytałam, udając lekko złość.

- Już nie udawaj, że ci się to nie podoba.

W odpowiedzi pokręciłam głową i się uśmiechnęłam. Bryan przyniósł nasze zamówienie.

- Proszę bardzo, moje drogie panie - po czym dosiadł się do naszego stolika.

Upiłam łyka.

-Mmm - wymruczałam. To była najpyszniejsza kawa jaką w życiu piłam - Jesteś w tym dobry.

- A dziękuję bardzo, ale to kwesta posiadania dobrego sprzętu do zaparzania kawy - odpowiedział skromnie Bryan - A co powiecie na kręgle dzisiejszego wieczoru? - szybko dodał.

- To jest świetny pomysł - odpowiedziałam żywo.

- Ja niestety odpadam. Od dwudziestej, obiecałam, że zajmę się dzieciakami sąsiadów - Ori zaczęła się znowu wykręcać. 

-Daj, spokój. Pójdziemy na osiemnastą i półtora godziny spokojnie możesz z nami pograć - zaczął nalegać Bryan.

- Dokładnie - również zaczęłam nalegać - Chciałabym z wami obojgiem spędzić czas.

- Dobrze, namówiliście mnie - odpowiedziała.

- Super. Podjadę najpierw po ciebie Klaro, a później podjedziemy razem po Ori. To do osiemnastej. Ja muszę spadać dalej do pracy - oznajmił Bryan.

- Do zobaczenia - powiedziałyśmy prawie równocześnie. 

Dopiłyśmy kawę i pełne humoru wróciłyśmy do domu. Jeszcze raz po przymierzać nasze zdobycze. 

 

***

Gdy rozwiesiłam i poukładałam wszystkie moje ubrania w garderobie, która w końca zaczęła się wypełniać bardziej kobiecymi ubraniami, nadszedł czas, abym zaczęła się szykować na kręgle. Wzięłam szybki prysznic i ponownie wróciłam do garderoby, aby się ubrać. Wybrałam kwieciste satynowe, krótkie spodenki, które lekko opadały na moje opalone uda oraz amarantową bluzkę z kołnierzykiem i bez rękawów. Włożyłam ją luźno w spodenki dodatkowo odpinając trzy guziki, ukazując lekko i seksownie mój dekolt oraz biust. Dobrałam do tego beżowe sandałki ze srebrnymi ćwiekami i beżową torebkę. Wytuszowałam rzęsy i pociągnęłam bronzerem policzki. Na koniec spryskałam się ulubionymi perfumami i zeszłam na dół. Rodzice z Elizą siedzieli w salonie i oglądali telewizję. 

- Mamo, tato wychodzę na kręgle z Orchideą oraz Bryanem - poinformowałam ich.

- Dobrze córuniu, tylko wróć przed północą - odpowiedział tata i dalej pogrążyli się w oglądaniu telewizji. 

W tym momencie usłyszałam samochód wjeżdżający na nasz podjazd. To pewnie Bryan, pocałowałam rodziców w policzki i wyszłam, zanim zadzwonił do drzwi. Na podjeździe zauważyłam czarnego Range Rovera. Niezła bryka.  Pomyślałam. Bryan podszedł i pocałował mnie w policzek. Zawstydziłam się i lekko zaczerwieniłam.

- Muszą ci nieźle płacić w tej kawiarni - wskazałam na samochód, szybko odwracając uwagę od moich palących policzków.

Zaśmiał się.

- Mój ojczym mi go kupił - mówiąc to skrzywił się i podrapał po głowie. Od razu było widać, że ta rozmowa jest dla niego niezręczna - A pracuję dlatego, że nie lubię brać od niego pieniędzy. 

- Rozumiem. Cenisz niezależność - szybko skończyłam temat.

- Dokładnie, pięknie to określiłaś - uśmiechnął się i otworzył mi drzwi od samochodu.

Pojechaliśmy po Ori i skierowaliśmy się w stronę klubu kręglarskiego. Lokal był niesamowity, urządzony w stylu lat 50. Mieściło się tam dziesięć torów, lśniących jasnym drewnem. Każdy z torów posiadał okrągły stół z półokrągłą czerwoną kanapą oraz czerwonymi krzesłami. Podłoga była wyłożona biało-czarnymi kafelkami. Bryan podszedł do baru zarezerwować tor.

- Niestety, musimy poczekać dwadzieścia minut, bo wszystkie tory są zajęte - powiedział lekko zasmucony. 

- No trudno, zagram z wami jedną rundę i później będzie musieli radzić sobie sami - powiedziała Ori.

- Szkoda, że musisz iść tak wcześnie - zrobiłam smutną minę.

- Nie martw się, nadrobimy jeszcze - objęła mnie ramieniem - To może zamówimy sobie coś do jedzenia? 

Podeszliśmy wszyscy do baru. Zamówiliśmy czterdziestu centymetrową pizzę pepperoni oraz coca-colę. 

- Proszę wziąć numerek i usiąść. Pizza będzie gotowa za trzydzieści minut - odpowiedziała kelnerka.

- Idealnie się złożyło, będziemy mieli już wolny tor - stwierdził Bryan. Objął nas ramionami i zaprowadził do poczekalni.

O godzinie osiemnastej trzydzieści kelner zawiadomił nas o zwolnieniu się naszego toru. Wręczył nam specjalne buty na przebranie. Przebraliśmy się i udaliśmy się do naszego toru. Bryan wpisał nas do komputera podliczającego punkty. Wytłumaczył mi zasady gry i zaczęliśmy grać. Bryan był naprawdę dobry, Ori również dobrze sobie radziła. Tylko ja jak ta oferma strąciłam jeden kręgiel przez cały mecz. 

Zrobiliśmy sobie przerwę na jedzenie. 

- Chyba poza teorią, będę musiał cię nauczyć praktycznej gry - zaśmiał się Bryan.

- Nie powiem, przydałoby mi się kilka wskazówek - powiedziałam desperacko.

- Zaraz ci kilka pokaże i będziesz śmigać.

- O tak, Bryan jest w tym dobry - dołączyła się Ori - Ale ja niestety muszę się zbierać. Choć chętnie pośmiałabym się z twoich wygibasów - zaczęła żartować.

- Wredna! Może i lepiej, że już się zbierasz - odparłam. 

Pożegnaliśmy się z Orchideą i skierowaliśmy się do naszego toru. Bryan podał mi kulę, tłumacząc jak powinien wyglądać prawidłowy układ palców. Chwyciłam ją i stanęłam metr przed linią. Bryan stanął za mną, tak blisko, że czułam jego umięśnony tors na plecach, chwycił mnie za rękę. A przez moje całe ciało przeszły ciarki. Łapiąc mnie za talię, pochylił mnie lekko do przodu. Razem z moją ręką zrobił zamach, podeszliśmy dwa kroki i pchnęliśmy kulę. Toczyła się środkiem toru, aby przy końcu lekko skręcić i zbić sześć kręgli. Może to nie był strike (zbicie wszystkich kręgli), ale lepsze to niż jeden kręgiel! Z radości podskoczyłam i przytuliłam Bryana. Trwając ciągle w jego objęciach spojrzeliśmy sobie prosto w oczy, nasze usta dzieliły milimetry i już miały się złączyć, kiedy włączył się alarm przeciwpożarowy. Na sali zaczęła się mała panika. Po chwili wybiegł kelner z oświadczeniem, że nic poważnego się nie stało, tylko jedna pizza się spaliła i zadymiła całą kuchnię. Ze śmiechem wrócili wszyscy do gry. Czar prysł. A ja z Bryanem będąc cięgle w objęciach, puściliśmy się i udaliśmy się po kule. Następna szansa na pocałunek uciekła z dymem. I to dosłownie. Po godzinie skończyliśmy mecz z wynikiem 3:0 oraz małych punktach 87:39. Udaliśmy się spacerem do domu. Stojąc pod drzwiami Bryan wyskoczył z pytaniem.

- Klaro, co powiesz na imprezę u mojego kumpla w piątek? Będziesz moją osobą towarzyszącą?

- Musiałabym jeszcze spytać rodziców, ale myślę, że się zgodzą. Więc tak, chętnie z tobą pójdę - odpowiedziałam zadowolona z tego, że Bryan chce pokazać się ze mną na imprezie.

- Super, nawet nie wiesz jak się cieszę - odpowiedział podekscytowany - Jeszcze się zgadamy. Na razie.

Pocałował mnie w policzek i prawie pobiegł z radości. Ja weszłam do domu i od razu udałam się pod ciepły prysznic, zmęczona tym emocjonującym dniem.

 

__________________________________

Tym razem długi post, to taka rekompensata za poprzedni :P

Chciałabym również podziękować za porady dotyczące wyglądu bloga spod ostatniego rozdziału. Jesteście kochane. :)

Pozdrawiam serdecznie!

Buziaki :*

5 komentarzy:

  1. Bardzo fajny wątek z zakupami,szkoda że nie pocałowali sie,bo byli naprawdę blisko,ale dzięki temu stworzyłaś uczucie czekania i to jest fajne ;) Czekam z niecierpliwością na następny rozdział ;)
    Pozdrawiam ;)
    Zapraszam do mnie: amazingmomentss.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  2. Liczby! *zUa!* Jak ja ich nienawidzę w opowiadaniach, grrr!
    Od czasów podstawówki uczulano mnie na nie (tak samo jak na ortografię, ale Tobie nie muszę jej wypominać :D). Tak więc wybacz moje zboczenie zawodowe i moje nerwicowe upominanie się o zmienienie tej formy. Jestem niczym ciocia Zosia z niedzielnego obiadku u babci Heleny, która ciągle pyta "Czemu sobie więcej nie nałożysz?"
    A teraz coś, co mi się też rzuciło w oczy i prawie je wypalało: "Tak jak Orchidea obiecywała zabrać mnie na porządne zakpy, tak też zrobiła." Literówka w 'zakupy'. Hmm, chyba naprawdę mam dobre szkiełka w okularach, że to od razu zauważyłam ^^.
    A co do tekstu to coraz bardziej mi się to podoba. Akcja rozwija się powoli, ma swój rytm, który nie stoi w miejscu, ani nie gna przed siebie jak Kubica na torze. Szkoda, że zaś nie mieli szans na "kissa", ale wszystko przed nimi, chyba że uszykujesz im jeszcze leeepsze niespodzianki ^^.
    Dobra, nie będę się już tutaj rozpisywać, ale... muszę coś jeszcze dodać do Twojej osobistej notki xD. Jako, że mało ci tam doradziłam w sprawie bloga i zakładek, ale i tak przyjmuje podziękowania ^^. Muszę sobie jakoś poprawić humor :)
    Tak więc życzę weny i serdecznie pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jesteś niemożliwa z wychwytywaniem tych literówek! Sprawdzałam ten tekst trzy razy zanim go opublikowałam i nic nie znalazłam, a Tobie jak zawsze się udało. :P
      I jako, że muszę dbać o moich czytelników, obiecuję, że wyzbędę się tych liczb z moich opowiadań! :D

      Usuń
  3. nie masz zakładki 'spam', więc informuję cię tutaj, że u mnie na blogu nowy rozdział :)

    eefiil.blogspot.com

    ZAPRASZAM :*

    OdpowiedzUsuń
  4. fajny blog ! :D
    szkoda że znowu się nie pocałowali hah ;P
    rozdział jak najbardziej fajny :)
    czekam na nowy ! ;*
    pozdrawiam ;*

    OdpowiedzUsuń

Miło jak zostawiasz jakiś ślad po sobie :)