Wiadomości!

Zapraszam na mojego nowego bloga! Byłabym wdzięczna za kilka słów co o nim sądzicie!

Paryska-finezja!!!


środa, 13 listopada 2013

ROZDZIAŁ 17

Szczęśliwe dzisiaj mamy piątek, na który tak czekałam. Ten dzień tygodnia chyba będę lubić najbardziej. Nie dość, że do weekendu jeszcze kilka godzin, to jeszcze zajęcia zaczynam od godziny dziewiątej. Po wczorajszym treningu-killerze moje ciało odmawia posłuszeństwa. Nagromadzony w mięśniach kwas mlekowy, dobitnie o sobie przypomina podczas najmniejszego ruchu. Może to dziwne, ale w pewnym sensie lubię ten charakterystyczny ból. Przypomina mi, że poprzedniego dnia odwaliłam kawał dobrej roboty. Teraz, żeby wrócić do sprawności i odzyskać pełen zakres ruchów, udałam się na dłuższą kąpiel w łazience rodziców. Ich wanna z hydromasażami będzie idealna do rozmasowania i przegonienia złego gościa, kwasu mlekowego. Do kompletnego relaksu włączyłam sobie ulubioną muzykę oraz zapaliłam aromatyczną świeczkę. Korzystając z okazji, nałożyłam też maseczkę na włosy oraz twarz. Stworzyłam sobie swoje własne, domowe spa.
- Klaro, kochanie. Jeśli mam cię odwieźć do szkoły musisz się pośpieszyć - usłyszałam pukanie do drzwi i głos taty - Za dwadzieścia pięć minut wyjeżdżam.
Cały relaksujący czar prysł, za jednym puknięciem w drzwi. Spłukałam pośpiesznie wszystkie specyfiki, które na siebie nałożyłam. Owinęłam się ręcznikiem i udałam się do góry, do swojej garderoby. Jeśli zaczęłam dzień od spa, mogę również postawić na jakiś kobiecy zestaw. Chwyciłam czarną, skórzaną i rozkloszowaną spódnicę. Na górę dopasowałam gorsetowy top w panterkę oraz malinową marynarkę. Na nogi wrzuciłam lekko kryjące, czarne rajstopy oraz botki na wyższym korku. Wróciłam do pokoju wykonać lekki makijaż. Gotowa zeszłam z powrotem na dół, na śniadanie.
- Zrobiłem ci już śniadanie oraz kanapki do szkoły, bo inaczej na pewno byśmy się nie wyrobili - powiedział tata.
- Jesteś kochany - pocałowałam tatę w policzek i zabrałam się do jedzenia.
Podczas, gdy ja kończyłam jeść, tata poszedł wyjechać samochodem z garażu. Po skończeniu, zapakowałam drugie śniadanie do torby i dołączyłam do taty w samochodzie.

***

Lekcje zaczynałam od dwóch godzin chemii. Z racji tego, że przywiózł mnie tata, byłam piętnaście minut wcześniej. Postanowiłam od razu pójść pod salę. Na miejscu okazało się, że nauczyciel jest w środku i mogę zająć swoje miejsce. Tak też uczyniłam. Usiadłam przy swojej ławce i postanowiłam skończyć lekturę, z której mam dzisiaj sprawdzian. Całe szczęście zostało mi tylko czterdzieści stron, dlatego do angielskiego uda mi się ją skończyć. Pogrążona w lekturze, która o dziwo była na prawdę bardzo interesującą książką, nawet nie zorientowałam się kiedy zadzwonił dzwonek i kiedy klasa zapełniła się resztą uczniów. Na chemii od początku roku siedziałam sama i szczerze mówiąc wcale mi to nie przeszkadzało. Mogłam wszystkie doświadczenia dokładnie przećwiczyć, bez żadnego rozpraszania.
- Przepraszam? Czy mogę się przysiąść? - usłyszałam głos nad sobą, kiwnęłam głową na potwierdzenie ciągle nie odrywając się od książki, ponieważ zostały mi tylko trzy strony, a zaraz nauczyciel zacznie lekcję.
Tak też się stało, gdy czytałam ostatnie linijki tekstu nauczyciel zaczął prowadzić teorię. Szybko dokończyłam książkę i dopiero teraz spojrzałam na osobę, która się do mnie przysiadła. Moim oczom ukazał się Nate. Na mojej twarzy pojawiło się zdziwienie połączone z radością.
- Co ty tutaj robisz? - wyszeptałam.
- Mam lekcję chemii - odpowiedział lakonicznie z uśmiechem na twarzy.
- To przecież wiem - przewróciłam oczami - Ale jak to się stało, że dopiero po tygodniu się tu zjawiłeś?
- Przepisałem się - wzruszył ramionami - Wcześniej byłem na poziomie podstawowym i stwierdziłem, że nic z niego nie wyciągnę, więc przeniosłem się level do góry - wyszczerzył te swoje białe zęby.
- Przepraszam bardzo, ale czy ja przypadkiem państwu nie przeszkadzam? - przerwał nam lekko poirytowany nauczyciel - Chyba, że robicie to specjalnie, aby dostać dodatkowe zadanie? - ciągnął dalej.
- Przepraszam pana, to już więcej się nie powtórzy...
- Jeśli wspólne zadanie, to czemu nie - powiedział Nate, w tej samej chwili co ja.
Spojrzałam na Nate i spiorunowałam go wzrokiem za tą wypowiedź. Chłopak uśmiechnął się i gestem "zakluczył" usta na znak, że nie będzie się więcej odzywać. Nauczyciel na szczęście zignorował to i wrócił do prowadzenia lekcji. Przez całą pierwszą lekcję chemii, która zawsze jest tylko teoretyczna, Nate nie odezwał się do mnie słowem, tak jak się zobowiązał. Na drugiej lekcji, nauczyciel zadał nam tyle doświadczeń do wykonania, że pierwszy raz się ucieszyłam, iż nie muszę robić tego wszystkiego sama. Podzieliłam zadania na nas dwoje i wzięliśmy się do pracy. Trzy pierwsze próby i testy poszły mi błyskawicznie. Nie popadałam w ekscytację, ponieważ pierwsze zadania zawsze są najprostsze. Zostało mi ostatnie doświadczenie o nazwie "błyskawice". Przeczytałam opis wykonania. Ani nazwa, ani opis nie brzmiał skomplikowanie. Byłam pewna, że i to doświadczenie będzie tylko formalnością. Wlałam stężony kwas siarkowy (VI) do zlewki, następnie pipetą dodałam trzydzieści mililitrów alkoholu etylowego, a na koniec wrzuciłam kilka kryształów manganianu (VII) potasu.  Zaczęłam czekać na efekty, które miały wizualnie wyglądać, jak sama nazwa wskazuje, błyskawice. Upłynął czas oczekiwania, a błyskawic jak nie było, tak nie ma. Lekko poirytowana postanowiłam przeprowadzić doświadczenie jeszcze raz, lecz i tym razem nie było moich błyskawic.
- Cholera, co jest?! Gdzie są te pieprzone błyskawice?! - zaczęłam się denerwować i wyklinać. Jestem perfekcjonistką i strasznie nie lubię jak coś mi nie wychodzi albo nie idzie po mojej myśli.
Usłyszałam chichot. Spojrzałam na Nate'a, a ten zgięty w pół zaśmiewa się ze mnie.
- Co się cieszysz?! - prawie krzyknęłam do niego.
Chłopak przestał się śmiać, a raczej próbował powstrzymać śmiech i nic nie odpowiadając, wzruszył ramionami.
- Może byś mi pomógł, a nie głupio się cieszysz - traciłam cierpliwość.
Nate pokazał gestem, że nie może mówić i mam użyć magicznego słowa "proszę". Spojrzałam na niego z niedowierzaniem, a ten wzruszył ponownie ramionami i wrócił do swojego zadania.
- Proszę - powiedziałam dobitnie, przewracając oczami.
Odwrócił się z wielkim uśmiechem na twarzy.
- Jak to Błyskawica nie potrafi zrobić błyskawic? - powiedział ironicznie.
- Pomożesz mi czy będziesz się ciągle ze mnie naśmiewał - byłam bliska wybuchu.
- Ok, ok - uspokajał mnie - Podstawowym błędem jaki popełniasz jest zbyt gwałtowne wlanie alkoholu do kwasu. Robisz to za szybko i obie ciecze się mieszają i wtedy za chiny reakcja ci nie wyjdzie.
Spojrzałam na niego zdezorientowana. Nie wierzyłam, że znowu przez taką głupotę zrobiłam z siebie pośmiewisko przed Nate'em.
- Tak, tak - pokiwał głową - Ktoś tutaj jest chyba zbyt porywczy.
Już miałam odpowiedzieć, kiedy nauczyciel przerwał nam nakazując, abym przedstawiła swoje wyniki klasie. Gdy kończyłam opisywać ostatnią reakcję, zadzwonił dzwonek. Nauczyciel zapowiedział jeszcze szybko kartkówkę na poniedziałek z dzisiejszego materiału i zakończył lekcję. Wróciłam szybko do ławki i zaczęłam się pakować.
- To kiedy pójdziemy na obiecane mi lody, kawę bądź cokolwiek co lubisz? Może w ten weekend? - zapytał Nate, kiedy skończyłam się pakować i ruszyłam ku drzwiom. Spojrzałam na niego i ze skrzywioną miną, zaczęłam się zastanawiać nad wolnym czasem. Chłopak widząc ten grymas, przybrał błagalną minę i oczy identyczne jak kota ze Shreka. Roześmiałam się.
- Naprawdę bym chciała, ale cały weekend mam zawalony - powiedziałam bezradnie.
- Ranisz moje serce - złapał się za serce i przybrał dramatyczną pozę z równie dramatyczną miną - Co mam zrobić, żebyś się w końcu zgodziła? Mam klękać i cię błagać? - mówiąc te słowa, zaczął się schylać i klękać na jedno kolano.
- Zwariowałeś?! Wstawaj i to natychmiast!
- Tylko jeśli wyznaczysz konkretną datę naszego spotkania - podniósł jedną brew do góry.
- Nie powiem ci konkretnego dnia, ale obiecuję, że w przyszłym tygodniu na pewno gdzieś wyjdziemy, pasuje? - powiedziałam bez namysłu, speszona całą tą sytuacją - A teraz wstawaj, bo ludzie się na nas dziwnie patrzą! - ostatnie słowo powiedziałam przez zaciśnięte zęby.
- Ok, trzymam cię za słowo - zadowolony z osiągnięcia celu, wstał i otrzepał kolano. Przybliżył się do mnie, stojąc tak blisko, że poczułam jego twardą i umięśnioną klatkę piersiową - Ale jeśli nie dotrzymasz słowa, poznasz co to gniew bogów - dopowiedział mi, szepcząc do ucha, co dodało trochę tragizmu całej sytuacji, a u mnie wywołało przyjemne mrowienie w jamie brzusznej.
Przytaknęłam twierdząco, nie wydając żadnego dźwięku ani słowa. Trochę przez brak riposty i trochę przez ostatnie zajście, które mnie sparaliżowało. Z opresji wybawił mnie dzwonek na następną lekcję. Rzuciłam Nate'owi szybkie cześć i jak najszybciej ruszyłam na następnie zajęcia.
- A, bardzo seksownie i pociągająco dzisiaj wyglądasz! - krzyknął za mną. 
Cała czerwona i pełna wstydu pragnęłam tylko, aby znaleźć się już za zakrętem. Gdy tylko przekroczyłam róg, oparłam się o ścianę i wzięłam głęboki oddech. Moje serce waliło jak oszalałe. Co jest ze mną? - pomyślałam, po czym szybko oprzytomniałam i skierowałam się do klasy.
Przez cały angielski rozmyślałam jeszcze o tej całej sytuacji z Nate'em. Bardzo lubię tego chłopaka, ale nie mam pojęcia co się ze mną dzieje, jak się do mnie przybliża albo przez przypadek dotyka. Nie dość, że przy nim staję się jakaś otępiała i nerwowa, co skutkuje pośpiesznym działaniem, to jeszcze moje ciało zaczyna reagować dreszczem albo mrowieniem. Angielski, cały na rozmyślaniu o Nathanielu, oraz pozostałe trzy lekcje minęły tak szybko, że nawet się nie zorientowałam, a już jechałam z powrotem do domu. Ledwo przekroczyłam próg pokoju, dostałam wiadomość. 

Od Ori:

Dzisiaj o osiemnastej pod naszym kinem. Nie zapomnij!

 

Cholera zapomniałam! I w dodatku nie powiadomiłam jeszcze Bryana. Pośpiesznie wystukałam wiadomości.

 

Do Bryan:

Kochanie. Wybacz, że dopiero teraz, ale o osiemnastej idziemy na podwójną randkę z Ori i Chrisem do kina, a następnie do jakiejś knajpki.  

 

Do Ori: 

Oczywiście, że pamiętam. Do zobaczenia wieczorem!

 

Po niecałej minucie dostałam już odpowiedź.

 

Od Bryan:

Ok. Przyjadę po ciebie o siedemnastej czterdzieści pięć.

 

Spojrzałam na zegarek była godzina piętnasta trzydzieści. Mam jeszcze ponad dwie godziny. Postanowiłam zejść do kuchni po coś szybkiego do jedzenia i odrobić zadania domowe, aby mieć to już z głowy. Z racji tego, że dzisiaj piątek, w lodówce wieją pustki. Na szczęście, są niezawodne płatki cynamonowe. Wlałam mleka do dużej miski i bez podgrzania wypełniłam ją płatkami, aż po same brzegi. Wróciłam do pokoju i zajęłam się lekcjami, podjadając płatki. Gdy już kończyłam ostatnie zadanie, mój telefon ponownie zabrzęczał, informując o nowej wiadomości.

 

Od Bryan: 

Będę u ciebie za pięć minut.

 

To już ta godzina? Trochę mi zajęły czasu te zadania. Pośpiesznie spakowałam do mojej mniejszej torebki telefon, klucze i portfel. Poprawiłam jeszcze makijaż, dodając brązowe cienie i kreski na oczy. Musnęłam usta błyszczykiem, odrobina perfum i gotowa zeszłam na dół. W kuchni mama kończyła przygotowywać obiad. 

- Mamo, wychodzę z przyjaciółmi do kina, a później skoczymy jeszcze coś zjeść - krzyknęłam przechodząc obok.

- Dobrze, tylko wróć przed północą! - odkrzyknęła.

Kiwnęłam głową na potwierdzenie, bardziej do siebie niż do mamy, bo wiem, że nie było szans na negocjacje. Na podjeździe, oparty o samochód, czekał już Bryan. Jak zwykle patrzył w telefon, ale gdy tylko usłyszał, że się zbliżam podniósł głowę i się uśmiechnął. Podeszłam do niego. 

- Cześć słoneczko - złapał mnie w tali i czule pocałował - Pięknie dzisiaj wyglądasz.

- Dziękuję kochanie - uśmiechnęłam się uroczo i jeszcze raz dałam mu buziaka. 

Wsiedliśmy do samochodu i ruszyliśmy do kina. Droga nie była długa i równo o osiemnastej zajechaliśmy na parking przed kinem. Nasi przyjaciele czekali już przed wejściem. Przywitaliśmy się i weszliśmy do środka.

- Jakieś pomysły na film? - zapytał Chris.

- Mam ochotę na jakąś dobrą komedię - odrzekłam.

Ori również przystała na ten pomysł, a chłopacy po prostu się dostosowali. Zakupiliśmy bilety, popcorn i napoje, po czym udaliśmy się na salę kinową. Jak zawsze przed seansem, pełno reklam. Myślałam, że w Polsce piętnaście minut to już stanowczo za dużo, ale tutaj przebili wszystko. Trzydzieści minut. Może, jak to w Ameryce, wszystko musi być duże i najlepsze, ale to już jest przesada. Z nudów zdążyłam już zjeść cały popcorn, ale to w sumie dobrze. Strasznie nie lubię jak ktoś mlaska albo chrupie mi nad głową w czasie filmu. Nadszedł w końcu czas na film. Już po piętnastu minutach ze śmiechu bolał mnie brzuch. Gdy się tak cieszyłam z filmu, kątem oka zobaczyłam, że Bryan mi się przygląda. Spojrzałam na niego i ruchem głowy, spytałam o co mu chodzi. Ten się uśmiechnął i pokręcił głową. Uśmiechnęłam się i przewróciłam oczami. Widząc to, Bryan się roześmiał, objął mnie ramieniem i pocałował w policzek. Popatrzyłam mu z miłością głęboko w oczy i oparłam głowę na jego ramieniu, wracając do filmu. Pod koniec filmu, nie czułam już mięśni brzucha ani twarzy, od tego śmiechu. Biorąc pod uwagę mój wczorajszy trening i dzisiejsze zakwasy, ledwo co podniosłam się z fotela.

- To była najlepsza komedia na jakiej kiedykolwiek byłem - zaczął Chris.

- Uśmiałam się za wszystkie czasy - powiedziała Ori i wybuchła śmiechem patrząc na mnie - Klara, ty chyba też się nieźle bawiłaś. Patrząc na twoją twarz, można powiedzieć, że płakałaś ze śmiechu.

Teraz wszyscy na mnie spojrzeli i zaczęli się śmiać. 

- Ale o co wam chodzi? - spytałam zdezorientowana.

- Następnym razem weź wodoodporny tusz do rzęs - powiedziała i chwyciła mnie za rękę - Chodźmy lepiej do toalety.

Gdy weszłyśmy do toalety i ujrzałam swoje odbicie w lustrze, wybuchłam takim samym śmiechem co moi przyjaciele. Okazało się, że mam całe policzki w strugach czarnego tuszu. Zawsze jak się mocno śmieję, lecą mi łzy, ale tym razem musiał być to potok łez. Chwyciłam czym prędzej za chusteczkę higieniczną i zaczęłam doprowadzać się do porządku. Po zmyciu czarnych smug, Ori pożyczyła mi puder, abym zamaskowała zaczerwienienia, które powstały w wyniku tarcia chusteczką o skórę. Gdy już doprowadziłam swój wygląd do wyglądu ludzkiego, wróciłyśmy do naszych mężczyzn. Oni zadecydowali, że wybierzemy się teraz do pizzerii, która znajduje się w tym samym budynku i podobno serwuje zajebiste jedzenie. Lokal był bardzo nowoczesny, ale do razu po przekroczeniu progu można było odczuć miłą atmosferę. Zajęliśmy stolik w rogu. Zamówiliśmy po dużej pizzy na parę i od razu zaczęliśmy komentować film. Film oczywiście spodobał się wszystkim. Każdy opowiedział swój ulubiony moment bądź dialog. Całe szczęście nie musieliśmy czekać długo na jedzenie, bo musiałabym umrzeć z głodu. Właśnie zdałam sobie sprawę, że poza śniadaniem i płatkami nic dzisiaj nie jadłam. Normalne więc było, że od razu rzuciłam się do jedzenia. Pierwsze dwa kawałki pochłonęłam migiem. W połowie następnego, do Bryana zadzwonił telefon. Chłopak dość długo patrzył na wyświetlacz, po czym przeprosił i szybko wyszedł. Dziwne, zazwyczaj nikt z nas nie krył się z rozmową przez telefon, a Bryan w ostatnim czasie zrobił to po raz drugi. 

- Klara, jutro twój debiutancki mecz? - wybił mnie z zamyślenia Chris.

- Zobaczymy czy w ogóle będę miała szansę wejść na boisko - odpowiedziałam.

- Nie bądź taka krytyczna - zaczęła Orchidea - Jesteś całkiem dobra, na pewno jutro coś pograsz, a nawet zdobędziesz jakiś punkt - zapewniała mnie.

- Dziękuję, że we mnie tak wierzysz, ale wątpię, że będzie tak już na pierwszym meczu. 

Bryan ukazał się w drzwiach, więc ucichłam czekając na jakieś wyjaśnienie sytuacji. On natomiast niepewnie podszedł do naszego stolika. Jego wyraz twarzy znów był zmieszany i tajemniczy.

- Wybaczcie, ale muszę się zbierać - oznajmił nam po chwili - Chris mógłbym cię prosić o odwiezienie później Klary do domu? - zwrócił się do szatyna. 

- Nie ma sprawy - odpowiedział Chris.

- Kochanie coś się stało? -  zapytałam lekko zdenerwowana. 

- Pilna sprawa, wybacz - odpowiedział lakonicznie, pocałował mnie w głowę i pośpiesznie wyszedł z lokalu.

Zamarłam, cała zdezorientowana. Nie wiedziałam co mam myśleć. Popatrzyłam na Ori i Chrisa. Oni również byli skołowani całą tą sytuacją.

- To o której jutro ma się zgłosić twój fanclub na meczu? - wrócił do tematu Chris, chcąc rozwiać tą dziwną atmosferę. 

- O siedemnastej - odpowiedziałam krótko.

Przez resztę wieczoru byłam prawie cały czas niedostępna. Moją głowę ciągle zaprzątały myśli związane z całą tą tajemnicą. Ostatnio Bryan tak dziwnie zachowywał się przed ogniskiem z powodu kłótni z ojczymem. Czyżby znowu jakieś problemy? Ale dlaczego nic mi nie powiedział? Przecież umówiliśmy się, że ma się z tym przede mną nie kryć. Widząc moją nieobecność Ori zadecydowała, że powinniśmy się wcześniej zbierać, bo i tak nie ma przyjemności z tego wieczoru. Tak też uczyniliśmy i wróciliśmy do domów.



______________________________________

Witam,

chciałabym bardzo, ale to bardzo serdecznie wam podziękować, za te miłe komentarze pod ostatnim rozdziałem. Bardzo mnie to ucieszyło i podbudowało, że jednak jesteście ze mną. 

Zgadzam się również z wami co do tego, że ostatni rozdział wiał trochę nudą, ale mogę wam zdradzić, że to tylko cisza przed burzą! Mam nadzieję, że do niej wytrwacie.

Pozdrawiam serdecznie i dziękuję za odwiedzanie!

Buziaki ;**