Wiadomości!

Zapraszam na mojego nowego bloga! Byłabym wdzięczna za kilka słów co o nim sądzicie!

Paryska-finezja!!!


sobota, 29 czerwca 2013

ROZDZIAŁ 6

Leżałam w ogrodzie i łapałam promienie słoneczne, rozmyślając co by tu ze sobą zrobić. Był już koniec lipca, a ja nadal niczym konkretnym się nie zajęłam, nikogo nie poznałam, poza Bryanem, którego poznałam tydzień temu i jak dotąd ani razu go nie spotkałam. Ta bezczynność zaczynała mnie już dobijać. Nagle wpadł mi pomysł do głowy. Rolki! Nauczę się jeździć na rolkach. Tak, zawsze chciałam to zrobić, ale nigdy nie doszło to do skutku z różnych powodów. Wstałam, złożyłam koc i weszłam do kampingu.

- Mamo, mam prośbę - zwróciłam się do mamy.

- Słucham córuniu? - odpowiedziała.

- Chciałabym nauczyć się jeździć na rolkach. Mogłabym teraz iść je sobie kupić? 

- Jasne, weź sobie pieniądze z mojego portfela, tylko mi już nie przeszkadzaj, bo muszę się przygotować do pierwszego dnia w pracy - odpowiedziała szybko mama. W końcu po miesiącu szukania pracy, mama znalazła ją jako nauczycielka języka angielskiego w liceum nr 18 niedaleko naszego domu. Z racji tego, że mają tu inny system nauczania, musi przejść szkolenie, które zaczyna się jutro.

- Dziękuję, jesteś kochana! - pocałowałam ją w policzek i pobiegłam po pieniądze. 

Wybrałam się do sportowego sklepu znajdującego się w naszym pobliskim centrum handlowym. Stanęłam przed ścianą gdzie wisiały rolki i przeraził mnie ich ogrom oraz różne rodzaje.  

Które będą dla mnie odpowiednie?

Zaczęłam się zastanawiać, gdy nagle usłyszałam młody, kobiecy głos: 

- Witam, podać jakiś model do przymierzenia?

- Tak, ale właściwie to nawet nie wiem, który będzie dla mnie właściwy - powiedziałam, zdezorientowana.

- Proszę się nie martwić, pomogę ci dobrać idealne dla ciebie. Mamy rolki do jazdy rekreacyjnej, fitness, agresywnej, freestyle oraz do terenowej. Jaki rodzaj preferujesz? 

- Myślę, że fitness będą najlepsze jak dla mnie na początek - odpowiedziałam pewnie.

- Dobrze, proponuję ten model, ma kółka w wielkość 78mm oraz ABEC-5. Jesteś osobą początkującą, więc proponuję ci też zestaw ochraniaczy na łokcie, kolana i nadgarstki - zaoferowała mi ekspedientka. 

- Z pewnością skorzystam, tym bardziej, że będę się sama uczyć jeździć.

- Nie masz żadnego nauczyciela? - zapytała zaciekawiona.

- Niestety, jestem zdana tylko na siebie - zażartowałam.

- Jeśli chcesz mogę cię pouczyć jeździć? Przy okazji sama pojeżdżę, bo nie mam z kim - zaproponowała.

- Chętnie, kiedy masz czas? - zapytałam zadowolona, że będę miała nauczycielkę.

- Kończę o siedemnastej, więc może osiemnasta? Tak w ogóle to jestem Orchidea, ale mów mi Ori - powiedziała i wyciągnęła w moją stronę rękę.

- Miło mi, jestem Klara - uśmiechnęłam się i odwzajemniłam uścisk - Orchidea? Jak ten kwiat?

- Tak, tak, moja mama jest miłośniczką kwiatów i ogrodów, stąd to imię - wywróciła oczami - Mieszkasz w okolicy?

- Tak, mieszkam przy Greene Street 35.

- O to super, ja przy Vine Street 70, to niedaleko ciebie, przyjdę po ciebie o osiemnastej, ok?

- Super, będę czekać - odpowiedziałam. I tak poznałam, moją pierwszą przyjaciółkę Orchidee. Wzięłam rolki i ochraniacze, po czym udałam się z powrotem do domu.

 

***

 

Zbliżała się osiemnasta. Zaczęłam się szykować do jazdy na rolkach. Przebrałam się w krótkie, sportowe spodenki w czarne, białe i fioletowe paski oraz biały sportowy tank top. Założyłam ochraniacze na kolana, łokcie i nadgarstki. Byłam gotowa. Postanowiłam poczekać na Ori na zewnątrz. Wzięłam rolki i wyszłam przed kemping, Ori wchodziła akurat na nasz podjazd.

- Gotowa na wycisk? - zażartowała Ori.

- Od zawsze! - powiedziałam podekscytowana.

- Zakładajmy rolki i lećmy.

Usiadłyśmy na krawężniku i zajęłyśmy się rolkami. Ori poszło to o wiele sprawniej, podczas gdy ja męczyłam się z drugą rolką.

- Ok. Pozwól, że  pomogę ci wstać - złapała mnie pod ramię. 

Wstałam, a nogi zaczęły mi się rozjeżdżać na wszystkie strony. Minęło pięć minut zanim pewnie zaczęłam stać.

- Może lepiej, jak będę cię cały czas trzymała pod ramię - powiedziała Ori, widząc moje niezaradne ruchy.

- Tak chyba będzie najlepiej - powiedziałam śmiejąc się ze swojej niezdarności. Ori złapała mnie pod ramię i pokazała pierwsze ruchy. Poruszałyśmy się po drodze rowerowej, która biegła wzdłuż mojej ulicy. Po trzydziestu minutach jazdy, moja jazda była już pewniejsza. 

- To może teraz sama spróbujesz? - zapytała Ori.

- Ok, ale masz być blisko mnie, bo nadal się boję - wyznałam. Puściła moją rękę, a ja chwiejnymi ruchami powoli zmierzałam do przodu. Ori była tuż obok mnie. Minęłyśmy drugą przecznicę od mojego domu. 

- Klara, muszę poprawić sobie wiązanie w rolce, bo jest za luźna. Jedź powoli, ja zaraz cię dogonię. 

- Zgoda, ale się pośpiesz - odpowiedziałam i lekko się zachwiałam.

Ori została w tyle. Nagle zaczęło mi się wydawać jakbym przyspieszała. Droga zaczęła powoli spadać, a ja przyspieszałam!

- Ori! Pomóż mi! Ja przyspieszam! Tu jest spad! -  zaczęłam krzyczeć i coraz bardziej tracić równowagę. Niestety Ori była za daleko. A ja nadal przyspieszałam. Naraz straciłam całkowicie równowagę. Kątem oka zauważyłam, że ktoś idzie przede mną. Zaczęłam krzyczeć uwaga. Niestety osoba ta zdążyła się tylko odwrócić, kiedy na nią wpadłam. Podniosłam wzrok. To był Bryan! Nasze twarze dzieliły centymetry.

- Cześć Klara - uśmiechnął się, a ja znowu utonęłam w jego brązowych oczach.

- Cześć, przepraszam cię bardzo. Nic ci się nie stało? - zaczęłam mówić nerwowo, starając się wstać, ale niestety rolki znowu mi się rozjechały i z powrotem wylądowałam na Bryanie.

- Wow, spokojnie. Poczekaj pomogę ci - wstał i podciągnął mnie za rękę. Widząc, że nadal się chwieję, złapał mnie w pasie - Pierwszy raz na rolkach?

- Aż tak to widać? - zapytałam, śmiejąc się.

- Może troszeczkę - również się zaśmiał. W tym momencie dołączyła do nas Ori - O, cześć Ori.

- Cześć, Bryan. Dzięki, że ją zatrzymałeś. Co prawda swoim ciałem na ziemi, ale chociaż wyszła z tego żywo - zaczęła żartować sobie ze mnie. Wszyscy się zaśmialiśmy.

- Bardzo śmieszne. A ty miałaś mnie pilnować! - odpaliłam jej.

- To co dziewczyny, może po rolkach skoczymy na lody? - zapytał i spojrzał na zegarek - A nie, niestety nasza kawiarenka jest już zamknięta. To może jutro o osiemnastej?

- O nie, ja nie mogę. Pracuję w tych godzinach. - odpowiedziała szybko Ori.

Bryan spojrzał na mnie, uśmiechając się w ten cudowny sposób i czekał.

- Bardzo chętnie, ale przykro mi. Jutro i przez dwa najbliższe dni czeka mnie wielka wprowadzka do już skończonego domu - powiedziałam, klnąc w duchu.

- Spoko, a co powiesz na piątek? - nie odpuszczał. 

- Piątek brzmi spoko - odpowiedziałam, uśmiechając się.

- Ok, to jesteśmy umówieni. Ori na pewno nie dasz rady? - spytał ponownie.

 - Wybacz, ale nie.

- Szkoda - spojrzał na mnie - Ale my jesteśmy umówieni. Przyjdę po ciebie o osiemnastej. Trzymajcie się.

- Oczywiście, na razie.

Odszedł, a my powoli zawróciłyśmy.

- Ori, przecież ty pracujesz do siedemnastej, dlaczego nie chcesz iść z nami? - zapytałam podejrzliwie.

 - Nie chcę wam, przeszkadzać. Widzę, że ci się spodobał.

- Przestań, nie prawda - zawstydziłam się i zaczęłam się bronić.

- Nie ściemniaj mnie, przecież widzę jak na siebie patrzycie - kontynuowała.

- No dobrze, może trochę mi się podoba, ale i tak pewnie nie mam u niego szans - przyznałam w końcu - Szczególnie teraz, jak musiałam obciąć moje długie włosy.

- Ty mu się nie podobasz?! Dziewczyno, on perfidnie na ciebie leci! - zaczęła mi przemawiać do rozumu - Z resztą nie wiem co ty chcesz od swojej fryzury. Jest genialna! Świetnie podkreśla ci Twoje piękne, niebieskie oczy oraz zgrabną szyję i ramiona.

- Dziękuję, może masz rację. Może zbyt krytycznie się oceniam - zaczęłam się zastanawiać.

- Z pewnością. Gdybyś jeszcze pomalowała oczy ciemnym tuszem i podkreśliła policzki bronzerem, na pewno żaden facet nie oderwałby od ciebie wzroku.

- Ale ja się nie maluję. Założę się, że nawet nie potrafię tego zrobić.

- Kochana to nic trudnego. Może wpadnę do ciebie w piątek i przed randką z Bryanem pokażę ci jak to się robi? - zaproponowała.

- Chętnie. Jesteś niesamowita! - odpowiedziałam przejęta.

- Ok, jesteśmy umówione. Wpadnę do Ciebie po siedemnastej.

Pożegnałyśmy się i każda poszła do swojego domu. Weszłam do kempingu i od razu skierowałam się do łazienki pod prysznic. Cały czas myśląc o tym, że w piątek będę miała randkę z Bryanem. 


______________________________

 

Wybaczcie, że piszę po tak długim czasie, ale miałam ciężki miesiąc. Teraz ponownie powinnam wrócić do cotygodniowego pisania.

Druga sprawa, to to, że byłoby miło jakby osoby czytające napisały jakiś chociażby krótki komentarz, bo nie wiem czy w ogóle się wam podoba to co piszę oraz czy ktoś to czyta.

Serdecznie pozdrawiam! :)



niedziela, 2 czerwca 2013

ROZDZIAŁ 5

Byłam pewna, że jak obkleiłam całą dzielnicę ogłoszeniami o znalezionym kocie, to natychmiast znajdą się jego właściciele. Dzisiaj mija kolejny dzień, a nikt się nie zgłosił, nawet nikt nie wykonał żadnego telefonu. Zaczęłam już obawiać się, że ten kocur zostanie z nami na zawsze. A było to zwierzę o wrednym charakterze, które wszystko zrzucało dla zabawy i niemiłosiernie drapało. Miałam go już po dziurki w nosie, Eliza za to była wniebowzięta. Jedyny plus, to to, że ją zabawiał i ja miałam z nią pod tym względem spokój. 

Postanowiłam poczytać nową książkę, którą nabyłam w pobliskim markecie. To będzie pierwsza książka w języku angielskim. Zabawne, posługiwałam się biegle tym językiem, ale jakoś nigdy nie miałam okazji czytać pełnowymiarowych książek w tym języku, chociaż mama z racji wykształcenia filologicznego, miała ich multum. Byłam sama w kempingu. Tata pracował, a mama z Elizką poszły załatwiać jej przedszkole, więc miałam chwilę spokoju. Położyłam się na moim "łóżku", które składało się z ławy kuchennej i stołu. Od strony głowy miałam mini pralkę, która nie mieściła się w łazience, a w nogach wysoką szafę kuchenną. Pełen luksus! Wzięłam mp4, spojrzałam jeszcze czy ten wredny kocur nie niszczy czegoś i pogrążyłam się w lekturze, a po godzinie zasnęłam. Nagle wybudził mnie ze snu dziwny i intensywny zapach. Znałam skądś ten zapach, ale nie mogłam sobie przypomnieć skąd. Podniosłam się z łóżka, a z mojej poduszki poturlała się pusta butelka po wybielaczu do ubrań! Z poduszki, na której zostały kępy moich długich, jasnych włosów! Pomacałam się z tyłu głowy i wyczułam kleistą ciecz. Nie wiedziałam co się dzieje. Popatrzyłam na pralkę, gdzie wcześniej stała butelka z płynem i zobaczyłam tego wrednego kocura, który w tym momencie siedział i oblizywał swoją łapę. Pełna furii złapałam go za sierść i wyrzuciłam go z jękiem na zewnątrz, następnie szybko poleciałam do łazienki. Próbując jak najszybciej zmyć wybielacz, widziałam jak ze strumieniem wody leciały moje złote pukle włosów. Zakręciłam wodę i zaczęłam rozczesywać włosy szerokim grzebieniem, włosy wypadały mi garściami! Zaczęły napływać mi łzy do oczu, nie wiem czy z furii w jakiej byłam, czy z żalu za moimi pięknymi włosami, które były moim oczkiem w głowie. Gdy wyczesałam wszystkie włosy, chwyciłam za lusterko by ocenić ich stan. Z widoku ugięły mi się kolana. Cały tył moich włosów był spalony. Z włosów długości za łopatki, zostały mi cztero centymetrowe kołtuny! Wyglądałam jak klaun, bo włosy z przodu pozostały długie. Usiadłam na podłodze, podkuliłam kolana i zaczęłam płakać. 

- Klaro! Klaro, jesteś? - usłyszałam głos mamy. Jej kroki zbliżały się w stronę łazienki, aż stanęła w drzwiach.

- Kochanie, coś się stało? - spytała przerażona. Uniosłam zapłakaną twarz i nic nie odpowiadając odwróciłam głowę, pokazując co się stało. Mama z wrażenia otworzyła usta i zakryła je ręką - Dziecko kochane, jak to się stało? - zapytała ponownie.

- To wszystko.. to przez tego.. zapchlonego bydlaka! Strącił butelkę.. z wybielaczem, jak spałam! -  zaczęłam bełkotać w płaczu.  Mama podeszła bliżej mnie i obejrzała moją głowę.

- Nie pozostaje nam nic innego jak wizyta u fryzjera, tam będą najlepiej wiedzieć, co zrobić z tymi włosami - westchnęła. 

 Poszłam się przebrać. Ubrałam bluzę i zarzuciłam kaptur na głowę, aby nie paradować po mieście jak jakiś dziwoląg. 

 

***


- Dzień dobry. W czym mogę służyć? -  zapytała uprzejmie kobieta w zakładzie.

- Liczymy na pani pomoc, ponieważ mamy mały problem - zaczęła mama i wskazała na mnie, a ja ściągnęłam kaptur i się odwróciłam.

- Boże kochany, co ci się słonko stało? -  zapytała przejęta fryzjerka.

- Wredny kocur zrzucił na mnie butelkę z wybielaczem jak spałam. Proszę mnie uratować! - powiedziałam ze łzami w oczach.

- Oj biedactwo, proszę siadaj - objęła mnie i usadowiła na fotelu - Zobaczymy co mogę tu wskórać. Zaczęła dokładnie oglądać moje włosy, z tyłu, z przodu, od środka, od zewnątrz, cicho wzdychając - Przykro mi kochanie, ale z tymi włosami z tyłu nic nie da się zrobić, trzeba je ściąć na krótko. Nie martw się zrobię ci najmodniejszą fryzurę. - spojrzała na mnie w odbiciu lustra i chwyciła za nożyczki. A ja zamknęłam oczy i ich nie otwierałam, aż nie skończyła. Trwało to nie całą godzinę.

- Proszę bardzo! Oto Twoja nowa fryzura! - powiedziała zadowolona kobieta. Bałam się otworzyć oczy, ale w końcu musiałam to zrobić. Gdy to zrobiłam, zauważyłam zupełnie inną dziewczynę. Miała z tyłu króciutkie włosy, o długości może półtora centymetra, a z przodu dłuższą, lekko opadającą na bok, na czoło i brwi, grzywkę. Fryzura była identyczna jaką kilka miesięcy temu miała Rihanna (fryzura). Pamiętam, że jak ją wtedy zobaczyłam to byłam zachwycona, ale brakowało mi odwagi, aby się tak ściąć.  Z resztą kochałam swoje długie jasne włosy, więc był to tylko chwilowy zachwyt. A teraz właśnie tak jestem ścięta. Nie widziałam co o tym myśleć. Patrzyłam na swoje odbicie i nie mogłam się zdecydować czy mi się podoba, czy nie. Mama za to jak mnie zobaczyła wpadła w ekscytację. Zaczęła tak wychwalać fryzurę, aż zaczęła skakać. Wstałam z fotela, podziękowałam i wyszłam. Mama szybko zapłaciła i dołączyła do mnie.

- Co jest kochanie? Nie podoba ci się? Wyglądasz przecież pięknie! - zapytała mama.

- Nie wiem, muszę się chyba do niej przyzwyczaić - powiedziałam obojętnie.

- Widzę kochanie, że nadal nie masz humoru. Na poprawę, zabieram cię na zakupy! Trzeba ci coś kupić na rozpoczęcie roku szkolnego, a później możemy nie mieć na to czasu z powodu urządzania domu i papierkowej roboty związanej z przepisaniem cię do szkoły. - No tak, zapomniałam wspomnieć, że podczas opóźnienia naszych bagaży, moim głupim nieszczęściem, zgubiła się moja torba, w której miałam zapakowane luźno, wszystkie eleganckie rzeczy, po to aby się nie pogniotły.

- Może być - burknęłam ponuro, po czym udałyśmy się do pobliskiego centrum handlowego.

Po dwóch godzinach chodzenia po sklepach, cieszyłam się, że wreszcie wróciłyśmy do kempingu. W środku czekał na nas tata z Elizką.

- O proszę, jak ty pięknie wyglądasz, córuniu! - powiedział zachwycony tata. Złapał mnie za raniona i zaczął się baczniej przyglądać - Ta fryzura pięknie podkreśla twoje duże, szafirowe oczy.

- Dziękuję, tato - odpowiedziałam nadal zasmucona z tego powodu. Już miałam iść do łazienki i wziąć długi prysznic, kiedy usłyszeliśmy pukanie do drzwi kempingu. Z racji tego, że stałam najbliżej, otworzyłam je. Moim oczom ukazał się wysoki chłopak, o włosach ciemnego blondu, wpadającego w brąz i pięknych brązowych oczach, tak głębokich, że od razu w nich utonęłam.

- Cześć, widziałem ogłoszenie, że znaleźliście mojej młodszej kuzynki... - teraz dopiero oprzytomniałam i zobaczyłam, że przyszedł z małą dziewczynką -... zagubionego kota.

Na sam dźwięk, tego słowa podniosło mi się ciśnienie, ale gdy popatrzyłam na jego słodki uśmiech, wszystko nagle odeszło.

- Tak. Eliza, przynieś kota, znaleźli się jego właściciele! - krzyknęłam.

- Tak w ogóle, to nazywam się Bryan, mieszkam dwie przecznice stąd - uśmiechnął się i wyciągnął rękę w moją stronę.

- Klara i mieszkam tu, mam nadzieję, że już niedługo będę mieszkać w prawdziwym domu - odwzajemniłam uścisk ręki i wskazałam na dom w budowie za jego ramieniem. 

- Kla.. Klara. Ładne, ale trudne w wymowie imię - zająknął się chłopak. 

Uśmiechnęłam się, w tym samym czasie Eliza przyniosła kota i oddała drugiej dziewczynce. 

- Dzięki za opiekę nad kotem. Miło było cię poznać - znowu podał mi rękę, patrząc głęboko w oczy i przedłużając uścisk.

- Mnie również - odpowiedziałam lekko drżącym głosem, nie mogąc oderwać od niego oczu. Zamknęłam szybko drzwi i oparłam się o nie czołem, uśmiechając się sama do siebie.

- Chyba ktoś nam wpadł po uszy - usłyszałam głos taty. Odwróciłam się i zobaczyłam uśmiechniętych rodziców.

- Dajcie spokój - odpowiedziałam i skierowałam się do łazienki. Myśląc o tym, że pewnie i tak nie mam u niego szans. Szczególnie teraz, jak tak wyglądam.