Wiadomości!

Zapraszam na mojego nowego bloga! Byłabym wdzięczna za kilka słów co o nim sądzicie!

Paryska-finezja!!!


poniedziałek, 24 lutego 2014

ROZDZIAŁ 24

Cała w nerwach, biegałam w tą i z powrotem. Spojrzałam ponownie na zegarek i syknęłam ze złością widząc jak wskazówki zegara nieubłaganie pędzą do przodu. Łapiąc za moją torebkę, pokręciłam niedowierzająco głową. Że też dzisiaj musiał popsuć się Bryanowi samochód - pomyślałam gorzko. Wszystko byłoby dobrze, gdyby nie fakt, a bardziej pech, że akurat dzisiaj zaspałam oraz to, że Bryan raczył powiadomić mnie o jego problemie dopiero o godzinie siódmej czterdzieści. Miałam zaledwie pięć minut, aby zdążyć na ostatni autobus, a ja jeszcze byłam w domu. Na dodatek zaczynałam dzień dwoma godzinami chemii, na której przez półtora zajęcia będziemy pisać trudny sprawdzian. Nauczyciel od tego przedmiotu nie tolerował spóźnień. Zaraz po dzwonku zamykał drzwi na klucz, a jedynym odstępstwem od tej zasady było usprawiedliwienie od dyrektora. Jak ogólnie darzyłam sympatią mojego pedagoga, pod tym względem mogłabym go udusić. Szczególnie, że sama nie należę do punktualnych osób.
Zbiegłam na dół do kuchni. Rodzice już zdążyli pojechać do pracy, więc o śniadaniu mogłam tylko pomarzyć. To samo mogło dotyczyć drugiego śniadania, lecz widok zielonego pojemnika, wypełnionego samymi smacznościami, wywołał wielki uśmiech na mojej twarzy oraz ulgę, że nie umrę dzisiaj z głodu. Szybkie spojrzenie na zegarek, przywróciło stres i napięcie całego ciała. Pośpiesznie wrzuciłam pojemnik z jedzeniem do torby i czym prędzej pobiegłam na autobus. Pojazd stał już na zatoczce i zamykał drzwi, kiedy dobiegałam do przystanku. Łapiąc ciężko oddech i zaciskając wszystkie moje mięśnie, przyspieszyłam, równocześnie zamaszyście machając. Przez szyby podłużnej maszyny widziałam, że Orchidea również robiła wszystko co w jej mocy, abym zdążyła wejść. Całym szczęściem kierowca był łaskawy i otworzył mi ponownie drzwi.
- Ty to się nigdy nie nauczysz punktualności - pokręciła głową przyjaciółka.
- Nie to jest moim największym problemem... W ogóle mam dla ciebie niezłą historię - wydukałam, łapczywie uzupełniając tlen w płucach.
Ori zrobiła wielkie, zaciekawione oczy i od razu zamieniła się w słuch. Po wyrównaniu oddechu oraz powróceniu mojej twarzy do normalnych kolorów, streściłam ze szczegółami mój, wręcz fenomenalny, wczorajszy obiad w towarzystwie chłopaków.
- Haha. Uwielbiam Elizkę! - zaniosła się śmiechem, kiedy skończyłam opowiadać.
Mnie natomiast na powracające wspomnienia, kurczowo zacisnął się żołądek bądź przez fakt, że jeszcze dzisiaj nic nie jadłam. Zanim Ori przestała się emocjonować moją siostrą, zdążyliśmy już dojechać do szkoły. A do mnie powróciła myśl, iż nadal nie rozwiązałam swojej sytuacji. Chociaż po wczorajszych wydarzeniach już mnie to tak nie stresuje. Pojawiła się nawet myśl, że dam radę to rozwiązać.
- To co robisz z chłopakami? - zapytała przyjaciółka w momencie przekroczenia przez nas progu szkoły.
- To co już dawno powinnam zrobić - wzruszyłam ramionami, na jej twarzy pojawił się grymas niezrozumienia - Porozmawiam z nimi - dodałam.
W tym samym momencie zabrzmiał dzwonek na lekcję. Naprędce pożegnałam się z Ori i ruszyłam w stronę sali chemicznej, przypominając sobie, że mam przed sobą skomplikowany sprawdzian.
Z oddali widziałam jak chemik łapie za klamkę i zamyka drzwi.
- Chwileczkę! Jeszcze ja! - krzyknęłam ile sił w płucach, orientując się po fakcie, że aż nazbyt.
Nauczyciel wyjrzał zza  drzwi i na mój widok przewrócił oczami. Uśmiechnęłam się do niego przepraszająco. W środku, wszyscy pozajmowali już miejsca, zachowując odpowiednią odległość uniemożliwiającą jakiekolwiek ściąganie. Minęłam Nate'a i uśmiechnęłam się do niego nieśmiało, po czym usiadłam w ławce za nim. Pedagog rozdał sprawdziany, składające się z trzech kartek, na których widok, wytrzeszczyłam ze zdziwienia oczy. Spojrzałam po reszcie uczniów i zabrałam się za pisanie.
Dokładnie po godzinie i piętnastu minutach nieprzerwanego pisania, skończyłam i wygodnie rozsiadałam się w ławce czekając na zebranie prac. Dopiero teraz orientując się, że wszyscy już dawno skończyli i czekali na mnie. Wzruszyłam ramionami i jako pierwsza wstałam, oddając pracę. Korzystając z okazji, postanowiłam od razu porozmawiać z Nate'm. Im szybciej to załatwię, tym lepiej.
- Nate! Możemy porozmawiać? - zagadnęłam go nieśmiało, gdy pojawił się na korytarzu.
- Wybacz, nie teraz - podniósł głowę znad telefonu - Muszę lecieć do trenera - spojrzał na mnie niepewnie, po czym odwrócił się i odszedł.
- Acha... - odpowiedziałam cicho, bardziej do siebie, ponieważ Nate już był daleko.
Coś się stało, że jest taki dziwny? Nigdy nie przejmował się wezwaniami trenera. Zawsze wolał najpierw porozmawiać ze mną. Czyżby dowiedział się o tej całej chorej sytuacji? A może ja po prostu już wszystko wyolbrzymiam. Pokręciłam głową, aby odrzuć te negatywne myśli i udałam się na następne zajęcia.


***

Matma i polski ciągnęły się w nieskończoność. Na szczęście już przerwa lunchowa, a potem tylko dwa zajęcia. Postanowiłam, że spróbuję porozmawiać z Bryanem. Wyciągnęłam telefon i napisałam do niego wiadomość.


Do Bryan:

Gdzie jesteś? Chciałabym porozmawiać?


Od Bryan:

Przy mojej szafce. Czekam!


To tuż za rogiem. Moje serce zaczęło szybciej bić. Ręce zaczęły drżeć, a nogi, jakby stały się z waty. W myślach próbowałam ułożyć jakieś sensowne wyjaśnienie, ale wszystko wydawało się takie banalne. Doszłam do zakrętu i nagle zawróciłam. Nie! Nie mogę jeszcze tego zrobić! Moje serce całkowicie oszalało, tętniąc teraz z zawrotną szybkością. Dasz radę. Dasz radę! - motywowałam się w myślach. Wzięłam trzy głębokie oddechy i przekroczyłam róg. Był tam, rozmawiał z chłopakami z drużyny. Uśmiechnięty i zrelaksowany. Tak uroczo wygląda, jak się tak szczerze uśmiecha. Zauważył, że się zbliżam, jego uśmiech stał się jeszcze szerszy i ciepły.
- Cześć kochanie - pocałował mnie czule.
- Hej - odpowiedziałam niepewnie - Cześć chłopaki - uśmiechnęłam się do kolegów Bryana.
- Siemka Klara! To my się już zbieramy - zwrócili się do Bryana - Widzimy się na treningu!
- Jasna sprawa - odwrócił się do mnie - O czym chciałaś porozmawiać? - i znowu uśmiechnął się w ten swój cudowny sposób.
- Bo widzisz... ja chciałam... - zaczęłam dukać.
- Kochanie coś się stało? - zapytał wystraszony.
Pokręciłam przecząco głową.
- To o co chodzi? - zapytał łagodnie.
Opuściłam głowę. Z nerwów zaczęłam się bawić dłońmi. Spojrzałam ponownie w te czekoladowe oczy, które teraz z pełną czułością wpatrywały się we mnie.
- Chodzi o to... wtedy jak myślałam, że wróciłeś do Alison, to zaszła taka sytuacja, że ja...
- Uwaga! Klara Majkowska proszona jest do gabinetu dyrektora! Powtarzam, Klara Majkowska proszona jest do gabinetu dyrektora! - zabrzmiał damski głos ze szkolnego radiowęzła.
Podskoczyłam ze strachu i spojrzałam zdezorientowana na chłopaka. Bryan również był zaskoczony.
- Chodź. Odprowadzę cię - złapał mnie za rękę i ruszyliśmy.
Stanęliśmy przed drzwiami, nadal w szoku pocałowałam szybko Bryana i złapałam za klamkę. Niepewnie przekroczyłam drzwi. W poczekalni zauważyłam Ori.
- Ciebie też wezwali? - szybko do niej podbiegłam - Nie słyszałam, aby wywoływali twoje nazwisko?
- Sekretarka przechwyciła mnie na korytarzu - powiedziała zmarnowana i kiwnęła głową w stronę kobiety siedzącej za biurkiem.
- Jak myślisz o co może chodzić? - spytała lekko zdenerwowana.
- No jak to o co? -  Ori obruszyła się.
- Kurwa, zapomniałam! - podniosłam głos.
- Panienko, zważaj na słowa! - upomniała mnie sekretarka, posyłając mrożący wzrok, po czym wróciła do pracy przy komputerze.
- Przepraszam - poczerwieniałam z zawstydzenia.
Spojrzałam na Ori, która lekko się uśmiechała, próbując powstrzymać wybuch śmiechu. Zganiłam ją wzrokiem. Zaczęłam się zastanawiać nad tym jakie mogą czekać nas konsekwencje. Jeszcze nigdy nie byłam na dywaniku u dyrektora. Nie znam go. Nie wiem jak reaguje na takie wybryki, jaki jest dla swoich uczniów. Powinnam się go obawiać? Pochłonęłam się w myślach. Ori chyba również, ponieważ milczała jak grób, co jest u niej niespotykane. Spojrzałam na zegarek, który wisiał za plecami sekretarki. Siedziałyśmy tu już z piętnaście minut. Specjalnie tak nas przetrzymują, żebyśmy się zastanowiły nad występkiem, który popełniłyśmy? Mamy zrobić sobie rachunek sumienia, by z pełną skruchą i pokorą przeprosić za popełnione błędy?
- Panna Majkowska oraz Panna Ruis? - dyrektor nagle pojawił się w drzwiach.
Wystraszone wstałyśmy z krzeseł i bez słowa pokiwałyśmy głowami.
- Zapraszam - otworzył szerzej drzwi, wpuszczając nas do środka.
Gabinet był średniej wielkości. Na samym środku stało wielkie biurko, a na nim zielona lampka i sterta dokumentów oraz książek. Przed biurkiem stały dwa fotele. Po prawej stronie była pokaźna biblioteczka, a po przeciwnej długa komoda, na której stały różnego rodzaju statuetki, puchary oraz pamiątkowe zdjęcia.
- Proszę usiąść - nakazał.
Zamknął drzwi, a następnie usiadł za biurkiem na swoim fotelu. Oparł się wygodnie i zaczął się nam przyglądać. Był dość wysokim mężczyzną w średnim wieku. Włosy miał gęste i brązowe, lecz na twarzy pojawiły się już pierwsze zmarszczki. Skrzyżował palce i oparł dłonie swobodnie brzuchu.
- Możecie mi wyjaśnić dlaczego opuściłyście wczorajsze lekcje? - przerwał tą niezręczną ciszę.
Spojrzałam na Ori, otworzyła usta, ale nic nie powiedziała. Był tak zdenerwowana, że nie mogła wydusić z siebie słowa.
- Źle się poczułam. Strasznie rozbolała mnie głowa, więc postanowiłam, że wrócę do domu - postanowiłam zacząć i skłamałam - Złapała mnie migrena.
Dyrektor zmrużył oczy i kiwnął głową, przesuwając wzrok na Ori.
- Ja... Nie chciałam zostawiać Klary samej i postanowiłam ją odprowadzić - powiedziała zachrypłym głosem, ciągnąc kłamstwo - Dla jej bezpieczeństwa oczywiście - dodała pośpiesznie.
- Mhm... Rozumiem - odpowiedział i nachylił się, kładąc łokcie na biurku - Dlaczego nie zgłosiłyście się do pielęgniarki? - zapytał.
O cholera! Orchidea przełknęła ślinę, tak głośno, że aż ja to usłyszałam. Zachciało mi się śmiać, ale zdusiłam to uczucie w sobie.
- Przyjmuję na migrenę specjalne leki na receptę, więc pielęgniarka i tak by mi nie pomogła - szybko wymyśliłam.
- Rozumiem - powtórzył się dyrektor - W takim wypadku, następnym razem proszę się zgłosić do mnie i zwolnić z zajęć, a nie od razu opuszczać szkołę - posłał mi groźne spojrzenie spod zmrużonych oczu.
- Przepraszam. Nie byłam w stanie, żeby się tego domyślić. Obiecuję, że to się już nigdy nie zdarzy - dodałam przestraszona.
- Mam taką nadzieję - spojrzał na zegarek na ręce - Dobrze, to wszystko z mojej strony. Możecie już iść. Zaraz zaczną się następne lekcje. 
Wstał, podszedł do drzwi i je otworzył. Pożegnałyśmy się i ze spuszczonymi głowami wyszłyśmy z gabinetu.
- O matko! Myślałam, że dostanę tam zawału serca! - wykrzyczała Ori, jak już znalazłyśmy się na korytarzu. Do jej pobladłej przed chwilą twarzy, zaczynała dopływać już krew, malując na niej różowe rumieńce. Ze mnie również zaczynał schodzić stres.
- Całe szczęście, że podchwyciłaś moją ściemę - zwróciłam się do niej z ulgą.
- A co miałam się przyznać jak jakaś świętoszka? - oburzyła się na moją uwagę.
Zaczęłam się śmiać. Widząc, że przyjaciółka nadal się dąsa. Szturchnęłam ją ramieniem i zrobiłam słodkie oczy. Poskutkowało i dziewczyna również się roześmiała. Weszłyśmy do humanistycznej części szkoły. Przede mną, na szczęście jeszcze tylko angielski i historia. Pod klasą czekał Bryan.
- Ok, ja spadam - powiedziała Ori, zauważając mojego chłopaka - Jestem z tobą! - mrugnęła do mnie okiem. 
- O co chodziło? - zapytał, gdy mnie zauważył.
- O naszą ucie... - zaczęłam - O wczorajsze opuszczenie zajęć - szybko się poprawiałam - Wyjaśniłam mu, że się źle poczułam i tyle - dodałam, widząc wyczekujące spojrzenie Bryana.
Uśmiechnął się z ulgą. Odwzajemniłam uśmiech.
- To co chciałaś mi wcześniej powiedzieć? - zapytał nagle.
Pobladłam. Zapomniałam, że jeszcze tego nie zrobiłam. Opuściłam głowę, aby zebrać myśli i zyskać na czasie. Całym szczęściem wybawił mnie dzwonek. Skrzywiłam się do Bryana, udając, że nam przeszkodził.
- Później pogadamy. Muszę lecieć - pocałowałam go w policzek.
- Ok. Wracamy razem? - krzyknął za mną.
- Wracam dzisiaj z tatą - zrobiłam przepraszającą minę.
Odwróciłam się na pięcie i weszłam do klasy. Zajęłam miejsce w swojej ławce. Mam już dość kłamania na dzisiejszy dzień. Dlaczego nie mogę być szczera i wszystkim powiedzieć prawdy? Inaczej wpadłabyś w straszne kłopoty i straciła najbliższe osoby - usprawiedliwiało mnie moje drugie ja. Poczułam wibracje telefonu w swojej torebce. Sięgnęłam po niego, chowając go pod ławką.


Od Ori:

I jak powiedziałaś mu?


Do Ori:

Nie dałam rady! Koniec kłamstw na dzisiaj!


Od Ori:

W sumie racja. Kończę, bo nauczycielka się burzy. Całuję ;*


Z westchnieniem odłożyłam telefon do piórnika i opuściłam ciężko głowę na ławkę. Mam już dość tego dnia. Jeszcze dwie lekcje i koniec. Jedynym pocieszeniem jest dzisiejszy trening. Może uda mi się wyładować całą tę frustrację i oczyścić głowę z tych problemów.


_____________________________

Witajcie kochani!

Tak, tak. Jeszcze żyję, ale moja wena prawie skończyła swój żywot. Na szczęście zebrałam się w sobie i napisałam coś dla was. Nie jest to może najlepszy rozdział, ale robiłam wszystko co w mojej mocy, aby coś dla was sklecić. Zrozumiem jak okaże się całkowitym chłamem... Mam nadzieję, że wena już niedługo do mnie powróci i będę mogła zaskakiwać was coraz to lepszymi rozdziałami!

Pozdrawiam serdecznie!

Buziaki ;**


piątek, 7 lutego 2014

ROZDZIAŁ 23

Wagary wagarami, ale treningu niestety nie mogłam sobie odpuścić. Jeśli chcę na stałe zagościć w pierwszym składzie, muszę ostro trenować.  Z resztą trening to największa przyjemność, w całej tej otoczce szkoły. Lubię się zmęczyć i spocić. Czuję się później jak nowonarodzona, jakby uduchowiona, po mimo, że zawsze jest straszny wycisk. Tak więc, po niesamowitym wyciszeniu, pokornie wróciłam do szkoły na trening. Całym szczęściem, mój eksces uszedł na sucho. Chyba, że jeszcze nie doszedł do odpowiednich władz albo to cisza przed burzą? W każdym razie, trening przebiegł mi bardzo spokojnie.

Właśnie otwierałam drzwi do mojego domu, kiedy mój żołądek stanowczo dał o sobie znać. No tak, nie miałam dzisiaj lunchu w szkole, a mój jedyny posiłek to dwie kanapki z sałatą i szynką oraz paczka chipsów, które zjadłam z Ori podczas naszej ucieczki. Przekraczając próg domu, poczułam niesamowity zapach lasagne. Nie ma nic lepszego niż lasagne mojej mamy. Na samą tą myśl na mojej twarzy zagościł szeroki uśmiech. Pełna ekscytacji pobiegłam prosto do kuchni. Ucałowałam mamę w policzek i skierowałam się po talerz, z zamiarem nałożenia sobie bardzo dużej porcji.

- Moment. Jeszcze nie jest gotowa i zjemy razem przy stole - mama podniosła rękę, a ja przybrałam skrzywiony wyraz twarzy na jej słowa - Tak poza tym, masz gości w salonie - kiwnęła głową w stronę pokoju.

Popatrzyłam na nią ze zdziwieniem. Goście do mnie? Poza Ori, nikt nie odwiedza mnie w domu. Lustrując ją wzrokiem, upewniałam się, że nie robi sobie ze mnie żartów. Mama to widząc, pokręciła głową i pchnęła mnie w tamtą stronę. Uśmiechnęłam się figlarnie i skierowałam się do salonu.

Wkroczyłam pewnie do pomieszczenia, lecz widok jak tam ujrzałam zatrzymał moje serce. Moimi gośćmi byli Bryan oraz Nate! Stanęłam jak wryta, by po chwili cofnąć się i schować za łukiem od kuchni. Przywarłam do ściany, opierając o nią głowę. Całym szczęściem, chłopacy siedząc bokiem, nie zdążyli mnie zauważyć. Nieznacznie wychyliłam głowę zza ściany. Siedzieli na kanapie, a właściwie na jej dwóch skrajach. Bryan, oparty i z wyciągniętymi do przodu nogami, intensywnie obserwował widok za oknem. Nate, podpierając się łokciami na kolanach, majstrował coś w telefonie. Milczeli, od czasu do czasu wymieniając się chłodnymi spojrzeniami. W pokoju panowała tak napięta atmosfera, że spokojnie można by było powiesić tam siekierę. Cholera! I co ja mam teraz zrobić!? - gorączkowałam się w myślach. Ponownie schowałam się za ścianą, rozejrzałam się po kuchni, napotykając mocno zdziwiony wzrok mojej mamy.

- Coś się stało? - zapytała po chwili.

- Nie, nic. Przyszłam tylko po szklankę soku, bo mam straszne pragnienie - otworzyłam lodówkę, która znajdowała się tuż obok.

Wyciągając sok, spojrzałam kątem oka na mamę, która tylko posłała mi zdziwione spojrzenie spod zmrużonych oczu i wróciła do wyciągania talerzy ze zmywarki. Nalałam sobie całą szklankę i przyłożyłam ją do ust. Sącząc powoli zimny napój, próbowałam rozwiązać mój problem, a właściwie dwa duże problemy, siedzące aktualnie w moim salonie. Odłożyłam szklankę na blat, zacisnęłam pięści i skierowałam się na zagładę.

- Cześć! Co wy tutaj robicie? - zapytałam z udawanym uśmiechem na twarzy.

Chłopacy wstali i równocześnie rzucili się w moją stronę, by w połowie drogi zderzyć się ramionami. Spojrzeli po sobie gniewnie i stanęli w miejscu.

- Martwiłem się o ciebie.

- Niepokoiłem się o ciebie.

Powiedzieli równocześnie. Ponowna, chłodna wymiana spojrzeń. Jak zaraz czegoś nie zrobię, pozabijają się nawzajem. Przełknęłam ślinę.

- Dlaczego nie było cię w szkole? - zaczął łagodnie Bryan - Coś się stało?

Otworzyłam usta, aby powiedzieć im jakąś zmyśloną bajkę, lecz w tym samym momencie usłyszałam wołającą moje imię mamę.

- Co tak stoisz? Zaproś kolegów na obiad - ochrzaniła mnie, pojawiając się nagle w drzwiach do salonu.

- Już, spokojnie - spojrzałam na mamę znacząco - Zapraszam - powiedziałam, wskazując teatralnym gestem na kuchnię.

Usiedliśmy przy stole. Cała moja rodzina, Bryan i Nate. Chłopacy po mojej prawej stronie, Elizka po lewej, a rodzice na przeciwko. Byłam tak głodna, że najchętniej wciągnęłabym tę porcję lasagne jednym kęsem, ale nie wypadało. Rodzice jedli w spokoju i co chwilę zerkali na chłopaków.

- A z Nate'm kiedy się poznaliście? - zaczął tata - Bo Bryana, już trochę znamy, mimo iż Klara za często go nam nie pokazuje - zaczął się droczyć i uniósł brew w stronę Bryana.

Super, właśnie zaczyna się przesłuchanie. Przewróciłam oczami z niezadowolenia.

- Pierwszy raz na siebie wpadliśmy podczas testów kwalifikacyjnych do drużyn sportowych - odpowiedział niepewnie Nate, widząc moją minę.

- Miło, że w końcu możemy poznać przyjaciół Klary - mama uśmiechnęła się szeroko.

- To przyjaciele Klary? - podchwyciła Elizka.

- Tak, kochanie. Znają się ze szkoły - odpowiedziała łagodnie mama. 

Elizka zaczęła się intensywnie im przyglądać, po jej minie było widać, że coś kombinuje. Podniosłam szklankę, by upić łyk soku. 

- To jak to są jej przyjaciele, to znaczy, że się z nimi całuje, prawda? - dodała z wielkim uśmiechem na twarzy.

Słysząc to, zakrztusiłam się sokiem, jednocześnie opryskując cały stół przede mną. Całe zainteresowanie skupiło się na mnie. Rodzice byli w lekkim szoku, połączonym z zażenowaniem, Bryan i Nate patrzeli na mnie z zatroskaniem i rozbawieniem.

- Przepraszam - powiedziałam czerwieniąc się - A ty Elizka zachowuj się, a nie paplasz głupoty! - zganiłam ją, aby odwrócić od siebie uwagę.

- No co? - oburzyła się - Widziałam w telewizji, jak jedna dziewczyna mówiła do mamy, że to tylko przyjaciel, a później się z nim całowała - wykrzyczała w moją stronę.

- Eliza! Co ty za programy oglądasz? - wzburzyła się mama.

- Ktoś tu chyba będzie miał karę na telewizor - dołączył tata.

Elizka naburmuszyła się i nie patrząc już na nikogo kończyła jedzenie. Spojrzałam po chłopakach. Po ich twarzach wywnioskowałam małe zmieszanie oraz coś w rodzaju niepokoju. Do końca obiadu, już nikt się nie odezwał

- To może, chodźmy do mnie do pokoju porozmawiać? - zapytałam chłopaków, po tym jak włożyłam ostatni talerz do zmywarki. 

Patrzyli to na mnie, to na siebie. A ja coraz bardziej bałam się tego, co chodzi po ich głowach. Szczególnie zastanawiało mnie to, czy któryś z nich domyśla się, że całowałam się z nimi dwoma.

- Właściwie, to chyba powinienem już spadać. Nie chcę już więcej przeszkadzać - odparł Nate.

- Tak. Ja również będę się zbierać - dodał Bryan.

Ich reakcja jeszcze bardziej mnie przeraziła. Przed obiadem byli stanowczy, teraz ta odwaga jakby z nich uciekła. 

- Dobrze, jak chcecie - odpowiedziałam zdezorientowana.

Odprowadziłam ich do drzwi. Z Nate'm pożegnałam się pierwsza, całując go w policzek i delikatnie przytulając. 

- Pogadamy jutro na chemii - dodał i spojrzał stanowczo na Bryana, kiwając do niego głową na pożegnanie.

Odwróciłam się w stronę Bryana. Po jego minie wywnioskowałam, że nie był zadowolony z tego jak się pożegnałam z Nate'm. Postanowiłam to zignorować, nie było w tym nic, o co mógłby być zazdrosny. Zerkając w stronę wyjścia, upewniłam się czy Nate zniknął już z pola widzenia, po czym nachyliłam się do Bryana i czule pocałowałam go w usta. Chłopak od razu się rozpromienił. Dwa punkty dla ciebie Klara - pomyślałam, zadowolona w duchu. 

- Przyjadę jutro po ciebie, tak jak zawsze - dopowiedział na odchodne. 

Zamknęłam drzwi, opierając się ciężko na nich plecami. Odetchnęłam głęboko i dopiero teraz poczułam jak schodzi ze mnie stres. Tak dziwnej sytuacji, to jeszcze nigdy nie miałam.

 

___________________

Witajcie!
W końcu następny rozdział. Nie jest za długi, ale oddaje wszystko co chciałam w nim zawrzeć.
To się Klara doigrała... Omal nie wpadła z ucieczką przed rodzicami :-P 
Sytuacja nieciekawa. Co jej byście doradzili? 
Buziaki :-*