Wiadomości!

Zapraszam na mojego nowego bloga! Byłabym wdzięczna za kilka słów co o nim sądzicie!

Paryska-finezja!!!


sobota, 21 czerwca 2014

EPILOG


Dwa tygodnie później...



- Wygląda na to, że wszystko ładnie się zrosło - powiedział lekarz, przyglądając się zdjęciom rentgenowskim - Obejdzie się bez kolejnego unieruchomienia, lecz przez najbliższe dwa tygodnie nadal musisz chodzić o kulach, aby nie przeciążać nogi. Rękę też oszczędzaj - zwrócił się do mnie i obdarzył  pogodnym uśmiechem.

- Cieszę się - odwzajemniłam uśmiech. - A kiedy mogę zacząć trenować?

- Myślę, że po trzytygodniowej rehabilitacji możesz spokojnie wracać na boisko.

- Wspaniale. Mam już dość tego ciągłego siedzenia - stwierdziłam z zadowoleniem.

- Życzę samych sukcesów - lekarz wstał i odprowadził mnie do drzwi.

Uśmiechnęłam się szeroko w odpowiedzi. W poczekalni, z niecierpliwością czekał na mnie Nate.

- I jak? - podbiegł do mnie, jak tylko zauważył mnie w drzwiach.

- Wszystko dobrze. Jeszcze tylko trzy tygodnie rehabilitacji i wracam do całkowicie sprawnych.

Nate objął mnie w geście zadowolenia i pocałował w czoło. Następnie udaliśmy się do jego samochodu, do którego w końcu mogłam normalnie wsiąść, bez żadnych niewygodnych i krępujących pozycji. Z chwilą, gdy wjechaliśmy na szkolny parking, rozpoczęła się przerwa lunchowa. Wszyscy uczniowie wypłynęli niczym fala przed budynek szkoły lub skierowali się do stolików na dziedzińcu. My również podążyliśmy w tamtym kierunku. Potrwało to dłuższą chwilę. Przedarcie się przez dziesiątki, a nawet setki rozradowanych przerwą uczniów, w dodatku kuśtykając o kulach, było nie lada wyczynem. Po kilku minutach, zmierzaliśmy do naszego stałego stolika. Siedziała tam już cała czwórka naszych przyjaciół. Ori, Chris, Bryan i Katie. Uśmiechnęłam się na ich widok, oni również posłali mi szerokie uśmiechy.

- Oto i jest nasza spadająca gwiazda - przywitała mnie Ori.

- W końcu to błyskawica. Spada jak grom z jasnego nieba - podchwycił Nate.

Wszyscy wybuchli śmiechem, a Nate dostał ode mnie mocnego szturchańca w ramię.

- Dzięki, ja też was wszystkich kocham - odpowiedziałam i ciężko opadłam na krzesło.

Zdałam krótkie sprawozdanie ze swojego stanu zdrowia. Dobre wiadomości przyniosły ulgę wszystkim moim przyjaciołom. Cieszyli się, że szybko wracam do sprawności, a może mieli już dość mojego spowolnionego poruszania się oraz ciągłej pomocy. Tego się już nie dowiem, ponieważ rozmowy zeszły na inny temat. Chris zaczął opowiadać jakąś anegdotę, dzięki której skutecznie rozbawił całą naszą paczkę. Jego poczucie humoru oraz umiejętność przekazywania wesołych wiadomości jest niewiarygodna. Obrazując swoje wypowiedzi, strasznie wczuwa się w sytuację i pokazuje to całym ciałem. Teraz również się tak zaangażował, że aż wszedł na krzesło.  Ori na tę ekspresję, przewróciła oczami i zaczęła go uspokajać, aby nie robił jej wstydu. Katie siedząc na przeciwko Bryana, wlepiała w niego swoje duże brązowe oczy, a kiedy on podchwytywał jej spojrzenie, szybko odwracała głowę oraz delikatnie się rumieniła. On widząc jej reakcję, zawsze niezauważalnie się uśmiechał. Przekręciłam delikatnie głowę na bok, przyglądając się tej dwójce. Mogłaby być z nich fajna para. Bryan jest świetnym przyjacielem, a Katie moją najlepszą koleżanką. Obydwoje są wspaniałymi ludźmi. Muszę coś z tym zrobić. Na samą myśl uśmiechnęłam się zadziornie. Przeniosłam wzrok na Ori, która wnikliwie mi się przyglądała. Z jej oczu wyczytałam, że dokładnie wie co chodzi mi po głowie. Na znak potwierdzenia moich domyśleń, spojrzała szybko na Bryana i Katie, a następnie lekko pokiwała do mnie głową. Plan zaakceptowany. Wtuliłam się w Nate'a. To cudowne, że wszystko wróciło do normy. Dobrze znów poczuć spokój. Na horyzoncie zauważyłam Alison. Stała w drzwiach prowadzących do środka szkoły i za czymś mocno się rozglądała. Podchwytując moje spojrzenie, ruszyła w naszym kierunku. Czyżby spokój i idylla miała się właśnie skończyć?

- Cześć - przywitała się.

Przy naszym stoliku zapanowała cisza, cała uwaga skupiła się na Alison. Jestem święcie przekonana, że uwielbia właśnie takie sytuacje, kiedy wszystkie spojrzenia oraz cała uwaga skupia się tylko na jej osobie, lecz w tym momencie na jej twarzy zagościła niepewność. Coś nowego.

- Nie chcę wam przeszkadzać - uśmiechnęła się nerwowo - Ale chciałam się tylko z wami pożegnać.

Wszyscy wymieniliśmy się spojrzeniami, lecz nikt nic nie powiedział.

- Wiem, że nasze relacje nie należały do najlepszych - spojrzała na mnie - Ale mimo wszystko, jesteście osobami z którymi spędziłam dość dużo czasu - przeniosła wzrok na Bryana i Nate'a.

- Coś się stało? - odezwał się Bryan.

- Poza ostatnią kłótnią z Klarą, nie. Postanowiłam zmienić coś w swoim życiu. Dostałam propozycję kontraktu z jedną z najlepszych firm zajmujących się modelingiem - uśmiechnęła się, zadowolona - Dlatego wyjeżdżam do Nowego Jorku.

- To gratulacje - powiedział szczerze Nate.

- Dziękuję. Wam również życzę powodzenia - dodała, po czym odwróciła się i znikła we wnętrzu szkoły.

Nastała cisza, jakby wszyscy zastanawiali się czy to już na pewno koniec.

- Trzeba chyba zrobić imprezę - wyskoczył z nagłą propozycją Chris.

Wszyscy zanieśliśmy się śmiechem, a następnie zaczęliśmy dokładnie ją planować.



______________________________________

Hej!

I to na tyle. Szczęśliwe zakończenie jak w amerykańskim filmie!

Chciałabym wam podziękować za ten wspaniały czas, który podczas tworzenia tej historii, tutaj spędziłam. Podziękować za każdy komentarz, każdą obserwację, każde wejście na bloga. Nigdy bym nie pomyślała, że może on stać się na tyle popularny, a przede wszystkim, że ktoś będzie chciał to czytać. Dziękuję, że byliście, jesteście!

Teraz czas na niespodziankę! Jak pewnie wszyscy się domyśliliście, chodzi o nowe opowiadanie :P Tak, mam już zamiar, a nawet pomysł na rozpoczęcie nowej historii! Dajcie mi tylko trochę czasu i odpoczynku. Postanowiłam trochę wyluzować i dać sobie trochę wytchnienia od pisania. Stęsknić się za nim i zacząć z grubej rury! :D Adres do nowej strony znajdziecie u góry w wiadomościach. Znajdziecie na niej już krótki prolog. Dajcie znać co o nim sądzicie!

Pozdrawiam gorąco i Całuję! ;**



piątek, 13 czerwca 2014

ROZDZIAŁ 30

Wielka, gładka tafla turkusowo-chabrowej wody, kontrastującej z jasnością złotego piasku. Uspokajający szum fal, które z lekkością i pewną delikatnością rozbijają się o kamienisto-piaszczysty brzeg. Chylące się w stronę wody palmy, jakby chciały dojrzeć w niej swoje odbicie. Delikatny wiatr, niosący ze sobą zapach kwiatów, cytrusów oraz morskiej soli. To wszystko, tak zjawiskowe i piękne, rozpościera się wokół mnie. A ja z nieopisaną radością i lekkością biegnę, po tym złotym piasku. Czuję jak jego gorąco parzy mnie w podeszwy moich stóp, wywołując te charakterystyczne mrowienie. Pieści moje stopy prześlizgując się między palcami. Słońce ogrzewa całe moje ciało, muskając je ciepłymi promieniami. Wiatr subtelnie owija się w okół mego ciała oraz podwiewa na wszystkie strony włosy. Moja zwiewna sukienka faluje w jego rytm, jakby wspólnie tańczyli. Jest tak cudownie. Śmieję się i zaczynam kręcić w okół własnej osi. Upadam na ciepły piasek, ale uśmiech nadal widnieje na mojej twarzy. Spoglądam na słońce. Jego światło jest tak mocne. Razi mnie, sprawiając, że wszystko staje się białe i powoli znika. Widzę tylko tą oślepiającą jasność.

- Klara? Słyszysz mnie?

- Wybudza się, proszę się odsunąć.

Jasność powoli znika. Zaczynam widzieć jakieś cienie. Obraz staje się coraz wyraźniejszy. Przede mną poruszają się jakieś sylwetki. Czuję jak ktoś łapie mnie za nadgarstek i go obejmuje. Ktoś inny przytrzymuje moje powieki i świeci w oczy latarką, gdy przestaje, zaciskam je obronnie. Po krótkiej chwili, zbieram w sobie siły i ponownie je uchylam. Obraz jest już wyraźniejszy. Dostrzegam pielęgniarkę, która przed chwilą sprawdzała mi tętno oraz lekarza, który świecił latarką.

- Dzień dobry, Klaro - odezwał się pogodnie - Jak się czujesz?

- D-dobrze - odpowiedziałam zachrypłym głosem - Chce mi się pić.

- Tak, to na pewno dobre oznaki - doktor się zaśmiał.

- Proszę, pij słoneczko - pielęgniarka wręczyła mi plastikowy kubek z wodą - Tylko pij spokojnie, małymi łykami - dodała troskliwie.

- Klara, kochanie - zauważyłam zbliżających się do łóżka rodziców.

Za nimi znajdowali się Nate, Ori, Chris i Katie. Wszyscy uśmiechnięci, ale na ich twarzach widniała niepewność.

- Co się stało? Dlaczego jestem w szpitalu? - zapytałam przejęta. 

- Straciłaś przytomność i zapadłaś w śpiączkę, po tym jak spadłaś z balkonu - odpowiedziała spokojnie mama.

- Byłam w śpiączce? - zapytałam bardziej sama siebie. Rodzice pokiwali tylko twierdząco głowami. - Ile spałam? 

-  Osiem godzin - mama pogłaskała mnie po głowie - Boli cię coś, kochanie?

Dopiero po tym pytaniu poczułam tępy ból głowy oraz przeszywające kłucie w prawej ręce i lewej nodze. Od razu zajrzałam pod kołdrę. Moje przeczucia mnie nie mylił. Zarówno ręka, jak i noga były unieruchomione w gipsie. 

- Strasznie boli mnie głowa - odpowiedziałam krótko. 

- Masz wstrząs mózgu, więc to normalny objaw.  Siostra Lea zaraz poda ci leki przeciwbólowe - dodał lekarz - Dobrze, że już się wybudziłaś, ale musisz zostać pod obserwacją jeszcze przez trzy dni - uśmiechnął się ciepło. 

Pokiwałam głową w odpowiedzi. Łyknęłam leki, a następnie personel medyczny zostawił nas samych. Próbowałam się lekko podnieść, lecz uniemożliwił mi to silny ból w klatce piersiowej. Syknęłam z bólu.

- W wyniku upadku, potłukłaś sobie jeszcze żebra - poinformował mnie tata i delikatnie pomógł mi się podnieść. 

- Jakby mało tego było - dodałam zniesmaczona.

- Kochanie, jak w ogóle do tego doszło? - zapytała z przejęciem w głosie mama.

- Poszłam po piłki z Alison, z którą jestem na śmierć skłócona. Zaczęłyśmy się kłócić, później szarpać, a na końcu znalazłam się na dole, na boisku. Tyle - wzruszyłam ramionami, zapominając o potłuczonych żebrach, które teraz usilnie dawały o sobie znać - A co z Alison? - popatrzyłam po wszystkich.

- Miała więcej szczęści niż ty. Ma zwichnięty łokieć i kilka siniaków - zrelacjonował Nate - Gdyby nie to, że upadła na ciebie, również była by tak pokiereszowana - złapał mnie za dłoń. 

- Narobiłaś nam niezłego strachu, młoda! - dodała Katie, a wszyscy z aprobatą pokiwali głową.

- A właśnie, jak mecz? - zaciekawiłam się. 

- Mimo, że straciłyśmy ciebie jako kluczową zawodniczkę, udało nam się wygrać mecz w wyniku 3:2! - Katie z zadowolenia klasnęła w ręce.

Wszyscy zaśmiali się z jedynej dobrej wiadomości dzisiejszego dnia. 

- Kochanie, wiemy już, że z tobą wszystko w porządku, to chcielibyśmy wrócić do domu. Te ośmiogodzinne wyczekiwanie strasznie dało nam w kość. Mam nadzieję, że nie masz nic przeciwko temu? - mama zapytała troskliwie.

- Jasne. Nie ma sensu, abyście ślęczeli na tych niewygodnych, plastikowych krzesłach. Idźcie, odpocznijcie - uśmiechnęłam się.

Tata ucałował mnie gorąco w czoło. Mama jeszcze poprawiła mi poduszkę i kołdrę, następnie po tysiącu pytań czy niczego mi nie brakuje, spokojnie opuścili moją salę. 

- Uduszę tę sukę, za to co ci zrobiła - wybuchnęła Ori, zaraz po tym jak za moimi rodzicami zamknęły się drzwi - Tak jej przemówię do rozsądku, że odechce jej się wszystkiego!

- Ja z chęcią ci pomogę - dodała Kate - Miarka się przebrała. Co innego skręcona kostka Lisy, a co innego wylądowanie w szpitalu ze wstrząsem mózgu i połową połamanych kości.

 - Dzięki dziewczyny, ale muszę się tym sama zająć. To konflikt między mną a Alison - uspokajałam przyjaciółki. 

Dziewczyny skrzywiły się, niezadowolone, że puściłam z dymem ich niecne plany zemsty. A kiedy już całkowicie im wyperswadowałam, że nie mają się w trącać w tę sprawę, razem z Chrisem, pożegnały się, zostawiając mnie i Nate'a samych.

- Mocno boli? - zapytał Nate, gładząc mnie po policzku.

- Już nie tak mocno - przymknęłam oczy, delektując się jego dotykiem.

- To dobrze - na jego twarzy pojawiła się ulga. 

-  Nie powinieneś się też zbierać do domu? - zagadnęłam. 

- Nigdzie się nie wybieram.

I jak na potwierdzenie tych słów, ściągnął buty, po czym położył się tuż obok mnie. 

- Nikt cię stąd nie wygoni? - zapytałam rozbawiona. 

- Nawet mnie nie ruszą. Moja mama jest naczelną pielęgniarką, więc o nic nie musisz się martwić - delikatnie mnie objął - Śpij, musisz dużo wypoczywać - szepnął mi do ucha.

- No dobrze - poddałam się - Dobranoc.

 

 

***

 


Jasne promienie słońca wpadające do sali, leniwie łaskocząc mnie po twarzy, wybudziły mnie ze snu. Przetarłam oczy, dopiero po chwili przypominając sobie, że znajduję się w szpitalu. Podskoczyłam ze strachu, kiedy zauważyłam, że po drugiej stronie mojego łóżka ktoś siedzi.
- Bryan? - zapytałam zdezorientowana, widząc śpiącego na krześle chłopaka.
Bryan delikatnie się wzdrygnął na dźwięk mojego głosu. Otworzył sennie oczy.
- Cześć Klara - momentalnie znalazł się przy mnie - Przyjechałem od razu, jak tylko rano wróciliśmy z meczu w Cincinnati - złapał mnie za dłoń - Jak się czujesz?
- Całkiem dobrze. Już mnie nawet głowa nie boli - uśmiechnęłam się.
- To dobrze - odwzajemnił uśmiech - Jak dowiedziałem się w autobusie, w drodze powrotnej, że jesteś w szpitalu... - posmutniał - Myślałem, że tego nie przeżyję. Ciągle myślałem, abyś wybudziła się z tej śpiączki...
- Spokojnie, wszystko ze mną dobrze - pocieszyłam go.
- Klara, tak bardzo cię przepraszam - przymknął oczy. - Przepraszam, że tak wtedy zareagowałem, że cię tam zostawiłem i później w ogóle się nie odzywałem - westchnął. - Przepraszam.
- To ja cię przepraszam, za to, że cię skrzywdziłam - ścisnęłam jego dłoń, a Bryan uśmiechnął się blado.
- Wiem, że zaczęłaś się spotykać z Nate'm, ale nie mogę cię stracić z mojego życia. Nadal jesteś dla mnie ważna...
- Jasne. Ja też nie wyobrażam sobie bez ciebie życia - usiadłam i przytuliłam się do niego.
Miło było znowu poczuć jego zapach, ciepło skóry, delikatne włosy. Uśmiechnęłam się w duchu. W tym samym momencie usłyszałam, pukanie do drzwi. Odsunęłam się od Bryana i ujrzałam wchodzącą do sali Alison. Bryan spojrzał na mnie pytająco.
- Mam zostać? - zapytał.
- Poradzę sobie - odpowiedziałam.
- Ok, będę się zbierał, bo jestem strasznie zmęczony przez tą podróż i nieprzespaną noc - jeszcze raz mnie przytulił - Wpadnę wieczorem, dobrze?
- Spoko, leć i wyśpij się! - pocałowałam go na pożegnanie w policzek.
Alison rzuciła krótki uśmiech do wychodzącego Bryana, a następnie podeszła do okna.
- Czego chcesz? - rzuciłam gniewnie.
- Wiem, że mnie nienawidzisz, ale... - zrobiła przerwę - Ta cała sytuacja... Spędzając tą noc w szpitalu, ja sobie wszystko dokładnie przemyślałam - odwróciła się do mnie przodem - Klara, chciałam cię przeprosić.
Zamarłam w bezruchu. Czy ja dobrze usłyszałam? Alison mnie przeprasza? Pewnie to jakaś następna gierka z jej strony.
- Byłam wredną suką - nadal jesteś - pomyślałam i przewróciłam oczami - Ale po tym incydencie, zrozumiałam, że to wszystko było przesadą, zrozumiałam swój błąd - skrzywiła się - Jako, że to wszystko z mojej winy, przychodzę jako pierwsza, zakopać wojenny topór - podeszła bliżej.
- Przeprosiny przyjęte - powiedziałam obojętnie - Ale nadal będę miała cię na oku - dodałam cierpko.
- Zrozumiałe - posłała mi krótkie spojrzenie, po czym wyszła z sali.
Odetchnęłam z ulgą, jakbym przebiegła co najmniej kilometr. Zdążyłam wypuścić tylko powietrze z płuc, a do sali wpadł Nate. 

- Widziałem Alison. Wszystko w porządku? - zapytał przestraszony.
- Tak, jest ok. Z resztą co miałoby być nie tak? - zapytałam zdziwiona.
- Nie wiem, może chciała cię otruć? - dodał z rozbawieniem.
- Głupi! - przewróciłam oczami. 
Wybuchnęliśmy śmiechem. Nate ponownie wgramolił się do mnie do łóżka.
- A tak właściwie, to czego ona chciała? - zapytał po chwili.
- Przyszła przeprosić i zakopać wojenny topór.
- Nie! Nie możliwe! - popatrzył na mnie zdziwiony.
Pokiwałam mu głową, dając do zrozumienia, że jednak to prawda. On w lekkim szoku, otworzył szeroko usta ze zdziwienia i się zamyślił, jakby rozmyślając czy to naprawdę może być prawda. Uśmiechnęłam się pod nosem, a następnie wtuliłam się w niego, nie zwracając uwagi na bolące żebra. Rzeczywiście, to była strasznie dziwna sytuacja. I chociaż do końca i ja nie wierzę w jej przemianę, w głębi mojej duszy tli się małe przekonanie, że jednak mówiła prawdę. W końcu nawet ci najbardziej zgorszeni i zepsuci, dostają drugą szansę na lepsze życie. 


_____________________________________
Hej kochani!
Tak, tak... Klara żyje i ma się całkiem dobrze. Rozwiązała zawiłą sytuację z Bryanem. Mają teraz szansę na nową, wspaniałą przyjaźń. Zakopała wojenny topór z Alison. Wszystkie fakty i zdarzenia wskazują, że przyszedł czas na zakończenie tego opowiadania. Wiem, że to zerwanie Klary i Bryana, przebiegło bardzo szybko, ale w związku z tym, że kończę to opowiadanie musiałam jak najbardziej to przyspieszyć. 

Dodam  jeszcze, że postanowiłam dopisać epilog, także wyczekujcie jeszcze jednego postu!
Pozdrawiam gorąco i całuję! ;**


piątek, 30 maja 2014

ROZDZIAŁ 29

Przeżycia wczorajszego wieczora tak mocno mną zawładnęły, że po powrocie do domu o niczym innym nie myślałam. Nate zaprzątnął mi całą głowę i to tak mocno, że nie mogłam zasnąć aż do godziny trzeciej w nocy. Moje myśli przez ostatnie dni całkowicie szalały. Były targane niczym biedny liść na wietrze, a nawet huraganie. Rozrywane na strzępy i porozrzucane na wszystkie strony. Wstałam po godzinie dwunastej. Przez co, o mały włos, a spóźniłabym się na dzisiejszy mecz, który jest o godzinie czternastej. Całym szczęściem siedziałam już w samochodzie Nate'a i byłam w drodze. Przede mną najważniejszy mecz, a to z dwóch powodów. Pierwszym z nich był fakt, że będzie to mój pierwszy mecz od kiedy jestem w pierwszym składzie zespołu. Oznacza to, że będę na boisku przez cały mecz i muszę, naprawdę dać z siebie wszystko. Natomiast drugim powodem jest drużyna przeciwniczek. Dziewczyny znajdują się na czele listy i są faworytkami tegorocznego sezonu. Jeśli i my chcemy wygrać lub chociaż znaleźć się na podium, musimy zdobyć minimum dwa sety. Problem w tym, że przeciwniczki idą jak burza, miażdżąc wszystkie wcześniejsze drużyny do zera. Wygranie zatem meczu jest marzeniem. Naszym najważniejszym celem stały się te dwa wygrane sety w całym meczu.

- Zdenerwowana? -  zapytał Nate, widząc, że siedzę w ciszy.

- Odrobinkę - uśmiechnęłam się krzywo.

- Będzie dobrze, zobaczysz - przełożył rękę z kierownicy na moje udo i delikatnie je pogładził - Jesteście w o wiele lepszej kondycji niż w poprzednim sezonie, więc te dwa sety to tylko formalność - uśmiechnął się - Ba, mogę śmiało stwierdzić, że macie duże szanse na wygranie tego meczu.

- Dobra, nie rozpędzaj się tak - uspokoiłam jego podniecenie.

Wjechaliśmy na szkolny parking. Wysiadłam z samochodu, a Nate sprawnie wyciągnął z bagażnika moją treningową torbę. Złapał mnie za rękę, po czym skierowaliśmy się w stronę budynku hali. W środku kręciło się już wiele osób, głównie uczniowie oraz rodziny zawodniczek. Zauważyłam zbliżających się do nas Ori i Chrisa. 

- Heej! - wykrzyczała przyjaciółka - Gotowa rozwalić przeciwniczki? - zapytała entuzjastycznie.

- Nie mam z nimi szans - odpowiedziałam marudnie. 

- Przestań, jesteś naprawdę dobra - pocieszył mnie Chris.

W odpowiedzi uśmiechnęłam się blado. 

- Ok, to my idziemy zająć najlepsze miejsca - zaproponowała Ori.

- Spoko. Odprowadzę Klarę i zaraz do was dołączę - powiedział Nate, po czym objął mnie w talii, delikatnie popychając do ruszenia. 

Z każdą minutą zaczynałam się coraz bardziej stresować. Moje myśli zeszły na najbardziej pesymistyczny tok. Pojawiła się również myśl, aby się wycofać i wrócić do domu.

- Poradzisz sobie, skarbie - Nate objął mnie mocniej, kiedy stanęliśmy przy drzwiach do szatni dziewcząt. 

- Nie, nie dam rady - kręciłam przecząco głową - Patrz na moje ręce. Jak ja mam grać w takim stanie? - wyciągnęłam w jego kierunku dłonie, które w tym momencie trzęsły się jak galareta.

- Spokojnie -  chwycił mnie za moje roztrzęsione dłonie, okrył je swoimi, po czym pocałował je delikatnie - Dasz radę. Wierzę w ciebie - uśmiechnął się.

Przytuliłam się do niego najmocniej jak potrafiłam. Nate jest moją oazą spokoju. Zawsze jak się w niego wtulę, moje nerwy znikają jak ręką odjął. Zaczął gładzić mnie po głowie oraz plecach. Zanurzył nos w moich włosach i szepcząc, dodawał mi otuchy. Od razu zrobiło mi się lepiej.

- Mmm - zamruczałam z przyjemności - Mogłabym tak wiecznie, ale dziewczyny na mnie czekają - z niechęcią oderwałam się od Nate'a. 

- Powodzenia - ujął moją twarz i pocałował czule. 

Stałam jeszcze przez chwilę z zamkniętymi oczami, rozkoszując się pocałunkiem. Następnie odwróciłam się na pięcie i chwyciłam za klamkę. Zaraz po przekroczeniu progu, rzuciła się na mnie Katie. 

- Klaaara! - zaczęła piszczeć - Ale jestem podjarana tym meczem - skakała w miejscu jak małe dziecko.

- Ja wręcz przeciwnie. Strasznie się stresuję - odpowiedziałam.

Katie zrzedła mina. Pokiwała głową, objęła mnie i zaprowadziła do mojej szafki. Po przeciwnej stronie stała Alison ze swoją skwaszoną miną, przyglądała mi się uważnie. Posłałam jej lekceważące spojrzenie i odwróciłam się tyłem do niej. Rzuciłam torbę na ławkę i ciężko na niej usiadłam, Katie zajęła miejsce obok mnie.

- Pamiętam jak dziś, że w dniu mojego pierwszego meczu, denerwowałam się tak samo - patrzyła w dal, wspominając - Obiecuję, że jak już rozegrasz jedną piłkę, cały ten stres z ciebie zejdzie -  szturchnęła mnie ramieniem - A teraz ruszaj dupcie i się przebieraj!

Zaśmiałam się i tak jak nakazała moja kapitan, zmieniłam strój. 

Hala była już wypełniona prawie po same brzegi. Panował na niej szum i gwar, w tle grała muzyka. I pomimo, że nadal strasznie się denerwowałam, cała ta otoczka dodawała odrobiny podniecenia oraz adrenaliny. Ruszyłam na naszą stronę boiska, dołączając do rozgrzewających się koleżanek. Krótka rozgrzewka z truchtem, sprawiła, że już dostatecznie rozgrzałam swój organizm. Czując przypływ gorąca, rozpięłam bluzę i rzuciłam ją na ławkę. 

- Klara! Bierz piłkę i rozgrzewaj ręce! - zganiła mnie trenerka, jednocześnie rzucając w moją stronę piłkę. 

Złapałam ją sprawnie i podbiegłam do Katie, która już na mnie czekała. Rozpoczęłyśmy odbijanie piłki w parze. Następnie przeszłyśmy do ataku, a na końcu do zagrywki. Lekko zmachane, ale dokładnie rozgrzane wróciłyśmy do trenerki. Stanęłam blisko niej, aby usłyszeć wskazówki do taktyki gry. 

- Klara  - spojrzała na mnie i przeniosła wzrok na drugą stronę -  I Alison, skoczcie po piłki, które wpadły na balkon podczas rozgrzewki. 

Znajdował się on po prawej stronie i był zamknięty dla widzów, ponieważ były tam dwie siłownie i sala taneczna szkoły. 

- Mogę...

- Nie marudź Majkowska - trenerka uśmiechnęłam się do mnie zadziornie - No lećcie już!

Ruszyłam jako pierwsza, nie mając najmniejszej ochoty patrzeć na tę zdzirę, Alison. Wyszłam z boiska i skierowałam się do schodów. 

- Mamy do pogadania - usłyszałam ją, będąc w połowie schodów.  

- Niby o czym? - zapytałam, gwałtownie odwracając się w jej stronę.

Ta dziewczyna działała na mnie jak płachta na byka. Jej widok, głos, wszystko! Sprawiało, że moja krew zaczynała się gotować. 

- Myślisz, że znowu zabierzesz mi kolejnego chłopaka - podeszła do mnie bliżej - Z Bryanem, może ci się udało, lecz Nate jest mój!

- Chyba śnisz - zaśmiałam się, po czym odwróciłam się na pięcie i podniosłam piłkę znajdującą się przy balustradzie. 

- Mówię poważnie. Masz go zostawić w spokoju!- zaczęła krzyczeć.

- Za późno - uśmiechnęłam się drwiąco. 

Alison zbliżyła się i chwyciła mnie za koszulkę.

- Radzę ci suko, abyś się do niego nie zbliżała - syknęła.

- Grozisz mi? - uniosłam prowokacyjnie brew i chwyciłam mocno za jej rękę.

- Dokładnie tak. Dobrze, wiesz czym to może się skończyć - zmrużyła oczy. 

- Spróbuj mnie tknąć, a gorzko pożałujesz -  wyrwałam koszulkę z jej ręki, równocześnie wywijając ją na dół.

Alison wyszarpnęła rękę, a następnie mocno pchnęła mnie na balustradę.

- Przesadziłaś zdziro! - krzyknęłam i zaczęłam się z nią szarpać. 

Alison, mimo iż przez modeling była bardzo chudą osobą, miała w sobie dość sporo siły. Chwyciłam ją za ramiona, chcąc popchnąć dalej, by zyskać na czasie, lecz Alison uniknęła mojego ciosu. Wykorzystując okazję, złapała mnie ponownie za koszulkę. Szarpiąc się, próbowałam uwolnić się z jej uścisku. Cofnęłam się kilka kroków do tyłu. Na plecach poczułam barierkę. Postanowiłam zebrać w sobie siły, aby ją odepchnąć, lecz w tym samym momencie Alison wymierzyła mi cios w twarz. Lekko oszołomiona również się zamachnęłam, lecz do końca nie udało mi się wcelować, jedynie delikatnie drapiąc ją po żuchwie. Alison cała w furii, rozpoczęła ciąg ataków na mnie. Usiłując uciec od nich, przechyliłam się do tyłu. Poczułam jak zaczynam tracić równowagę. Gwałtownie złapałam Alison za koszulkę, lecz to nic nie pomogło. Ciągnąć ją ze sobą, poczułam jak tracę grunt pod nogami. Wszystko wkoło nas spowolniło. Obraz się zamazał. Moje ciało stało się lekkie, lewitując jak delikatne piórko. Próbując rozeznać się w tym co się działo, odczułam jak mój korpus z hukiem ląduje na parkiecie boiska. Zaczęły dochodzić do mnie krzyki i piski. Jęknęłam z bólu.

- Klara! - usłyszałam głośny i gardłowy głos Nate'a, a po chwili ujrzałam jego przystojną twarz - Nie ruszaj się. Słyszysz mnie! Klara!

Rozejrzałam się dookoła. Ludzie zebrali się w kręgu i ze strachem się przyglądali.

- Klara! - głos Nate'a rozchodził się jak echo. 

Ponownie spojrzałam na niego. Jego twarz zrobiła się dziwnie rozmazana i znikała w kręgu ciemności, jakby...

 

 

 

____________________________________

Hej kochani!

Udało się! W końcu udało mi się napisać ten nieszczęsny rozdział! Mam nadzieję, że wam się spodoba! Nie należy może do najdłuższych, ale zawiera takie ekscytujące wydarzenia :P

Chciałabym też napomknąć, że to już, prawdopodobnie przed ostatni rozdział... Na pocieszenie powiem tylko, że szykuję dla was niespodziankę :P 

Muszę też pochwalić się wam, dziwnym zjawiskiem jakie niedawno wystąpiło na moim blogu. Otóż w ankiecie, w której za głosowanie bardzo serdecznie wam dziękuję, wynikło, że opowiadanie czyta ogólnie 25 osób, z czego 15 komentuje. Cieszę się z tego niemiłosiernie, tylko tkwi w tym mały szczegół, że nigdy nie dostałam więcej niż 10 komentarzy :( Coś tu musi być nie tak :P Może to taki mały trójkąt bermurdzki, gdzie giną niektóre komentarze :O Haha, ok już nic nie mówię, bo pomyślicie, że aG. zwariowała :D 

Zapraszam do komentowania i z góry dziękuję za każdy najmniejszy komentarz! 

Całuję! ;***

 






sobota, 3 maja 2014

ROZDZIAŁ 28

Od ponad dwudziestu minut podziwiałam sufit w moim pokoju, próbując przy tym odczytać emocje i uczucia, które się we mnie kłębiły. Z jednej strony smutek i ból serca związany z moim rozstaniem z Bryanem, który przeszywał całą moją klatkę piersiową. Z drugiej, uczucie ciepła i radości rozchodzące się po podbrzuszu, wywołane wspomnieniami z wczorajszego zdarzenia z Nate'm. Istny kalejdoskop! W mojej głowie panował mętlik. Byłam w całkowitym rozbiciu umysłowym i emocjonalnym. Na domiar tego, z niecierpliwością czekała na mnie szara rzeczywistość, w postaci szkoły. Jedyną pocieszającą myślą było to, że od weekendu dzieli mnie tylko sześć godzin lekcyjnych.

Z głośnym westchnieniem, wygramoliłam się z łóżka i udałam na szybki prysznic. Ten genialny wynalazek potrafi zawsze postawić mnie na nogi. Po tej krótkiej chwili, kontaktu z relaksującą wodą, nawet ten straszny i bezduszny świat wydaje się bardziej kolorowy. Wyszykowana, zeszłam na dół po śniadanie i biegiem ruszyłam na autobus.

- Jak ty możesz żyć w tym ciągłym biegu? - zapytała Ori, kiedy w ostatniej chwili wskoczyłam do autobusu.

- Adrenalina. Spróbuj kiedyś - uśmiechnęłam się zadziornie.

Ori wybuchnęła śmiechem, a po chwili ja również do niej dołączyłam. Po ataku naszego śmiechu, trwającego całe pięć minut oraz odzyskaniu stabilnego oddechu, zauważyłam dziwne zachowanie przyjaciółki. Dziewczyna wyraźnie biła się wewnętrznie z jakąś decyzją. Chciała coś zrobić, lecz nie miała pojęcia w jaki sposób.

- Czyli już słyszałaś? - spojrzałam na nią i postanowiłam ukrócić jej męki.

- Tak. Chris mi powiedział po swoim treningu, po tym jak rozmawiał z Bryanem - na Orchidei twarzy pojawiły się lekkie rumieńce, jakby została przyłapana na gorącym uczynku - Jak się czujesz? - dodała łagodnie.

- Nie jest mi łatwo - spuściłam wzrok na dłonie - Do tego, wczoraj miało miejsce jeszcze jedno zdarzenie... - zawahałam się.

- Jakie zdarzenie? O co chodzi? -  Ori momentalnie się zainteresowała.

Głośno westchnęłam, po czym opowiedziałam jej ze szczegółami całe zajście na parkingu oraz w drodze powrotnej do domu.

- Co za suka! - pisnęła, kiedy już skończyłam - Jak ją gdzieś znajdę, to uduszę ją własnymi rękoma!

Zaśmiałam się. Orchidea zawsze lubi działać pod wpływem emocji oraz chwili. Nigdy niczym się nie przejmuje. Teraz również, jakby na potwierdzenie swoich słów, od razu po wyjściu z autobusu zaczęła intensywnie rozglądać się po szkolnym parkingu, w celu znalezienia Alison. 

- To jak rozegrasz sprawę z Nate'm? - zapytała, gdy poszukiwania Alison skończyły się fiaskiem.

- Na razie oznajmiłam mu, że potrzebuję trochę czasu, aby otrząsnąć się po zerwaniu z Bryanem - odpowiedziałam spokojnie.

- Czyli coś się święci między tobą a Nate'm?! - podekscytowała się Ori.

Przekraczając próg szkoły, uśmiechnęłam się wymigująco, po czym uciekłam na zajęcia. 




***



Otworzyłam z zamachem drzwi. Poczułam rześki, ale ciepły wiatr. Wzięłam głęboki wdech.  W powietrzu zdecydowanie dało wyczuć się jesień. Pachniało liśćmi oraz mokrą trawą. Na mojej twarzy momentalnie pojawił się uśmiech. Nadszedł weekend. Wszystkie złe myśli i uczucia odeszły na bok. Mam ochotę na dobrą książkę, z którą zaszyję się w ogrodzie, a później ciekawą komedię romantyczną, koniecznie z górą lodów czekoladowych. Tak, to mój plan na resztę wolnego dnia! Może brak związku, nie jest wcale taki zły? Z tą optymistyczną myślą ruszyłam na autobus. 

W domu panowała całkowita cisza. Rodzice są jeszcze w pracy, a Elizka w przedszkolu. Natychmiast skierowałam się do swojego pokoju i włączyłam ulubioną muzykę, podkręcając głośność prawie na maksymalną wartość. Rzuciłam się na łóżko, wsłuchując się w rytmiczne dźwięki. Z muzycznego transu wybił mnie charakterystyczny dźwięk zakłócających się fal radiowych pomiędzy głośnikiem a moim telefonem. Gwałtownie poderwałam się i chwyciłam za aparat.


Od Nate:

Jesteś w domu? 


Do Nate:

Tak. Coś się stało?


Od Nate:

Super. Czekam przed domem!


Podniosłam się z łóżka, wyłączyłam muzykę, po czym zdezorientowana zeszłam na dół. O co mogło chodzić? Stało się coś poważnego, że przyjechał? W mojej głowie rozszalały się różne teorie. Wyszłam z domu. Na podjeździe stał samochód Nate'a, a on sam opierał się o maskę samochodu, a gdy tylko mnie zauważył, gwałtownie podniósł się i ruszył w moją stronę. Mocno mnie przytulił i delikatnie pocałował w usta. 

- Cześć - obdarzył mnie tym szczerym uśmiechem - Mam nadzieję, że nie masz planów na dzisiejsze popołudnie? - zapytał podekscytowany. 

- Nic konkretnego - odpowiedziałam całkowicie zdumiona.

- Super - ponownie mnie pocałował - Wsiadaj do samochodu!

- Ale..

- Nie ma żadnego 'ale'. Wsiadaj - na potwierdzenie swoich słów otworzył mi drzwi od samochodu.

- Dobrze, a mogę tylko wziąć torebkę i zamknąć dom?

- OK, leć! - zaśmiał się. 

Odwróciłam się na pięcie i w lekkim szoku skierowałam się do domu. Chwyciłam telefon, klucze i małą torebkę przez ramię. Trzy minuty później siedziałam już w samochodzie Nate'a.

- Powiesz mi chociaż gdzie jedziemy? - zapytałam.

- Niespodzianka - odpowiedział, dodatkowo kręcąc głową. 

Kiwnęłam głową i zaczęłam przyglądać się okolicy, przez którą jechaliśmy. Kompletnie nie miałam pojęcia, co ten chłopak wykombinował. Wyjechaliśmy poza miasto, przemierzając drogą wśród lasu nagle mnie olśniło. 

- Jedziemy do "Leśnej oazy na wzgórzu"? - zapytałam. 

- Tak, właściwie już jesteśmy - dodał, po czym wjechał na leśny parking. 

Wysiadłam z samochodu. Patrząc na wielką tablicę z napisem, przypomniały mi się wydarzenia z mojego ostatniego razu, kiedy tu byłam. Wspaniała impreza przy ognisku, miła rozmowa z Nate'm, sprzeczka między nim a Bryanem, nasz późniejsza kłótnia.  Skrzywiłam się na te ostatnie wspomnienia. Odwróciłam się w stronę Nate'a. Chłopak właśnie wyciągał z bagażnika duży wiklinowy kosz. 

- Co powiesz na piknik? - zapytał uradowany. 

- Brzmi nieźle - odpowiedziałam z zadziornym uśmiechem na twarzy.

Nate zarzucił rękę na moje ramię, jednocześnie przyciągając mnie bliżej do siebie. Ruszyliśmy ścieżką na polanę. Minęłyśmy miejsce wyznaczone do rozpalania ogniska, na którego widok uśmiechnęłam się nieśmiało. Zeszliśmy jeszcze trochę niżej, bliżej rzeki, gdzie rozpościerał się wspaniały widok. W lesie jesień była bardziej dostrzegalna. Kolory żółci, pomarańczy i czerwieni pokryły drzewa nad brzegiem Delware, tworząc malowniczy widok.

- Zapraszam - usłyszałam za plecami głos Nate'a.

Odwróciłam się w jego stronę. Chłopak zdążył rozłożyć koc i wyciągnąć jedzenie. Podeszłam bliżej i usadowiłam się na kocu. Nate podał mi zapiekaną kanapkę i butelkę soku pomarańczowego.

- Pięknie tutaj - zachwycałam się widokami.

- Prawda? O każdej porze roku jest tu zjawiskowo - uśmiechnął się, również podziwiając przyrodę - Wiesz dlaczego cię tu zabrałem? - zapytał po chwili.

Pokręciłam przecząco głową.

- To tutaj, wtedy podczas ogniska na zakończenie wakacji... - poprawił mi grzywkę i ujął dłonią moją twarz - Zdałem sobie sprawę, że zajęłaś miejsce w moim sercu - uśmiechnął się nieśmiało.

Zbliżył się do mojej twarzy i złączył nasze usta. Poczułam przyjemne mrowienie w podbrzuszu. Popchnął mnie lekko na koc.

- Nate... - przerwał mi pocałunkiem, z niechęcią odepchnęłam go lekko od siebie - Mieliśmy się przecież nie spieszyć - dodałam cicho.

- Wiem, przepraszam - zamknął na chwilę oczy - Ale ja nie mogę! Nie mogę przestać o tobie myśleć. Nie mogę przebywać z dala od ciebie. Chcę spędzać z tobą każdą wolną chwilę. Boję się, że znowu ktoś mi ciebie zabierze - dodał niepewnie.

- Nie pozwolę na to - uśmiechnęłam się szeroko, po czym przyciągnęłam go do siebie i pocałowałam.

Mój plan legł w gruzach. Ale czy zawsze nie jest tak, że gdy coś planujesz, los płata ci figla i zmienia wszystko na odwrót? Prawdą jest, że Nate miał w sobie coś takiego, że również nie potrafiłam przebywać zbyt długo bez niego.  Był wspaniałym przyjacielem, na którego mogłam zawsze liczyć, a teraz będzie również moim kochankiem. Czyż to nie połączenie idealne?

 

__________________________________

Hej kochani!

Spięłam swoje cztery litery i oto mamy kolejny rozdział! Mam nadzieję, że wam się spodoba.

Chciałabym również podzielić się z wami pewną radosną informacją, a mianowicie dzisiaj mój blog/opowiadanie świętuje rok! Dziękuję, że jesteście ze mną, bo bez was już dawno mnie, ani tego opowiadania tu nie było. Dziękuję za tyle wyświetleń, za tyle komentarzy! Nigdy nie przypuszczałabym, że osiągnę taki sukces. To cudowne, że mogę go z wami świętować. Chciałabym również podziękować moim kochanym dziewczynom:  Az, Abigail, Firefly, Tori, Kaajce, Alexi, Destiny Faith, Shijemi Reye, Marcie, która ukrywa się pod Anonimem oraz innym anonimowym czytelnikom! Bez was ten blog byłby niczym. To dzięki Wam jestem tutaj, dzięki Wam tworzy się ta historia! Dziękuję z całego serca! ;**

 

Całuję! ;**


niedziela, 13 kwietnia 2014

ROZDZIAŁ 27

- Klara?! Co się dzieje?! - ten głos tak przyjemnie brzmiał - Klara! - poczułam ciepło dłoni na moim policzku. Podniosłam ciężko i niespiesznie powieki. Ostre promienie słoneczne zmusiły je do ponownego, lecz chwilowego przysłonięcia oczu. Gdy znów je rozchyliłam, obraz powoli zaczynał nabierać ostrości. Skierowałam wzrok na osobę, która mnie przytrzymywała. Czekoladowe oczy patrzyły na mnie z pełną czułością. Malowały się w nich również strach oraz troska.

- Nate...

- Jezu, Klara! Co się z tobą dzieje? - w jego głosie słychać panikę.

Zacisnęłam mocno powieki i potrząsnęłam głową, aby ocknąć się z tego dziwnego stanu. Gdy je otworzyłam, zorientowałam się, że Nate jednym kolanem klękał na ziemi, a na drugim mocno mnie przytrzymywał.

- Już dobrze - odpowiedziałam w końcu, próbując się podźwignąć.

- Na pewno? - nadal mocno obejmował mnie w talii - Co to było?

- Nie wiem, chyba zemdlałam - odpowiedziałam zdezorientowana.

- Dlaczego? Źle się poczułaś? - Nate dociekał z troską.

- Nie. Rozstałam się z Bryanem i nagle jakoś dziwnie się poczułam... - na wspomnienie tej sytuacji do moich oczu znowu zaczęły wzbierać łzy.

- Rozeszliście się? Tak naprawdę? - pokiwałam głową - Jesteś tego pewna? Czy znowu za tydzień dowiem się, że jednak to była głupia pomyłka? - zapytał ironicznie.

Popatrzyłam na niego z bólem i zaczęłam głośno szlochać.  Łzy płynęły potokami po mojej twarzy. Nie miałam siły, aby cokolwiek odpowiedzieć.

- Przepraszam. Nie powinienem, ale nadal jestem na ciebie zły za tamto zajście - dodał łagodniej, po czym przytulił mnie mocno.

Objęłam go i wtuliłam twarz w jego umięśnioną klatkę piersiową. Nate opierał policzek o moją głowę, a ręką gładził mnie po plecach. Do moich nozdrzy doszedł cudowny zapach jego perfum. Przyjemnie drażniły mój zmysł powonienia. W połączeniu z ciepłem jego ciała oraz rytmicznym biciem serca, tworzyły idealne ukojenie dla mojej duszy. Rozkoszowałam się tym stanem, gdy w tej samej chwili zadzwonił dzwonek kończący przerwę lunchową.

- Słoneczko. Musimy się zbierać - wymruczał w moje włosy.

Pociągnęłam nosem i niechętnie się od niego oderwałam.

- Już wszystko w porządku czy mam zaprowadzić cię do pielęgniarki? - ujął dłońmi moją twarz i spojrzał czule w oczy.

- Już jest dobrze - uśmiechnęłam się blado.

Nate pocałował mnie w czoło i podniósł z ziemi nasze plecaki, przerzucając je przez ramię. Objął mnie ramieniem i poprowadził w stronę wejścia do szkoły.

- Co teraz masz? - zapytał, kiedy przekroczyliśmy próg.

- Angielski - odpowiedziałam bez wyrazu.

- Masz z kim dzisiaj wracać? - zapytał, gdy zmierzaliśmy w stronę klasy.

- Mogę zadzwonić do taty, aby zrobił sobie przerwę w pracy i mnie odebrał.

- Nie rób mu problemu, ja cię odwiozę - uśmiechnął się - Będę też spokojniejszy, jak będę osobiście wiedział, że jesteś już w domu.

- Dzięki. Spotkamy się na parkingu?

- Oczywiście. Miłych zajęć - objął mnie mocno i pocałował w czubek głowy - Pa.

Zrobiło mi się odrobinę cieplej na duszy. Nate to prawdziwy przyjaciel. Jeszcze nigdy mnie nie zawiódł, w przeciwności do mnie...

Przez resztę zajęć byłam nieobecna. Patrzyłam zamglonym wzrokiem przez okno. Moje myśli krążyły gdzieś poza moją osobą, a serce tak mocno bolało. Marzyłam tylko o tym, aby znaleźć się w domu, skryć się pod miękkim kocem i słuchać kojącej muzyki. Dlaczego w moim życiu pojawiło się tyle bólu? Co zrobiłam nie tak, że ponoszę tak bolesne konsekwencje? Zawsze byłam rozważną osobą, a odkąd się tutaj przeprowadziłam, przestałam racjonalnie myśleć. Z tego zamyślenia wybił mnie długo oczekiwany dzwonek. Niespiesznymi ruchami spakowałam się i udałam na parking. Wyszłam z budynku i rozejrzałam się za Nate'm. Znalazłam go, grzebiącego w bagażniku swojego samochodu. Zarzuciłam plecak na plecy i ruszyłam w jego stronę. Kilkanaście metrów od samochodu, odwrócił się i obdarzył mnie tym swoim czarującym uśmiechem. Miałam ochotę ponownie się w niego wtulić. Już miałam przyspieszyć kroku, kiedy z prawej strony nadbiegła Alison i rzuciła się na jego szyję, napastując również jego usta. Stanęłam jak wryta i przyglądałam się tej idiotycznej sytuacji. Nie wierzyłam, że to się naprawdę dzieje. Zacisnęłam mocno powieki, modląc się w duchu, że gdy je otworzę Nate będzie stał tam całkowicie sam. Niestety, tak się nie stało, a zamiast tego widziałam klejącą się do niego Alison. Tego już za wiele! Odwróciłam się na pięcie i ruszyłam ku bramie szkoły. 

- Klara! - usłyszałam głos za sobą - Klara! Gdzie ty idziesz? - poczułam szarpnięcie za ramię. 

- Do domu! - wycedziłam przez zamknięte zęby. 

- Przecież miałem cię odwieźć - odpowiedział skonsternowany. 

Stanęłam w miejscu i zwróciłam się w jego stronę. 

- Nie będę jechać z tą wywłoką! - krzyknęłam - I niby od kiedy wy jesteście razem?! 

- Klara. Proszę cię, uspokój się - spiorunowałam go wzrokiem - To nie tak.

- A niby jak?!

- Po tamtej rozmowie, w której uświadomiła mnie, że jesteś nadal z Bryanem, zaczęliśmy spędzać więcej czasu ze sobą - podrapał się po głowie - Klara daj spokój, chodź do samochodu. 

- Nie będę przebywać tak blisko tej suki! - nie panowałam już nad emocjami. 

- Przestań. Alison, wcale nie jest taka zła. Musisz ją tylko poznać - Nate mnie przekonywał. 

Zaśmiałam się nerwowo. 

- Nate, znam ją bardzo dobrze. Przez ostatnie trzy tygodnie robiła piekło z mojego życia! Nienawidzę tej suki! Nigdy, nie uwierzę, że jest dobrą osobą! - moje nerwy puściły a z nimi pojawiły się łzy - Nie mam zamiaru przebywać w jej towarzystwie. Jedź ze swoją idealną Alison, w końcu ona jest najważniejsza! - otarłam niechlujnie łzy i spojrzałam na niego wzrokiem pełnym wyrzutu. 

Nate się nie odezwał, za to jego twarz wykrzywiła się w lekkim grymasie. Odwróciłam się na pięcie i odeszłam. W drodze jeszcze raz przetwarzałam to co widziałam i nadal nie mogłam w to uwierzyć. Jak on mógł? Przecież dobrze wiedział jak Alison zachowywała się w stosunku do mnie! Tym postępowaniem Nate złamał mi serce. Dzisiejszego dnia nastąpiło to dwa razy. Nawet nie czułam już bólu. Jedyne uczucia, które mi towarzyszyły to obojętność i pustka. Nałożyłam na siebie płaszcz ochronny, który odgradzał mnie od tego całego zła, które ciągle wisi w powietrzu i czeka na twój najgorszy moment, aby cię zaatakować, rujnując ci wszystkie plany, całe życie.

Byłam już w połowie drogi do domu, tuż przed wejściem do parku. Proszę bardzo! Dobrze sobie radzę sama! - utwierdzałam samą siebie w myślach. Za plecami usłyszałam zatrzymujący się samochód, następnie dźwięk zamykanych z trzaskiem drzwi. Będąc cała we łzach, nie miałam najmniejszej ochoty rozglądać się, sprawdzając co tam się dzieje. Szłam, więc dalej przed siebie. Usłyszałam jeszcze za sobą przyspieszające kroki, by chwilę później zobaczyć przede mną Nate'a. Bez słowa zagrodził mi drogę, tym samym wymuszając na mnie zatrzymanie się. Stał tak i wpatrywał się we mnie gniewnym wzrokiem. 

- Ty jesteś najważniejsza! - prawie krzyknął, a po chwili gwałtownie ujął moją twarz i zatopił swoje usta w moich. Jego delikatne i ciepłe wargi były zachłanne, ale jednocześnie subtelne. Pieściły mnie, czule prosząc o więcej. Z cichym jękiem rozchyliłam usta, zatracając się całkowicie w tej przyjemnej grze naszych języków. Nate smakował tak cudownie. A jego zwinny język wzbudzał w moim ciele uczucie bliskie euforii. 

- Nikt inny się nie liczy - dodał bez tchu, opierając się czołem o moje. 

Stałam z zamkniętymi oczami i rozkoszowałam się jeszcze tym cudownym pocałunkiem. Po moim ciele wciąż przyjemnie rozpływało się ciepło. 

- Chodź, zawiozę cię do domu - powiedział łagodnie, ujął moją dłoń i poprowadził w kierunku samochodu. Szarmancko otworzył drzwi i wpuścił do środka. 

Usadowiłam się na fotelu i oparłam głowę o zagłówek. Uśmiechnęłam się sama do siebie. W końcu jakiś przyjemny epizod dzisiejszego dnia.

- A gdzie jest Alison? - zapytałam się kiedy wszedł do samochodu, przypominając sobie wcześniejsze wydarzenie. Nate'owi zrzedła mina.

- Naprawdę chcesz teraz o niej rozmawiać? - nie chciałam, ale musiałam wiedzieć na czym stoję, więc pokiwałam twierdząco głową - Oznajmiłem jej, że nie mogę tak ciebie zostawić. Na co ona wpadła w furię, nazywając cię manipulacyjną lafiryndą - skrzywiłam się, Nate mógł to pominąć - Powiedziała, że nie chce mieć ze mną nic wspólnego i kazała się zawieźć do centrum handlowego - wzruszył ramionami - Typowa scenka ze strony Alison. 

- Czyli nie jesteście razem? - zapytałam z wahaniem w głosie. 

- Słoneczko, czy byłbym tutaj, gdyby między mną a Alison coś było? - spojrzał na mnie łagodnie.

- A ta sytuacja na parkingu? - zapytałam, krzywiąc się na samą myśl. 

- To Alison, ona się do wszystkich klei - wzruszył ramionami - Gdybyś tak szybko nie uciekła, zobaczyłabyś, że ją po chwili odepchnąłem - uśmiechnął się do mnie pocieszająco. 

- I tak widziałam za dużo - odburknęłam. 

Nate się zaśmiał i pokręcił głową, po czym płynnie wjechał na mój podjazd. Zatrzymał się i przekręcając kluczyki w stacyjce zgasił samochód.

- Nate? - zaczęłam niepewnie.

- Mhm - zachęcił mnie mruknięciem.

- Wiesz jak bardzo jesteś dla mnie ważny - na jego twarzy wyrósł szelmowski uśmiech, a w oczach pojawiły się iskierki - Ale ledwo rozstałam się z Bryanem i nie chciałabym się tak mocno spieszyć - dodałam cicho. 

Z jego twarzy zniknął uśmiech, a w oczach pojawiła się nuta smutku. Złapałam go za rękę i uśmiechnęłam się przepraszająco. 

- Rozumiem. Nie chcę na ciebie naciskać - ścisnął moją dłoń, uniósł ją i złożył na niej delikatny pocałunek - Jak już tak długo czekam, to mogę jeszcze chwilę poczekać - uśmiechnął się zawadiacko. 

Roześmiałam się i rzuciłam na niego, mocno się przytulając.

- Jesteś genialny - mruknęłam, po czym wysiadłam z samochodu. Będąc przed drzwiami wejściowymi, odwróciłam się i pomachałam mu na pożegnanie. Wchodząc do domu nie czułam już ani bólu, ani pustki, a jakieś tlące się uczucie, że jednak może być dobrze. Uczucie, które dawało mi nadzieję na lepsze jutro. 



_______________________________________

Hej!

Z przykrością muszę oznajmić, iż podjęłam decyzję o zakończeniu opowiadania. Jednym z powodów jest brak interesujących pomysłów co do fabuły,  a drugim, że pisanie tego opowiadania zaczęło mi ciążyć. Nie umiem już tego ciągnąć. Nie chcę narzekać, że zainteresowanie jest małe, bo te siedem i pół tysiąca wyświetleń i ponad dwieście pięćdziesiąt komentarzy przekracza moje najśmielsze oczekiwania. Zaczynając to opowiadanie byłam przekonana, że nikt tego nie będzie czytał, a tu proszę, taka niespodzianka :) Ale faktem też jest, że zauważyłam spadek tego zainteresowania i to jest trzeci powód. 

Opowiadanie napiszę do końca. Planuję jeszcze trzy może cztery rozdziały plus epilog. Tyle w tym temacie.

Tymczasem zapraszam do komentowania tego rozdziału!

Buziaki ;**