Wiadomości!

Zapraszam na mojego nowego bloga! Byłabym wdzięczna za kilka słów co o nim sądzicie!

Paryska-finezja!!!


sobota, 31 sierpnia 2013

ROZDZIAŁ 13

Nadszedł ostatni piątek tych wakacji. Jak ten czas szybko leci. I pomyśleć, że mieszkam tu już ponad dwa miesiące. Dwa zaskakujące miesiące, które obfitowały w wiele emocji oraz zdarzeń. Właśnie leżałam na leżaku na tarasie i czytałam książkę, pilnując przy tym bawiącą się w ogrodzie Elizę. Usłyszałam dzwonek do drzwi. Kogo to znowu przywiało? - pomyślałam, niechętnie podnosząc się z leżaka. Za drzwiami ujrzałam Orchideę.

- Siema - przywitała się, całując mnie w policzek - Nie przeszkadzam?

- Hej. Nie, nie. Wchodź śmiało - odpowiedziałam.

Przeszłyśmy z powrotem na taras. Eliza widząc Ori, od razu się na nią rzuciła.

- Oriiii! Cześć, pobawisz się ze mną? - podbiegła i przykleiła się do dziewczyny.

- Może zaraz? Teraz chcę porozmawiać z twoją siostrą - odpowiedziała Ori.

Eliza zasmuciła się, lecz po chwili przemyśleń, z szerokim uśmiechem na twarzy zgodziła się na taką opcję. Pobiegła z powrotem do ogrodu.

- Gotowa na dzisiaj? W co się ubieramy? - Ori zaczęła wypytywać, a jej oczy zaczęły płonąć.

- Ale na co? Gdzieś idziemy? - zapytałam zdezorientowana.

- No jak to, nie wiesz? Na ognisko na wzgórzu. To już prawie tradycja. Od kilku dobrych lat w ostatni weekend wakacji jest organizowane ognisko.  Bryan nic ci nie mówił? - zaczęła tłumaczyć, przybierając zdziwioną minę.

W tym samym czasie, jakby w jakiejś konspiracji dostałam smsa. Podniosłam telefon, na wyświetlaczu pojawiła się ikona z nową wiadomością oraz miniaturką zdjęcia Bryana. Odczytałam go.

 


Od Bryan:
Dzisiaj o godzinie dziewiętnastej zabieram cię na ognisko na wzgórzu.

 

 

Spojrzałam na Ori i uśmiechnęłam się do niej znacząco. Dziewczyna od razu odczytała moje sygnały i wysłała mi uśmiech w stylu "Tak jak mówiłam". Przeniosłam wzrok z powrotem na telefon i odpisałam.


Do Bryan:
Zgoda. Szkoda tylko, że dopiero teraz mi o tym mówisz.


Od Bryan:
Wybacz. Całkowicie wypadło mi to z głowy.

 

Pokręciłam głową.

- To jak, o której mamy po ciebie wpaść? Czy idziesz z...

- Tak, idę z Chrisem - przerwała mi Ori, na samą myśl o nim uśmiechnęła się, jakie to słodkie - Możemy się spotkać o dziewiętnastej dziesięć, na parkingu - oświadczyła.

Przytaknęłam. To cudownie, że Ori w końcu znalazła swoją miłość. Z Chrisem tworzą, na prawdę sympatyczną parę. Od razu wiedziałam, że coś zaiskrzyło pomiędzy nimi, na tej imprezie u Matta. Chris jest zwariowany oraz przezabawny, szczególnie jak stara się być dżentelmenem. Zawsze jest z nim dużo śmiechu. Idealnie pasuje do Ori. Ich osobowości doskonale się zgrywają.

- To w co się ubierasz? - Ori wytrąciła mnie z zamyślenia.

- Jak to ognisko, to pewnie w coś luźnego - stwierdziłam.

- No tak, ale wiesz, że ja muszę dokładnie wiedzieć co ubierasz - zaśmiała się.

- Wiem, wiem. Chodźmy na górę. Razem coś poszukamy - w tym samym momencie rodzice wrócili z pracy - Eliza. Rodzice wrócili z pracy. Leć się przywitać - krzyknęłam do siostry.

Eliza wystrzeliła jak strzała w kierunku rodziców, rzucając się w ich ramiona. Podeszłam do rodziców i pocałowałam ich na przywitanie.

- Dzień dobry państwu - Ori również się przywitała.

- Witaj, kochana - odpowiedziała mama, a tata kiwnął głową witając ją - Macie jakieś plany na ostatnie dni wakacji? - zainteresowała się mama.

- Tak, idziemy dzisiaj na ognisko na wzgórzu - odpowiedziałam.

- Właśnie idziemy wybierać ubrania - dodała podekscytowana Ori.

Rodzice się zaśmiali, a my ruszyłyśmy na górę, do mojego pokoju. Orchidea pobiegła od razu do garderoby. Ja postanowiłam najpierw włączyć muzykę. Podeszłam do komody i włożyłam ipoda do stacji dokującej, wybrałam playlistę. Z głośników popłynęła żywa muzyka.

- Idziesz czy nie? - Ori zaczęła się niecierpliwić.

Machnęłam na nią ręką i skierowałam się w jej stronę. Stanęłyśmy we dwie przed ścianą z ubraniami. Obydwie zdezorientowane. W końcu zdecydowałam się na czarne legginsy, dłuższą, białą koszulkę ze wzorem łapacza snów oraz jeansową koszulę, bo wieczory robią się już chłodne. Na nogi standardowo białe conversy za kostkę.

- Też chyba postawię dzisiaj na legginsy - podłapała Ori - To jak już wiem, w co się ubierasz, mogę spokojnie iść się sama szykować - zaszczebiotała uradowana.

- To do zobaczenia o dziewiętnastej - pożegnałyśmy się. 



***



Ów wzgórze, na którym miało odbyć się ognisko mieściło się za miastem. Z racji tego, że impreza będzie zakrapiana alkoholem, odwoził nas starszy brat Matta. Właśnie jechaliśmy lasem mieszanym, nad którego pięknem nie mogłam się nadziwić. Filadelfia jest tak dużym miastem, że zapomniałam jak piękny może być las. Chyba brakuje mi polskich widoków. Po trzydziestu minutach jazdy wjechaliśmy na parking, który prawie w całości był zastawiony samochodami. Ledwo wysiedliśmy z samochodu, rzuciła się na mnie Ori.

- Czeeść! Ale jestem podjarana - rzuciła mi się w ramiona, mogłabym przysiąc, że poczułam już od niej zapach piwa.

Jak ostatnio każdą imprezą - pomyślałam ironicznie. Skierowaliśmy się w stronę brukowanej dróżki, prowadzącej do lasu, przechodząc pod wielkim drewnianym znakiem z napisem "Leśna oaza na wzgórzu". Jakby za sprawą magii, od razu po przekroczeniu tego znaku, usłyszałam muzykę. Impreza już się rozkręcała. Po przejściu kilkudziesięciu metrów, wyszliśmy na polanę. Znajdowały się tam dwie duże wiaty leśne oraz miejsce wyznaczone na ognisko, a wokół niego duże drewniane ławki, które spokojnie mogą pomieścić większość przybyłych. W dole widać było płynącą rzekę Delaware. Jedna wiata była zajęta przez sprzęt muzyczny oraz dj'ów. W drugiej można było znaleźć prowizoryczny barek alkoholowy. Ognisko płonęło, osiągając ponad półtora metra wysokości i rozświetlając znaczną część polany. 

- To może piwko na rozgrzewkę? - zaproponował Matt, po czym wyciągnął butelki z plecaka. 

- To ja skoczę po kubeczki dla naszych pięknych pań - oświadczył Bryan.

Postanowiliśmy usiąść koło ogniska. Matt rozdał butelki, w tym samym czasie wrócił Bryan z kubeczkami. Rozlał piwa do czerwonych kubeczków i je nam wręczył.  Zaczęliśmy rozmawiać o kończących się wakacjach. Matt jak zwykle chwalił się swoimi podbojami na Florydzie. Chris natomiast rozbawił nas swoimi anegdotami. Przyjemnie było powspominać ten krótki, ale jakże intensywny i kreatywny czas. Gdy już się całkowicie ściemniło, a większość nas zebranych tutaj wokół tego ogniska rozluźniło się od alkoholu, przyszedł czas na śpiewanie. Pewien chłopak, niejaki Zack, przyniósł ze sobą gitarę i umilił nam czas swoją muzyką. Nawet nie przypuszczałam, że wszyscy tak ochoczo będą śpiewać. Gdy już wszyscy się na śpiewali, Bryan wpadł na pomysł.

- Przyszedł czas na pieczenie pianek! - zaczął buszować w swoim plecaku - Cholera! Musiałem zostawić je w samochodzie - posmutniał. 

- Nie bój się stary, ja mam zapas w swoim samochodzie, ale też zapomniałem je wziąć - pocieszył go Chris - Przy okazji uzupełnimy zapas alkoholu, bo też się skończył - dopowiedział, grzebiąc w plecaku.

Tak, więc chłopcy poszli do samochodów po prowiant, a my zostałyśmy same. Zaczęłam rozkoszować się widokiem ogniska. Gra żywych kolorów czerwieni, jakby każdy z płomieni walczył o własne terytorium w przestrzeni. Płomieni trawiących każde włókno drewna, wydając przy tym charakterystyczny dźwięk trzaskania. A wokół płomieni tańczące radosne iskierki, strzelające na wszystkie strony. To zabawne, jak ten żywioł potrafi wciągać. Można patrzeć na ognień godzinami, a i tak ci się nie znudzi. 

- Witaj Klaro. 

Z zamyślenia wytrącił mnie męski głos. Spojrzałam w jego stronę. Obok mnie siedział Nate i szczerzył do mnie swoje białe ząbki.

- Ostatnio tak szybko mi uciekłaś, że nawet nie zdążyłem się dowiedzieć czy udało ci się zaliczyć testy - kontynuował.

- Na szczęście pozytywnie. Dostałam się do drużyny - odpowiedziałam, a na mojej twarzy od razu pojawił się uśmiech. 

- Gratuluję! Wiedziałem, że mój wstrząs mózgu nie pójdzie na marne - zażartował - Ale nadal nie wynagrodziłaś mi mojego bólu - udał smutnego i pomacał się po głowie, w miejscu, w którym dostał piłką.  Zaśmiałam się.

- Dziękuję. Tak wiem, ale jeszcze na pewno będzie okazja - odpowiedziałam szybko, na co chłopak od razu się rozchmurzył.

Wrócił Bryan z chłopakami. Zadowoleni z dotargania świeżego zapasu piwa oraz pianek. 

- Bryan, poznaj Nate'a. To ten chłopak, którego prawie znokautowałam piłką na testach.

- Siema - wyciągnął do Nate'a rękę, lekko przeszywając go wzrokiem - Może piwka kochanie? - zwrócił się do mnie, podając mi uzupełniony kubeczek.

- Dziękuję - uśmiechnęłam się i odwróciłam się z powrotem do Nate'a. 

Bryan usiadł koło Chrisa, dwa miejsca dalej ode mnie, z racji tego, że z jednej strony siedział Nate, a z drugiej Ori. Zaczął rozmawiać z Mattem.

- To kiedy pierwszy mecz? Kiedy mam się zjawić i zobaczyć błyskawicę? - zaczął wypytywać Nate.

- Jeszcze mi nic nie wiadomo o meczach, ale na pewno się o nich dowiesz - odpowiedziałam radośnie - W ogóle ja nawet nie wiem czy wejdę na boisko, a ty mnie wypytujesz już o mecze - szybko oprzytomniałam. 

Pogrążyłam się z nim w rozmowie. Nate okazał się całkiem fajnym chłopakiem. Posiadał takie poczucie humoru, które lubiłam. Znał się również na siatkówce, więc rozmowy na te tematy mogły trwać wiecznie. Tak jak w tej chwili. Nawet nie zauważyłam, że ludzie zaczęli się zbierać, a ognisko dogasać. 

- Klaro, zbieramy się - powiedział szorstko Bryan.

- Ale jak to, już? Nie możemy jeszcze chwilę zostać?

- Nie. Brat Matta już na nas czeka na parkingu - skwitował.

- Jak chcesz możesz zostać ze mną i moimi kolegami. Odwiozę cię w każdej chwili - zaproponował Nate.

- Nie. Klara jedzie z nami - Bryan odpowiedział zanim zdążyłam otworzyć usta, chwytając mnie za rękę i ciągnąć w stronę parkingu.

- Pozwól, że Klara sama o tym zadecyduje - chwycił Bryana za ramię, zatrzymując go.

Bryan wyrwał się nerwowo z jego uścisku. Chwycił Nate'a za koszulkę na wysokości klatki piersiowej i przyciągnął do siebie. Chłopacy byli równego wzrostu, więc ich oczy spotkały się na jednym poziomie. Bryan wściekle poparzył mu prosto w oczy. 

- Pozwól, że - zaczął go przedrzeźniać - dam ci radę. Odwal się od mojej Klary. Przyjechała tu ze mną i ze mną wróci. Rozumiesz?!

Widząc co się święci Matt podszedł do Bryana i zaczął go odciągać. Ja stałam w szoku, nie wiedząc co powiedzieć, ani co zrobić.

- Dobra, wyluzuj stary - Nate podniósł ręce do góry.

 Bryan puścił Nate'a odpychając go lekko do tyłu i odszedł z Mattem, który po drodze mnie zgarnął. Szliśmy wszyscy w milczeniu. W powietrzu było nadal czuć gęstą atmosferę. Obeszłam Matta od tyłu i znalazłam się koło Bryana.

- Bryan, co w ciebie wstąpiło? - zapytałam poddenerwowanym głosem, łapiąc go za ramię i zatrzymując.

- Co we mnie wstąpiło?! - zaczął krzyczeć - To ja powinienem zapytać, co ty wyrabiasz?! - nie przestawał krzyczeć. Matt, Chris i Ori zatrzymali się i odwrócili. Bryan kiwnął im ręką, aby szli dalej.

- Co ja wyrabiam? - powtórzyłam na głos - Nic, rozmawiałam z kolegą. A ty nagle zaczynasz odstawiać jakieś sceny - odpowiedziałam mu.

- Rozmawiałaś? Byliście tak zaabsorbowani rozmową, że miałaś mnie całkowicie w dupie. A koleś najchętniej by się na ciebie rzucił. Olałaś mnie po całości, Klara.

- Bryan, przepraszam - poczułam się lekko winna - Ale zamiast odstawiać teatrzyk mogłeś podejść i po ludzku nam przerwać. 

- Przerwałem, mówiąc, że się zbieramy, ale wtedy ten palant zaczął się wtrącać. A ty nic się nie odzywałaś. Wiesz jak ja się poczułem?! - nie schodził z tonu.

- Nie dałeś mi dojść do słowa. Przestań wyolbrzymiać - starałam się mówić spokojnie, lecz nie bardzo mi to wychodziło. 

Po tych słowach, popatrzył na mnie zdziwionym wzrokiem pomieszanym z ze smutkiem. Pokręcił głową i odszedł bez słowa. Patrzyłam jak odchodzi nerwowym krokiem. Stałam tak jeszcze chwilę, aż straciłam go ze wzroku. Zdezorientowana ruszyłam ku parkingowi. Pod znakiem, przy wejściu na parking czekała na mnie Ori.

- Jak tam? - spytała krótko.

Nie bardzo wiedząc co jej odpowiedzieć, a także z braku ochoty na rozmowę, milcząc oparłam ciężko głowę na jej ramieniu. Dziewczyna mnie przytuliła i pocałowała w głowę. Poprowadziła mnie w stronę samochodu Chrisa.

- Zaproponowałam, że odwiozę cię z Chrisem. Nie masz nic przeciwko? - zapytała cicho.

Pokręciłam przecząco głową, równocześnie spojrzałam na nią, dziękując wzrokiem. Ori uśmiechnęła się do mnie czule i pomogła wsiąść do samochodu. Droga powrotna minęła w ciszy. Ja nie miałam ochoty na żadną rozmowę, a Ori z Chrisem nie chcieli mnie do niej zmuszać. Po powrocie do domu, nie miałam na nic siły. Jedyną rzeczą na jaką miałam ochotę, był sen. Przebrałam się szybko w piżamę i bez żadnego prysznica, pogrążyłam się we śnie.



niedziela, 25 sierpnia 2013

ROZDZIAŁ 12

Mój poranek był cały w biegu i nerwach. Obudziłam się o godzinie ósmej, z przeczuciem, że mam coś ważnego do zrobienia. Leżałam dziesięć minut próbując przypomnieć sobie, co to miało być, ale na marne. Mój mózg odmówił współpracy.  Zignorowałam moje przeczucie, myśląc, że po prostu coś mi się ubzdurało. Zwlekłam się z łóżka, poszłam pod prysznic, a następnie zeszłam na dół do kuchni, w celu znalezienia czegoś na śniadanie. Nie chcąc zbytnio kombinować, sięgnęłam po płatki. Skierowałam się po miskę. Moim oczom ukazał się list ze szkoły, zawiadamiający o teście sprawnościowym, który był podstawą przyjęcia do drużyny, oczywiście po uzyskaniu odpowiedniej ilości punktów. Jako że zapragnęłam trenować siatkówkę, musiałam wziąć w nim udział. Złapałam za kopertę i odczytałam datę: 26.08.2013. Przeniosłam wzrok na kalendarz. Dzisiaj dwudziesty szósty! Wróciłam do listu przeszukując plan przebiegu testów. Siatkówka, koszykówka - godzina dziesiąta. Spojrzałam na zegarek, była ósma trzydzieści pięć. Na szczęście nie jestem spóźniona. Kamień z serca i w duszy od razu jakoś lżej. Lecz stres ponownie wrócił. Przecież ja nie mam ani sportowego stroju, ani sportowych butów! Jak ja mam ćwiczyć?! - zaczęłam gorączkowo myśleć. Pobiegłam szukać mamy. Całym szczęściem jeszcze nie wyszła do pracy i znalazłam ją w łazience.

- Mamo! Musimy jechać do sklepu kupić mi buty i strój sportowy! - zaczęłam ciągnąć ją za rękę.

- Dobrze kochanie, ale nie w tym momencie. Właśnie jadę do pracy, muszę ustalić pewne sprawy z panem dyrektorem.

- Ale mamo! O godzinie dziesiątej zaczyna się mój test! Kiedy mam je kupić? - zaczęłam panikować.

- Spokojnie. Spotkanie mam na ósmą czterdzieści pięć. Niedaleko szkoły jest duży sportowy sklep. Na pewno coś tam znajdziesz - zaczęła uspokajać mnie mama - Lepiej leć się ubrać, bo muszę już wyjeżdżać.

Pobiegłam do garderoby. Chwyciłam krótkie jeansowe spodenki oraz tank top w azteckie wzory. Szybko się przebrałam. Na makijaż nie było czasu. W drodze powrotnej dorwałam torebkę, telefon i gumkę do włosów. Mama czekała już w samochodzie.


***


Podczas, gdy mama była na spotkaniu z dyrektorem, ja nie mogłam wysiedzieć z nerwów w samochodzie. Ciągle zerkałam na telefon w celu sprawdzenia godziny. Była już dziewiąta trzynaście. Mama mówiła, że spotkanie nie powinno trwać dłużej niż dwadzieścia minut, a trwa już trzydzieści. Właśnie miałam zamiar wyjść i przejść się po placu zieleni znajdującym się przed szkołą, gdy zauważyłam ją w drzwiach szkoły. Upadłam ciężko na fotel. Mam jeszcze czterdzieści pięć minut, powinnam dać radę.

- Ok, załatwione - mama odpaliła samochód - Teraz do sklepu po najlepsze rzeczy dla mojej córuni - uśmiechnęła się żartobliwie.

- Mamo proszę, nie jestem w humorze do żartowania - powiedziałam na wydechu, próbując się uspokoić.

Wpadłyśmy do sklepu. Wybrałam szybko dwie pary krótkich spodenek, jedne czarne i dopasowane oraz drugie różowo-czarne i luźniejsze. Dwa sportowe t-shirt oraz dwa tank topy w różnych, jednolitych kolorach. Wybór ciuchów był szybki i prosty, przyszedł czas na buty. Tutaj musiałam się dłużej zastanowić, ponieważ są najważniejszą  rzeczą podczas gry. Po przymierzeniu dziesięciu par oraz wysłuchaniu wszystkich zalet każdej z nich, zdecydowałam się na czarno-łososiowe Air Maxy Fusion, ze względu na dobrą przyczepność z podłożem oraz ochronę podbicia stopy. Z racji promocji, która trwała w sklepie, przy zakupie tych butów mogłam kupić dres za połowę ceny. Zdecydowałam się na klasyczny krój, czarne spodnie oraz taliowaną fioletową bluzę. Z racji tego, że wszystkie ciuchy były z firmy Nike, dostałam gratis treningową torbę. Wszystko ładnie się zgrało. Spojrzałam na zegarek. Godzina dziewiąta czterdzieści pięć. Do mojej szkoły mamy co najmniej dziesięć minut jazdy. Pobiegłyśmy czym prędzej do samochodu.  W połowie drogi dostałam smsa.


Od Bryan:
Gdzie jesteś? Za niecałe dziesięć minut masz test?

Do Bryan:
Jestem w drodze, będę za pięć minut.

Od Bryan:
Ok, pospiesz się. Będziemy ci kibicować na widowni.



Uśmiechnęłam się. Moi znajomi są na prawdę cudowni. Zawsze mogę na nich liczyć. Są dla mnie bardzo wielkim wsparciem. Nerwowo zerknęłam na zegarek, czas pędził dzisiaj z prędkością światła. Los również mi dzisiaj nie sprzyjał. Dwa skrzyżowania od mojej szkoły coraz bardziej zapychały się  samochodami, co groziło gigantycznym korkiem. Nie tracąc czasu postanowiłam przebrać się w samochodzie, co było dość trudne, zważając na ograniczoną ilość miejsca oraz ludzi gapiących się z innych samochodów. Na szczęście poszło całkiem sprawnie. Gdy pakowałam ciuchy do torby, mama już wjeżdżała na szkolny parking.

- Leć. Ja zaparkuję i spotkamy się na sali - powiedziała mama.

Przerzuciłam torbę przez ramię i pobiegłam w stronę hali sportowej. Wparowałam do przebieralni, wrzuciłam torbę do swojej szafki i czym prędzej udałam się na salę. Rozpoczęły się już formalności w postaci sprawdzenia obecności oraz przydzielenia numeru. Akurat udało mi się wbiec podczas wyczytywania mojego nazwiska. Podeszłam do stołu organizatorów i odebrałam swój numerek. Spojrzałam na niego - trzynaście. Super. Mam nadzieję, że wbrew przeciwności przyniesie mi dzisiaj szczęście - pomyślałam. O miejsce w drużynie starało się aż pięćdziesiąt dziewcząt.  W składzie łącznie z rezerwowymi może być dwanaście osób. Czyli na jedno miejsce przypada ponad cztery dziewczyny. Zaczęłam się denerwować. Popatrzyłam po konkurentkach, większość była bardzo wysoka i wysportowana. Warunkiem przyjęcia na testy był minimalny wzrost sto siedemdziesiąt centymetrów. Ja mam tylko o centymetr więcej, więc muszę wykazać się wyjątkową skocznością i zwinnością, aby mnie przyjęli. A co jeśli jestem za słaba, albo mój wynik będzie pozytywny, ale ze względu na wzrost wybiorą kogoś innego. Dopadły mnie wątpliwości. Ogłosili dziesięć minut rozgrzewki. Zaczęłam więc od rozruszania się poprzez szybki trucht. Po rozgrzewce, na pierwszy ogień przyszło mierzenie zasięgu w bloku i ataku. W moim przypadku było to kolejno dwieście pięćdziesiąt jeden oraz dwieście sześćdziesiąt centymetrów. Całkiem nieźle, chociaż na tle innych dziewczyn plasowałam się trochę wyżej niż w połowie. Tak myślałam, muszę się postarać podczas testów z ataku i bloku. Sędziowie zapowiedzieli test z ataku. Ustawiłyśmy się chronologicznie na linii ataku. Na rozegraniu stała trenerka. Każda z nas miała po trzy ataki. Kiedy przyszła kolej na mnie i już miałam startować do ataku, usłyszałam skandowanie mojego imienia. Popatrzyłam na widownie i zauważyłam wielki transparent z napisem "Do boju Klara", a pod nim Bryana, Orchidę, Chrisa - szatyn, którego Ori poznała na imprezie oraz moją mamę.

- Widzę, że ktoś tu już ma kibiców - zażartowała trenerka.

Uśmiechnęłam się i odmachałam moim kibicom. Wycofałam się i ruszyłam do ataku. Piłka mocno odbiła się po prostej linii i uderzyła w siódmy metr boiska.

- Dobrze -  trenerka z podziwem pokiwała głową. 

Wycofałam się i powtórzyłam czynność z tym, że za drugim razem piłka poszybowała skosem w dziewiąty metr, a za trzecim, tuż za siatką w czwarty metr. Popatrzyłam na sędziów. Ich kamienne twarze nic nie zdradzały, jedynie oczy niektórych z nich lekko zabłysnęły. Otrzymałam osiem i pół punkta na dziesięć. Zważając na fakt, że przede mną jeszcze nikt, poza najwyższą zawodniczką, nie dostał więcej niż dziewięć punktów, był to niezły wynik. Czyżby była nadzieja? Równoległą konkurencją był blok. Podczas, gdy z jednej strony dziewczyny atakowały, po drugiej osoba musiała ją zablokować. Tego obawiałam się najbardziej. Była to moja pięta Achillesa. Zawsze najgorzej dawałam sobie z tym radę. Stanęłam po drugiej strony siatki. Przeciwniczka wycofała się do ataku i zaczęła dobiegać do wyrzuconej piłki. Jeszcze chwilę. Jeszcze nie teraz. Dopiero jak się odbije do wyskoku - zaczęłam się skupiać. Wyskoczyła. Piłka uderzyła o moją prawą rękę i wyleciała na aut. Cholera! - syknęłam pod nosem. Druga próba. Piłka ładnie odbiła się od moich dłoni, lecz przez niedopracowaną technikę wleciała na boisko z lewej strony. W meczu była by do odratowania poprzez asekurację innych zawodniczek, lecz teraz nie najlepiej się prezentowała. Czas na ostatnią próbę. Zamknęłam na chwilę oczy i wzięłam głęboki oddech. Skup się Klara! - nakazałam sobie w myślach. Przeciwniczka ponownie ruszyła do ataku. Uderzyła w piłkę, lecz już z mniejszą siłą niż w poprzednich atakach. Ustawiłam szczelnie ręce do bloku. Piłka odbiła się i wylądowała po drugiej stronie, tak jak powinna. Tak jest! Zacisnęłam triumfalnie pięść. Poparzyłam na przeciwniczkę. Brunetka uśmiechnęła się lekko i puściła mi oczko. Odwzajemniłam uśmiech. Czyżby się podłożyła, aby mi pomóc? - pomyślałam. Za tą część testu otrzymałam pięć i sześć dziesiątych punkta. Nie nastawiałam się na wiele, więc byłam usatysfakcjonowana. Na koniec została zagrywka. Ze statyczną zagrywką nigdy nie miałam problemu. Zawsze udawało mi się zagrać w punkt, więc już się tak nie stresowałam. Można powiedzieć, że test mam za sobą. Kiedy przyszła na mnie pora. Stanęłam za linią końca boiska i pokierowałam piłkę w wybrane miejsce. Pierwsza próba poszła wręcz idealnie. Zmieniłam pozycję i zagrałam w drugie oznaczone miejsce. Zmieściłam się w polu, lecz piłka była już na granicy. Cholera, chyba za bardzo się rozluźniłam. Zauważyłam również, że za zagrywkę brazylijską, potocznie zwaną z wyskoku, sędziowie przyznają więcej punktów. Chcąc podciągnąć sobie punkty, postanowiłam zaryzykować i zagrać w ten sposób. Wycofałam się. Wzięłam szybki rozbieg i uderzyłam z całej siły w piłkę. Ta poszybowała za siatkę, lecz sporo za daleko, uderzając chłopaka, rozgrzewającego się na drugim boisku, gdzie odbywały się testy z koszykówki. Brunet dostał prosto w głowę. Zachwiał się do przodu, omal nie wpadając na biegnącego do dwutaktu innego chłopaka. Podbiegłam do niego szybko. 

- Przepraszam bardzo. Nie pomyślałabym, że tak daleko poleci. Nic ci się nie stało - zaczęłam przepraszać bruneta trzymającego się za tył głowy.

-  Mam jeszcze mroczki przed oczami, ale chyba żyję - spojrzał na mnie i uśmiechnął się szeroko, ukazując rząd równych i białych zębów - Masz kobieto siłę w ręce. Uderzyłaś jak grom z jasnego nieba.  Prawdziwa błyskawica z ciebie - zażartował.

- Przepraszam, chciałam zabłysnąć przed sędziami, chyba trochę za mocno mi to wyszło - nadal przepraszałam.

- A jednak dobrze myślałem, że błyskawica. Miejmy nadzieję, że dostaniesz wysokie noty za tę zagrywkę inaczej mój wstrząs mózgu pójdzie na marne - zażartował.

- Oby - zaśmiałam się, a w tym samym Brunet został wyczytany do testu. 

- Sorry, ale muszę lecieć - powiedział i odbiegł do piłki.

- Powodzenia! - krzyknęłam jeszcze szybko.

Chłopak odwrócił się i pomachał ręką dziękując. Obróciłam się na pięcie i wróciłam na swoje boisko. Przegapiłam ogłoszenie wyników za zagrywkę, więc zwróciłam się do stolika sędziów prosząc o przekazanie mi wyników. Główny sędzia niebardzo był zadowolony tym faktem, ponieważ przeszkodziłam im w ocenianiu innych zawodniczek. Uśmiechnęłam się błagalnie. Mężczyzna trochę zmiękł i wywracając oczami oznajmił mi, że uzyskałam równo siedem punktów. Dodał też, że dzięki jednej sędzinie mój wynik jest wyższy, bo spodobała się jej siła z jaką odbiłam ostatnią piłkę. Podziękowałam najserdeczniej jak potrafiłam głównemu sędziemu, a sędzinie, która mnie uratowała posłałam najmilszy uśmiech jaki potrafiłam. Wróciłam na ławkę. Na boisku zagrywała już ostatnia zawodniczka. Sędziowie ocenili ją na siedem i jedną dziesiątą punkta. Główny sędzia, nakazał nam ustawić się wzdłuż linii i ogłosił, że teraz będą podliczać punkty, podczas gdy my możemy pójść się przebrać. Gdy wszystkie dziewczyny się przebrały, wróciłyśmy na salę. Po wszystkich było widać lekkie zdenerwowanie. Sędziowie zaczęli odczytywać punkty. Najwięcej punktów, a dokładnie dwadzieścia siedem i osiem dziesiątych na trzydzieści punktów, dostała brunetka, która pomogła mi w bloku. Popatrzyłam na nią i kiwnęłam do niej głową gratulując. Wyczytano potem sześć zawodniczek. W drużynie pozostało jeszcze pięć miejsc, a mojego nazwiska nadal nie wyczytano. Z nerwów zaczęły pocić mi się ręce. Według moich obliczeń uzyskałam dwadzieścia jeden i jedną dziesiątą punkta. Nie był to najgorszy wynik, ale wyczytane dziewczyny, nie schodziły poniżej dwudziestu trzech punktów. Zaczynałam się już żegnać z siatkówką, gdy nagle usłyszałam swoje nazwisko. Otworzyłam szeroko oczy i krzyknęłam z radości. Byłam wyczytana jako ósma zawodniczka, czyli wcale nie tak źle. Za plecami usłyszałam głośnie wiwaty z widowni. Odwróciłam się i zauważyłam cieszących się znajomych oraz mamę. Zaczęłam skakać z radości i do nich machać. Po chwili oprzytomniałam i odwróciłam się. Opanuj się. Robisz z siebie idiotkę - karciłam się w myślach. Nasza trenerka, ta sama kobieta co rozgrywała piłki podczas ataku, przywitała się z nami oraz wręczyła nam plan treningów. Cztery treningi w tygodniu po półtora godziny, nieźle. Postraszyła nas również tym, że będzie na nich wycisk oraz zero mazgajenia. Gdy skończyła swoją przemowę, reszta zawodniczek skierowała się do szatni, ja natomiast do moich znajomych i mamy. 

- Widzisz. Mówiłem, że na pewno się dostaniesz - Bryan objął mnie ramieniem i czule pocałował w usta. 

- Byłaś jak piorun, szczególnie jak przywaliłaś piłką w tego chłopaka - przypomniała mi Ori, a ja na sam fakt lekko się skrzywiłam. 

- Gratuluję córuniu, pokazałaś klasę - pochwaliła mnie mama.

- Dziękuję. Jesteście niesamowici. A ten doping? Genialny! Liczę na to, że będę miała taki na każdym meczu. Oczywiście jak wpuszczą mnie na boisko - dodałam szybko. 

- O to się nie martw. Jesteśmy twoimi największymi kibicami - odpowiedział Bryan, a reszta przytaknęła głową. 

- Dzięki jeszcze raz. To może pójdziemy na pizze, uczcić mój mały sukces? - zaproponowałam, wszyscy ochoczo podłapali mój pomysł - Super. Przebiorę się szybko, a wy poczekajcie na zewnątrz - zakomunikowałam im. 

Wbiegłam do szatni i zmieniłam strój. Przerzuciłam torbę przez ramię i ruszyłam biegiem ku drzwiom. Otworzyłam je z impetem i w tym samym momencie usłyszałam huk.

- Auć! Ostrożnie.

Zamknęłam drzwi. Za nimi ujrzałam bruneta, którego wcześniej uderzyłam piłką.

- To znowu ty, błyskawica? - spojrzał na mnie wrogo, pocierając się po ramieniu.

- Wybacz, na prawdę nie chciałam. Nie powinnam tak gwałtownie wychodzić. Straszna ze mnie niezdara. Jeszcze raz przepraszam - zaczęłam się gorączkowo tłumaczyć.

- Spokojnie. Żartowałem - uśmiechnął się zawadiacko - Ale jak jeszcze raz to się zdarzy, będę musiał pożegnać się z karierą koszykarza - zażartował.

- Postaram się, aby już więcej cię nie skrzywdzić - uśmiechnęłam się nieśmiało, nadal głupio się czułam. 

- Tak w ogóle, to jestem Nathaniel, ale mów mi Nate - wyciągnął do mnie rękę, lecz ja ciągle myśląc o tym jaką jestem niezdarą, niedosłyszałam go - Masz jakieś imię? Czy mam mówić do ciebie błyskawica? - zażartował.

- Wolę Klara - wybudziłam się z zamyślenia.

- To co Klara, może na osłodzenie mojego bólu, dasz się zabrać na lody? - szybko zaproponował. 

- Wybacz, ale jestem już umówiona ze znajomymi - w tym samym momencie przypomniało mi się, że na mnie czekają - Może innym razem. Teraz muszę lecieć. Na razie - uśmiechnęłam się i ruszyłam. 

- Ok, ale pamiętaj, że musisz mi zrekompensować mój ból - krzyknął za mną.

Odwróciłam się i z uśmiechem na twarzy odkiwnęłam mu głową. Wróciłam do znajomych, ciągle myśląc o tej całej sytuacji z Nate'm. Błyskawica - uśmiechnęłam się sama do siebie. 




sobota, 10 sierpnia 2013

ROZDZIAŁ 11

Nadszedł dzień dwudziestego sierpnia. Dwieście trzydziesty drugi dzień w kalendarzu gregoriańskim. W tym dniu imieniny obchodzą Bernard, Lucjusz oraz Małgorzata. Dla niektórych jest to dzień, od którego pozostaje jeszcze jedenaście dni wakacji. W Estonii świętują przywrócenie niepodległości, a w Maroko święto rewolucji Króla i Ludu. Tego dnia miało miejsce polskie powstanie narodowe przeciw Rosji i Prusom w 1794 roku, zwane również Insurekcją kościuszkowską. Na całym świecie ludzie w tym dniu świętują z przeróżnych okazji. Ja również mam dzisiaj święto, a mianowicie siedemnaście lat temu o godzinie dwudziestej przyszłam na świat. Tak, dzień dwudziestego sierpnia jest dniem moich urodzin. 

Właśnie byłam w ogrodzie i rozpracowywałam mój nowy aparat Canon EOS 700D, który dostałam dzisiaj, w prezencie od rodziców. Lustrzanka cyfrowa była moim marzeniem odkąd skończyłam trzynaście lat. Wtedy też zaczęłam się interesować fotografią, która stała się moją pasją. Bawiąc się przysłoną oraz czasem naświetlania, robiłam zdjęcia wszystkiemu, co zasługiwało w moim ogrodzie. Z transu wybił mnie dźwięk przychodzącej wiadomości mojego telefonu, który znajdował się na stole, na tarasie. Podeszłam do stołu i chwyciłam za telefon. Na wyświetlaczu pojawiła informacja o nowej wiadomości oraz małe zdjęcie Bryana. Na mojej twarzy od razu zagościł uśmiech. 


Od Bryan:

Jesteś w domu, piękna? 


Bez zastanowienia mu odpisałam.


Do Bryan:

Tak, jestem. Masz do mnie sprawę?

 

Od Bryan:

Super. Wyjdź przed dom.

 

W tym samym momencie usłyszałam dzwonek do drzwi. Pobiegłam i otworzyłam z impetem drzwi, o mało nie wpadając w balony. Tak, w balony. Przede mną stało chyba ze dwadzieścia kolorowych balonów wypełnionych helem. Przez kilka dobrych minut stałam i patrzyłam się jak głupia na te balony, zdezorientowana całą tą sytuacją. Dopiero po czasie zauważyłam, że w połowie wysokości linki, na której znajdowały się balony jest przewiązana koperta. Otworzyłam ją, a moim oczom ukazała się kartka z wiadomością.



Gdy wieczór nastanie, 

a zegar o godzinie osiemnastej skończy swe wybijanie.

Twój rycerz w tym miejscu stanie, 

aby Cię porwać w miejsce nieznane.

                                           - B.

 

Uśmiechnęłam się szeroko, sama do siebie. Ten chłopak jest niemożliwy - pomyślałam. Bryan wydaję się być spokojnym nastolatkiem, lecz gdy poznaję go coraz bardziej, zaczynam stwierdzać, że pozory mogą mylić. Niby nie jest jakimś ekscentrykiem, ale potrafi zadziwiać, szczególnie pomysłami, które pojawiają się u niego tysiąc razy na minutę. Z nim nie da się nudzić. Tym razem również mnie zaskoczył swoją pomysłowością. Gdy tak stałam, uśmiechając się do balonów, na podjazd podjechali moi rodzice z Elizą.

- Jakie ładne balony? Od kogo? - zapytała zadowolona mama.

- Od Bryana - uśmiechnęłam się - Dodatkowo, przygotował mi jakąś niespodziankę, dzisiaj wieczorem - pokazałam jej kartkę, którą znalazłam przy balonach.

- Miłość wisi w powietrzu - skomentował krótko tata, puszczając do mnie oczko - Myślałem, że dzisiaj wyjdziemy zjeść razem kolację i świętować twoje urodziny, ale widzę, że masz już plany - dodał po chwili - Kochanie, kiedy nasza córka tak wyrosła? - zwrócił się do mamy, ta w odpowiedzi rozłożyła bezradnie ręce.

Zarumieniłam się. Rodzice zawsze lubili wszystko wyolbrzymiać. 

- Jakie fajne! Mogę się nimi pobawić? Proooszę! - Eliza zaczęła ekscytować się, gdy tylko je zauważyła. 

- Dobrze, zabierz je do domu - pogłaskałam ją po głowie.

Podeszłam do samochodu i pomogłam rodzicom wnosić zakupy z samochodu. 


  ***

 

Po odebraniu kilkunastu telefonów z życzeniami od rodziny z Polski i mojej przyjaciółki Ani, nie mogłam usiedzieć w miejscu z niecierpliwości. Nie mogłam się na niczym skupić. Ciągle myślałam o tym co kombinował Bryan. Postanowiłam zacząć się szykować, chociaż na tym mogłam się skupić. Tak jakbym chciała się oszukać, że czas zacznie szybciej płynąć. Poszłam pod długi i chłodny prysznic. Zabawne jak taka prosta czynność może relaksować. Uwielbiam, gdy delikatne krople wody spadają na moje ciało, muskając je i odprężając. Przewiązałam się ręcznikiem i skierowałam się do garderoby, aby wybrać odpowiedni strój. Postawiłam na koralową, rozkloszowaną sukienkę z dekoltem w serce. Na stopy wrzuciłam szafirowe sandały na koturnie. Z makijażem nie chciałam przesadzać, więc narysowałam tylko delikatne kreski na oczach, pociągnęłam różem policzki oraz pomalowałam usta landrynkowy błyszczykiem. Włosy na grzywce podkręciłam, które były dopełnieniem do romantycznej stylizacji. Na koniec spryskałam się moimi ulubionymi perfumami oraz spakowała torebkę. Byłam gotowa, a zegarek pokazywał godzinę siedemnastą trzydzieści pięć. Jeszcze tyle czasu. Co ja mam ze sobą zrobić? Podeszłam do biurka, włączyłam laptopa i zalogowałam się na facebooku, aby sprawdzić "co słychać w świecie". Przejrzałam wszystkie posty oraz obejrzałam wszystkie zdjęcia z wakacji moich znajomych. Spojrzałam ponownie na zegarek, minęło dopiero dziesięć minut. Lekko poirytowana, dlaczego ten czas leci tak wolno, zeszłam na dół do rodziny. Znalazłam ich na tarasie. Rodzice pili kawę, a Elizka bawiła się w ogrodzie. 

- Jak pięknie wyglądasz, córuniu - zaczęła zachwycać się mama.

- Dziękuję. 

 - Miej nadzieję, że Bryan nie zabierze cię na jakiś motor albo inny ekstremalny sport, bo szkoda zniszczyć taką ładną sukienkę, ale oczywiście wyglądasz pięknie. Jak zawsze - zaczął żartować tata.

Wytrzeszczyłam oczy z przerażenia. A co jeśli tata ma rację i Bryan zabierze mnie na coś szalonego? Wyjdę na idiotkę, która wyszykowała się jak na jakąś imprezę - zaczęłam gorączkowo myśleć. Rodzice widząc moją minę, zaczęli się żywo śmiać.

- Bardzo śmieszne - skwitowałam. 

Gdy przestali się śmiać, po kilku dobrych minutach, mama wpadła na pomysł.

- A może zrobimy sobie rodzinne zdjęcie twoim nowy sprzętem? - zaproponowała.

W moich oczach pojawił się błysk, a na twarzy radosny uśmiech. Kiwnęłam w ich stronę palcem oraz czym prędzej pobiegłam po aparat. Wróciłam i postawiłam go na stole. Ustawiłam wszystkie potrzebne funkcje i pobiegłam szybko, ustawić się między rodziców, zanim zadziałał samowyzwalacz. Popstrykaliśmy kilka zdjęć i nawet nie zorientowałam się, że nadeszła godzina osiemnasta. Na szczęście przypomniał mi o tym dzwonek do drzwi i czekający za nimi Bryan. Był ubrany w błękitną koszulę w kratę z podwiniętymi rękawami, beżowe spodnie oraz białe conversy. I te włosy, ciągle w artystycznym nieładzie. Moje serce zabiło mocniej. 

- Cześć - pocałował mnie w usta - Gotowa na niespodziankę?

- Hej, już nie mogę się doczekać - odpowiedziałam podekscytowana. 

- To ruszamy - otworzył mi drzwi od samochodu i pomógł wsiąść. 

I ruszyliśmy. Nie jechaliśmy daleko. Zatrzymaliśmy się przed domem Bryana. Wyłączył silnik i odwrócił się do tyłu wyciągając ciemny szal.

- To teraz się odwróć. Muszę zasłonić ci oczy - powiedział delikatnie mnie odwracając.

Zakrył mi oczy, a później pomógł wysiąść z samochodu. Przy wysiadaniu, oczywiście jak na niezdarę przystało, musiałam się potknąć.

- Mam cię - złapał mnie Bryan - Mogłem zawiązać ci oczy po wyjściu z samochodu. Przepraszam - lekko się zmieszał.

- Szczęśliwe mnie złapałeś, więc ci wybaczam - zażartowałam.  

Bryan zaczął mnie prowadzić. Z tego co się zorientowałam, weszliśmy do domu. Tam przeszliśmy kilka pomieszczeń, aby znowu wyjść na zewnątrz. Stanęliśmy w miejscu. 

- Gotowa? - zapytał.

- Jak jeszcze dłużej będziesz mnie zwodził, to zaraz możesz dostać. Żartuję, oczywiście - dodałam szybko.

- Ok, to na trzy zdjęmuję szal. Raz... Dwa... Trzy!

- Sto lat!

Usłyszałam krzyk znajomych. Moim oczom ukazali się znajomi oraz duży stół, pięknie ozdobiony kolorowymi kwiatami oraz świecami. Wokół stołu znajdowało się mnóstwo świec i lampionów, nadających niesamowity klimat.  Znajomi podeszli do mnie składając mi życzenia oraz wręczając prezenty. Jako ostatni podszedł do mnie Bryan.

- Proszę - wręczył mi małe pudełeczko - Kompletnie nie widziałem co ci kupić, ale kiedy to zobaczyłam od razu pomyślałem o tobie.

Otowrzyłam pudełko. W śordku znajdowała się delikatna złota bransoletka z zawieszką now & forever, a na niej grawer " Bryan <3". Bransoletka była urocza oraz prosta. Idealnie pasowała do mnie. Znamy się z Bryanem ponad miesiąc, a on zna już mój gust. Do moich oczu napłynęły łzy.

- Teraz i na zawsze... chcę być twój - Bryan spojrzał mi głęboko w oczy.

- Dziękuję - rzuciłam mu się w ramiona i namiętnie pocałowałam. 

Usiedliśmy do stołu i skosztowaliśmy tych pyszności, które przygowali moi znajomi. Spojrzałam na wszystkich po kolei. Zadowoleni, uśmiechnięci i pochłonięci rozmową. Tak bardzo byłam wdzięczna, że mam takich przyjaciół. A jeszcze kilka miesięcy temu byłam ciągle szykanowana przez Mariettę i spółkę oraz klasę z gimazjum. Teraz mam przy sobie ludzi, na których zawsze mogę liczyć. Mój wzrok spoczął na Bryanie. Po moim ciele momentalnie rozpłynęło się ciepło. To naprawdę cud, że spotkałam go w moim życiu. Dzięki niemu mój świat zyskał kolorowych i intensywniejszych barw. Chociaż nie poznałam jeszcze jego uczuć do mnie, moje serce podpowiada mi, że jest moją drugą połówką.

 

 

________________________________

Witam,

chciałabym gorąco wam podziękować za ponad tysiąc wyświetleń. Jest mi niezmiernie miło, że odwiedzacie i czytacie mojego bloga. Dziękuję również za wszystkie komentarze, które zostawiacie. 

Pozdrawiam gorąco również najwytrwalsze czytelniczki, które najczęściej komentują moje rozdziały. Dziewczyny jesteście kochane! 


Pozdrawiam serdecznie!

Buziaki ;**


niedziela, 4 sierpnia 2013

ROZDZIAŁ 10

Od rana chodziłam cała w skowronkach. A to zasługa imprezy, która mnie dzisiaj czeka. Uśmiech nie schodził z mojej twarzy, a podekscytowanie sprawiało, że mój organizm cały mrowił. Umówiłam się z Bryanem, że przyjdzie po mnie o siódmej wieczorem. Za trzydzieści minut  ma przyjść do mnie Orchidea, aby razem wyszykować się na imprezę. Właśnie kończyłam sprzątać po obiedzie, kiedy usłyszałam dzwonek do drzwi. Za nimi ukazała się Ori, a właściwie jej czubek nosa i oczy, ponieważ cała była przysłonięta różnego rodzaju ubraniami i torbami.

- Cześć. Myślałam, że będziesz za dwadzieścia minut, tak jak się umawiałyśmy - powiedziałam, pomagając jej z tą stertą ubrań.

- Cześć. Wiem, ale nie mogłam się już doczekać. Tak dawno nie byłam na imprezie, a u futbolistów to nigdy - sapnęła zmęczona. 

- Dlaczego? - spytałam zdziwiona.

- Futboliści i cheerleaderki to elita. Na ich imprezy chodzą tylko wybrani - powiedziała z zapałem - A kiedy dowiedziałam się, że Bryan cię zaprosił, musiałam się wprosić, wybacz. Mam nadzieję, że nie jesteś o to zła? - dodała, a na jej twarzy wymalował się strach.

- Coś ty. Cieszę się, że idziemy razem - uśmiechnęłam się - Nie wiedziałam, że Bryan jest taki popularny. Wydaje się być spokojnym chłopakiem - zaczęłam się zastanawiać na głos.

- Jest spokojny, ale to wcale nie wyklucza się z popularnością - dopowiedziała Ori.

- Może i masz rację - stwierdziłam - A tak w ogóle, to po co ci tyle rzeczy? - zapytałam, nadal nie dowierzając jak Ori doszła tutaj z tym wszystkim. 

- Nie wiedziałam na co się zdecydować i postanowiłam wziąć wszystko, żebyś mi pomogła - powiedziała bezradnie. 

Uśmiechnęłam się. Ta dziewczyna jest niemożliwa - pomyślałam. Poszłyśmy do mojego pokoju. Zaproponowałam Ori, aby wzięła prysznic i się odświeżyła. Za oknem nadal gorączka, a ona musiała się nieźle nagimnastykować, aby to wszystko tu przytargać. Podczas, gdy brała prysznic, a ja rozkładałam jej ubrania na moim łóżku, aby się nie pogniotły, usłyszałam wibrację mojego telefonu. 


 Od Bryan:
 Pamiętaj, że zabieram cię dzisiaj na imprezę o siódmej.

 

Na mojej twarzy pojawił się uśmiech, a serce przyśpieszyło bicie. Nie mogłam uwierzyć, że idę na tę imprezę. I to jeszcze z takim przystojniakiem.  

 

Do Bryan:
Już nie mogę się doczekać.  Zaprosiłam również Ori. 
Mam nadzieję, że nie masz nic przeciwko?

 

Odłożyłam telefon na szafkę. Nie zdążyłam nawet dojść do łóżka, kiedy znów dostałam wiadomość. Odwróciłam się na pięcie i wróciłam po telefon.

 

Od Bryan:
Ja również nie mogę się doczekać. Oczywiście, że nie przeszkadza. 
Do zobaczenia już niedługo.

 

 W tym samym monecie Ori wyszła z łazienki. Spojrzałam na zegarek, dochodziła godzina osiemnasta. Postanowiłam również się odświeżyć. Wzięłam szybki i chłodny prysznic, który ochłodził moje rozgrzane ciało, ale również uspokoił emocje. Ubrałam świeżą bieliznę i wróciłam do przyjaciółki. Była nadal w bieliźnie i nerwowo przerzucała ubrania, które ja tak składałam. 

- Proszę, wybaw mnie z tej opresji - jęknęła i desperacko rzuciła się na łóżko. 

- Ty, wyrocznia mody, nie wiesz w co się ubrać? - zażartowałam, na co Ori jeszcze bardziej się skrzywiła.

Włączyłam muzykę i tanecznym krokiem podeszłam do łóżka i przyjrzałam się dokładniej temu co przyniosła. Chwyciłam spodnie, odpadają,  jest za gorąco. Moją uwagę przykuła czarna skórzana, krótka spódnica z elastycznymi wstawkami po bokach. Na górę dopasowałam jej neonowy, luźny tank top z wyciętymi bokami. 

- Co o tym sądzisz? - pokazałam jej zestaw. 

W odpowiedzi usłyszałam głośny pisk oraz ujrzałam błysk w jej oczach.  Zaczęła się czym prędzej ubierać, ja w tym czasie poszłam do garderoby zastanawiając się, w co sama mam się ubrać. Oparłam się o ścianę i objęłam wzrokiem całą garderobę. Mój wzrok przykuła chabrowa dopasowana sukienka z wycięciem na plecach, którą upolowałam na ostatnich wyprzedażach. 

- Doskonały wybór - usłyszałam głos Ori za plecami.

Wciągnęłam ją na siebie i utwierdziłam się w tym fakcie. Na nogi, obie wrzuciłyśmy czarne, wysokie sandały na szpilce, ponieważ Ori uparła się, że mamy iść w wysokich butach. Twierdząc, że wszystkie dziewczyny będą tak wystrojone. Nie próbowałam się z nią kłócić. W kwestii mody na pewno nie, ponieważ nie mam najmniejszych szans. Gdy stroje już miałyśmy wybrane, przyszedł czas na makijaż. Oczywiście zajęła się tym Orchidea, która jest genialna pod tym względem. Zaczęła ode mnie. Z racji tego, że idziemy na imprezę, postanowiłyśmy i z tym zaszaleć. Dolną powiekę pomalowała mi turkusową kredką. Na górnej nałożyła lekki złoty cień i grubszą czarną kreskę oraz mocno wytuszowała rzęsy. Na ustach miałam landrynkowy błyszczyk. Ori natomiast postawiła na czarny smoky eyes, który pięknie podkreślał głębokie spojrzenie jej czekoladowych oczu. Usta pociągnęła jasną beżową pomadką z racji mocnego podkreślenia oczu. Czas na włosy. Podkręciłam i uniosłam je do góry, tworząc łagodnego irokeza. Orchidea również podkręciła włosy, uzyskując burzę loków. Byłyśmy gotowe. Byłam tak zachwycona z efektu jaki osiągnęłyśmy, że pobiegłam po aparat. Ustawiłam go na statywie i  zaczęłyśmy pstrykać sobie fotki. Wygłupiając się i wyginając w rytm muzyki. Zdjęcia totalnie nas pochłonęły, że nawet nie zauważyłyśmy jak Bryan stanął w drzwiach od mojego pokoju.

- Widzę, że zaczęłyście już imprezować i to jeszcze beze mnie. Ładnie to tak? - zażartował. 

Stanęłyśmy zawstydzone, przenosząc wzrok to z Bryana to na siebie. Po chwili jednak wybuchłyśmy śmiechem, tak żywym i energicznym, że nie nie dało się ustać na nogach. 

- Świetnie wyglądacie dziewczyny - objął nas wzrokiem - Klaro jesteś nieziemska - pochłaniał mnie wzrokiem -  Ale musimy się zbierać, bo nam impreza ucieka -  podszedł i objął nas - Chyba że, przenosimy imprezę tutaj? - uśmiechnął się zawadiacko i podniósł brew. 

- Broń Boże! Rodzice by mnie zabili! - na samą myśl otworzyłam szeroko oczy ze strachu.

- W takim bądź razie lepiej się zbierajmy - odpowiedział Bryan. 

 

 ***

Podjechaliśmy pod białą wille, z której dobiegała głośna muzyka. Impreza musiała już się rozkręcać. Wysiedliśmy z samochodu Bryana, oczywiście jak to na niego przystało otworzył nam wcześniej drzwi. 

- Gotowe na imprezę życia? -  objął nas w pasie.

- Od zawsze! - krzyknęłyśmy równocześnie. 

Weszliśmy po szerokich schodach. Bryan otworzył drzwi, nawet nie dzwoniąc, z racji tego, że prawdopodobnie i tak nikt by nie usłyszał dzwonka. Ledwo przekroczyliśmy próg, a znajomi Bryana rzucili się na niego, radośnie się z nim witając. Był to zabawny widok. 

- Stary, co tak długo? Myśleliśmy, że już nie przyjdziesz - powiedział wysoki brunet.

- Wybacz, ale moim paniom szykowanie się przedłużyło - odwrócił się i ponownie nas objął w pasie.

Wszyscy zaśmialiśmy się z jego żartu. Bryan przedstawił nas całej swojej drużynie. Wszyscy chłopacy byli wysocy i mocno zbudowani. Jak na sportowców przystało byli również bardzo żywi oraz energiczni. Każdy z nich miał w sobie coś wyjątkowego i interesującego. Od razu ich polubiłam, z resztą nie dało się ich nie lubić, byli bardzo sympatyczni i zabawni. 

Weszliśmy do salonu. Od razu można było zauważyć, że było to centrum imprezy. Na kanapie przed telewizorem siedziało trzech chłopaków grających w play station, mocno rozemocjonowanych. W okół nich zebrała się grupka obserwatorów, którzy głośno ich dopingowali. Na parkiecie zaczynało tańczyć kilka osób. Każde miejsce, które nadawało się do siedzenia było zajęte. Przez drzwi prowadzące na taras było widać, że i tam przebywa sporo osób. 

- Czegoś się napijecie? - zapytał się Matthew, wcześniejszy brunet. Bryan twierdząco kiwną głową, po czym obydwoje spojrzeli na nas - A wy dziewczęta? Czego się napijecie?

- Może piwa? - powiedziałam niepewnie, a Ori tylko przytaknęła. 

Chłopacy przyjęli to do wiadomości i znikli w tłumie. Domyślałam się, że będzie to zakrapiana impreza, ale do końca nie byłam przekonana do alkoholu. W Polsce, nie chodziłam na takie imprezy, bo byłam za młoda. Alkoholu również nie ruszałam. Zdarzało się oczywiście, że raz na jakiś czas, w ostatniej klasie, wypiłyśmy z Anią po jednym piwie, gdy któraś z nas miała wolny dom, nic szczególnego. Chłopacy wrócili, wręczając nam czerwone, plastikowe kubeczki. Kto by pomyślał, że będę kiedyś na typowej amerykańskiej imprezie i będę nielegalnie pić alkohol z czerwonych kubeczków - pomyślałam. Uśmiechnęłam się na samą tą myśl. Przenieśliśmy się we czwórkę do kuchni, gdzie znajdowała się reszta znajomych Bryana z jego drużyny. Trwała właśnie tam znana zabawa w beer ponga (piwny ping pong). Kończyli właśnie drugi mecz i szukali ochotników do następnego. Postanowili teraz rozegrać męsko-damski mecz. Bryan chętnie zgłosił się do drużyny męskiej. 

- Klara i Orchidea przyjmijcie wyzwanie i stańcie przeciwko mnie - zaczął nas zachęcać.

- Obawiam się, że nie będę najlepszym zawodnikiem - odpowiedziałam z żartem.

- Tak samo słabym jak w kręgle? - uśmiechnął się w ten zawadiacki sposób, któremu nigdy nie mogę się oprzeć.

- Ok, zgoda! Tym razem nie dam ci wygrać - chwyciłam Ori za rękę i stanęłyśmy za stołem razem z inną dziewczyną, która była z nami w drużynie.

Bryan klasnął i potarł ręce w geście zadowolenia. Na stole, po każdej stronie było ustawione czternaście kubków wypełnionych piwem. Chłopacy postanowili być dżentelmenami i pozwolili nam rozpocząć. Jako pierwsza była Ori, której udało się trafić jeden kubek. Następnie Matt, który z racji wczesnego rozpoczęcia imprezy nie trafił żadnego. Nadszedł mój rzut. Skup się Klara i rozwal to ego, które się tu nagromadziło - pomyślałam i trafiłam dwa kubki. Po piętnastu minutach, po obu stronach stołu stało tylko po jednym kubku, które ważyły losy meczu. Rzucał Matt, któremu się nie udało. Ori oraz blondynka w lokach z mojej drużyny również spudłowały. Ilość wypitego alkoholu dawała się już nam we znaki. Wzięłam piłeczkę do ręki.

- To dla ciebie mój drogi - spojrzałam na Bryana wyzywającym spojrzeniem.

Wzięłam głęboki wdech i rzuciłam. W momencie puszczenia piłki zamknęłam również oczy. Po sekundzie usłyszałam głośny pisk przyjaciółki nad uchem. Otworzyłam oczy piłka wleciała prosto do kubka. Z radości rzuciłyśmy się sobie w objęcia. Uwolniłam się z uścisku i spojrzałam na Bryana, który podniósł kubek i kiwnął nim w moją stronę oraz wypił jego zawartość. Wymieniłam uścisk z blondynką z mojej drużyny.

- Gratuluję - usłyszałam Bryana głos za plecami - Przyznam szczerze, że nie wierzyłem w waszą wygraną. Jestem z Mattem jeden z lepszych w tej dyscyplinie.

- Jak widać już nie - powiedziałam zadziornie.

- To może w nagrodę jeszcze jedno piwko? - zapytał. 

Kiwnęłam głową i odebrałam zwycięski kubek piwa. Który to już dzisiaj? - pomyślałam. Z moich obliczeń wyrwał mnie mój blondyn.

- Może przewietrzymy się w ogrodzie? - zapytał, głaszcząc mnie po ręce.

Kiwnęłam na potwierdzenie. Chciałam o tym poinformować Ori, żeby nie zostawiać jej tutaj samej. Odwróciłam się w jej stronę. Dziewczyna pogrążona była w żywej rozmowie z szatynem, który uważnie przyglądał się jej przez cały mecz. Postanowiłam im nie przerywać. Ruszyłam za Bryanem, dopiero teraz czując procenty w mojej głowie. Objęłam mocniej jego rękę. Na dworze było nadal ciepło, lecz o wiele chłodniej niż w ciągu dnia. Pojawił się nawet lekki, chłodniejszy wiatr. Było przyjemnie. Na tarasie przebywało kilka osób. Myślałam, że usiądziemy z nimi, lecz Bryan prowadził mnie dalej, w głąb ogrodu. Ogrodu, który był pokaźnych rozmiarów i urządzony ze smakiem. Występował tu ład oraz zgoda między ludzką ręką a naturą. Między różami znajdowała się biała altanka, do której, jak zdążyłam się domyślić, prowadził mnie Bryan. Znajdowała się w ustronnym miejscu, rozświetlona milinem białych lampek. Ze środka rozprzestrzeniał się widok na stawek, którego nie zauważyłam ze ścieżki. Również był pięknie oświetlony. Stanęłam przy balustradzie rozkoszując się widokami.

- Myślałam, że za altanką jest już koniec ogrodu. Tymczasem on rozciąga się jeszcze dalej. Matt ma bardzo piękny ogród, a to miejsce jest niesamowite - zachwycałam się.

- Mhm - Bryan zamruczał mi nad uchem, przytulając i łapiąc mnie od tyłu w talii. Na niego również zaczął działać alkohol - To moje ulubione miejsce w tym ogrodzie - poczułam jego ciepły oddech na swojej szyi - Jak podoba ci się impreza?

-  Świetnie się bawię, w końcu jak na wakacje przystało. Twoi koledzy również są fajni - odpowiedziałam. 

- Tak, to świetni ludzie.

Zaczął wodzić delikatnie nosem po mojej szyi, od czasu do czasu składając na niej delikatny pocałunek. Przesunął się w stronę ucha.

- Cieszę się, że ci się podoba - szepnął mi do ucha oraz czule je pocałował.

Zamknęłam oczy, a Bryan głaszcząc mnie po brzuchu nie odrywał się od mojej szyi. Po moim ciele przechodziły ciarki, a w brzuchu zaczęły fruwać motyle, łaskocząc w ten przyjemny i nieopisany sposób. Złapał mnie za biodra i odwrócił w swoją stronę. Położył ręce na moich policzkach i gładząc je subtelnie, spojrzał tymi swoimi czekoladowymi oczami, w swój unikalny sposób. Świat przestał dla mnie istnieć. Byliśmy tylko my. Oparł swoje czoło na moim i zaczął ocierać mój nos swoim, lekko mnie łaskocząc. Uśmiechnęłam się delikatnie. Marząc, aby ta chwila trwała wiecznie. Bryan natomiast zbliżył się, delikatnie muskając moje usta. Przejechał koniuszkiem języka po mojej dolnej wardze, by potem wsunąć go delikatnie i powoli gładzić mój język. Przez moje ciało przeszła fala ciepła, a serce przyspieszyło tak bicie, że poczułam jego uderzenia pod swoją klatką. Jęknęłam cicho z przyjemności. Bryan przygryzł moją wargę oraz subtelnie zaczął ją ssać. Z rozkoszy zaczęło braknąć mi tchu. Moje ciało przeżywało euforię bliską ekstazy. Zarzuciłam ręce na jego szyję, wplatając dłonie w jego gładkie włosy. Przycisnął mnie bliżej siebie przyspieszając pocałunek i głaszcząc mnie po całych plecach. Byłam w niebie. Czując się jak najszczęśliwsza osoba. Gdy zaczęło brakować nam tchu, zwolniliśmy tempo, delikatnie muskając swoje wargi. 

- Mmm - Bryan zamruczał seksownie - Tak długo czekałem na tę chwilę - szepnął w moje usta, opierając swoje czoło o moje. 

- Ja również - wtuliłam się w jego umięśniony tors. 

Staliśmy tak jeszcze chwilę, rozkoszując się niedawnym pocałunkiem oraz samym sobą. Nagle zauważyliśmy, że od strony domu dochodził niespokojny rumor. Postanowiliśmy sprawdzić co tam się dzieje. Wtuleni w siebie skierowaliśmy się w stronę domu.

- Gdzie byliście? Wszędzie was szukałem? - zaczął wypytywać poddenerwowany Matt - Musicie się zbierać. Sąsiedzi skarżą się na hałas i wezwali już policję - oznajmił.

Wystraszeni ruszyliśmy trójką do wnętrza. W środku panował chaos. Wszyscy zbierali swoje butelki i puszki po alkoholu, wrzucając je do wielkiego worka oraz czym prędzej wynosili się z domu. Pobiegłam do kuchni, szukając Ori, lecz jej tam nie było. Znalazłam ją dopiero, dobrze wciętą, czekającą w kolejce do toalety.

- Co ty tu jeszcze robisz? - zapytałam niespokojnie.

- Stoję i czekam - zaczęła bełkotać - Strasznie chce mi się siusiu - dodała starając się szeptać, lecz w tym stanie nie bardzo jej to wyszło.

- Wszyscy musimy się zbierać. Ktoś wezwał policję - zwróciłam się do Ori, jak i do reszty czekających w kolejce.

- O chole... cholera. To lepiej... spadajmy - zająkiwała się.

Chwyciłam ją pod ramię i wróciłam do Bryana. Pożegnaliśmy się z Mattem i czym prędzej wyszliśmy. Na skrzyżowaniu już było widać radiowozy. 

- Chodźcie tędy. Znam skrót - Bryan poprowadził nas wzdłuż płotu. 

Szyliśmy jeszcze między budynkami, aż wyszliśmy koło domu Ori. Na szczęście dziewczyna, na świeżym powietrzu trochę oprzytomniała i spokojnie mogła wejść do domu. A ja z Bryanem skierowaliśmy się w kierunku mojego domu. Wtuleni w siebie i zadowoleni, że w końcu los pozwolił nam skosztować nasz pierwszy pocałunek.

 

__________________________________

Przepraszam, że znowu tak długo nie pisałam, ale pogoda nie zachęca do siedzenia przed komputerem. Dzisiaj rozdział gigant, mam nadzieję, że się spodoba!

 

Zapraszam i proszę o wpisywanie się do zakładki 'Powiadomienia', dzięki, której łatwiej będzie mi was znaleźć!

 

Pozdrawiam serdecznie!

Buziaki ;*