Wiadomości!
Zapraszam na mojego nowego bloga! Byłabym wdzięczna za kilka słów co o nim sądzicie!
Paryska-finezja!!!
ROZDZIAŁ 19
Po wczorajszym meczu i wczorajszych wydarzeniach nawet nie
wiedziałam, kiedy odpłynęłam. Na szczęście dzisiaj niedziela.
Dzień wolny, idealny na słodkie lenistwo. Rano, o godzinie
dziesiątej, obudziła mnie wiadomość od Ori, że wpadnie do mnie o
godzinie siedemnastej, poprawić mi humor. Miałam jeszcze trochę
czasu, więc postanowiłam ponownie zadzwonić do Bryana. Od wczoraj
nie raczył włączyć telefonu, więc nadal jestem w rozsypce. Tym
razem, także usłyszałam znaną mi pocztę głosową. Opadłam
bezsilnie na łóżko. Łzy znowu zaczynały mi napływać do oczu.
Już miałam na nowo wtopić twarz w poduszkę i zacząć ryczeć jak
dziecko, ale usłyszałam pukanie do drzwi. Pośpiesznie otarłam łzy
i pozwoliłam na wejście osobie zza drzwi. Tak jak się domyślałam,
była to Orchidea.
- Cześć słoneczko - powiedziała łagodnie - Przyniosłam
zestaw na smutki - podniosła rękę i pokazała mi siatkę
wypełnioną lodami, czekoladą i słodkimi babeczkami oraz winem -
Ale najpierw ogarniemy tu trochę - mówiąc te słowa, rozejrzała
się po pokoju z małym strachem w oczach.
Uczyniłam to samo. Rzeczywiście, pokój nie był w najlepszym
stanie. Łóżko było w totalnym chaosie. Torba i rzeczy z
wczorajszego meczu, zamiast znajdować się w garderobie, leżały
porozrzucane po całej sofie. Tak samo ciuchy, które miałam na
sobie wczoraj, tyle że one znajdowały się w okół mojego łóżka.
Na szafce nocnej pełno zużytych chusteczek higienicznych.
Niechętnie, ale wstałam razem z moją przyjaciółką i zaczęłyśmy
sprzątać. Po pięciu minutach, można powiedzieć, że było
czysto. Ori usadziła mnie na kanapie, sama postanowiła pozapalać
moje świeczki, które miałam w całym pokoju oraz włączyła
muzykę. Stwierdziła, że muzyko- i światłoterapia dobrze mi teraz
zrobi. Faktycznie, gdy tylko to uczyniła, w pokoju zrobiła się od
razu przyjemniejsza atmosfera. Usiadła koło mnie i podała mi
pudełko lodów czekoladowych i łyżeczkę, którą widocznie
przechwyciła z kuchni w drodze do mojego pokoju.
- Coś się wyjaśniło? - zapytała.
Biorąc dużą porcję lodów do buzi, kiwnęłam przecząco
głową.
- To spróbuj jeszcze raz - zachęciła.
- Nie ma sensu, próbowałam zanim przyszłaś i nic - zrobiłam
skwaszoną minę - W ogóle czy... - zawahałam się.
Ori zrobiła minę zachęcającą mnie, abym mówiła dalej.
- Czy coś się zdarzyło? - wzięłam głęboki wdech - No wiesz,
wczoraj na sali - nie wiedziałam jak ułożyć to w słowa.
- Dokładnie nie widziałam, bo zaraz skupiłam się na tobie,
wyłożonej jak ta długa na parkiecie - zaśmiała się -
Przepraszam - z przerażeniem dodała po chwili, zdając sobie sprawę
z tego co robi.
Kiwnęłam głową i przewróciłam oczami, a moje ciało, jakby
trochę się rozluźniło.
- Znasz może tę laskę? - zapytałam niepewnie.
Ori zrobiła zkwaszoną minę i opuściła głowę, by później
ją podnieść i spojrzeć mi w oczy.
- Tak. To Alison Johnson. Jest rok starsza od nas. W szkole
uchodzi za największą piękność, w końcu jest też modelką. Nie
widziałaś jej wcześniej, bo wyjechała na całe wakacje na
kontrakt do Mediolanu. No i ona... - zamilkła.
- Co? Co ona? - spojrzałam na Ori wymownie.
- No ona jest... - zaczęła się wahać - To była Bryana -
wyrzuciła z siebie.
Przełknęłam głośno ślinę.
- Dobrze, ale to była dziewczyna, więc nie mam się czym martwić
- oznajmiłam - Prawda? - spytałam, widząc zmieszaną minę Ori.
- Niby tak.
- Co znaczy, niby tak?! - prawie krzyknęłam.
- Bo wiesz... - znowu zaczęła przeciągać - Zjedz babeczkę -
wyciągnęła w moją stronę rękę z kolorową babeczką.
- Ori! No mów! - zaczęłam tracić cierpliwość, porywczo
chwytając ciastko.
Dziewczyna podskoczyła ze strachu i zaczęła się miotać, na
wszystkie strony.
- To nie jest taka zwykła ex Bryana - zrobiła przerwę,
przewróciłam nerwowo oczami - Nie wiem, od czego zacząć -
powiedziała niewinnie.
- Najlepiej od początku - powiedziałam najłagodniej jak
potrafiłam, ponieważ w środku zaczynałam się już gotować.
- Ok - wzięła się w garść - Zaczęło się w pierwszym
semestrze zeszłego roku. Na początku długo ze sobą kręcili.
Najpierw ona była niezdecydowana, później Bryan. W końcu po
trzech miesiącach tych podchodów, postanowili, że ze sobą będą.
I wtedy zaczęła się wielka miłość. Nie widzieli świata poza
sobą. Uchodzili za najlepszą i najbardziej zakochaną oraz słodką
parę w całej szkole. Zero kłótni, totalne uzupełnienie. Dwie
połówki, które w końcu połączyły się w jedność. Wymarzona
miłość. Książe z bajki oraz jego księżniczka. Idealni,
można by rzec. Chodziły też plotki po szkole, że zamierzają
się zaręczyć i po liceum pobrać - Ori zrobiła przerwę, aby
sprawdzić jak się trzymam, nie było łatwo, ale kiwnęłam jej
głową, by kontynuowała dalej - Na wiosnę, zaczęli planować
wspólne wakacje. Chcieli spędzić całe dwa miesiące na Florydzie.
Pracując razem w dzień i spędzając romantyczne wieczory na plaży.
Bryan znalazł dla nich nawet kilka korzystnych ofert pracy. Na
początku czerwca, gdy zaczęli już konkretnie przygotowywać się
do wyjazdu, Alison dostała propozycję nie do odrzucenia. Kontrakt z
jakąś sławną agencją modelek w Mediolanie. I wtedy zaczęły się
kłótnie. Podobno Alison podpisała ten kontrakt już dwa miesiące
wcześniej, ale nic nie powiedziała Bryanowi. Chłopak poczuł się
zraniony. Na domiar tego tydzień przed wyjazdem, jak już się
pogodził z jej wyjazdem, zerwała z nim, aby mieć wolną rękę i
podrywać przystojnych Włochów. Złamała Bryanowi serce. Totalnie
się załamał. Nie był na finałach footballu ze swoją drużyną.
Nie mógł się po tym podnieść prawie przez całe wakacje.
Normalnie wesoły i pełen energii chłopak zamienił się w
posępniałego gbura. Opuszczał większość imprez na początku
wakacji. To była wielka miłosna tragedia. W sumie polepszyło mu
się dopiero jak poznał ciebie - uśmiechnęła się do mnie.
Zrobiło mi się go żal, później poczułam przyjemnie ciepło,
by na końcu przypomnieć sobie, że jak na razie mnie olewa.
- Myślisz, że chcą do siebie wrócić? - zapytałam smutno.
- Nie wiem. Przykro mi kochanie, ale Alison, to pierwsza prawdziwa
miłość Bryana - spojrzała na mnie współczująco - No i ludzie,
mówią, że przez to na pewno się zejdą. Chodzą plotki, że Bryan
cały czas ją kocha - dodała ciszej.
Poczułam silne ukłucie na wysokości brzucha, a później
ciężar, jakbym nosiła tam kilogramowy kamień. Serce przyspieszyło
bicie, a płuca jakby nie mogły napełnić się powietrzem. Do oczu
zaczęły napływać mi łzy.
- Boże jaka ze mnie wariatka - zganiła siebie za marne pocieszanie, mnie za to mocno przytuliła - Ale to są tylko plotki. Bryan teraz ciebie kocha - dodała.
- Nie wiem tego - powiedziałam we łzach.
- Jak to? Nie rozumiem? - zwątpiła.
- Normalnie. Bryan, jeszcze nigdy nie wyznał mi, że mnie kocha -
zaniosłam się szlochem.
- Może ci tego nie powiedział, ale mogę ci przysiąść, że
cię kocha nad życie. To widać, od razu - zapewniała mnie.
Lecz w tym momencie, widziałam wszystko w czarnych barwach. Świat
zaczął mi wirować. Rzuciłam się w objęcia Ori i płakałam.
Płakałam, lecz za dużej ulgi mi to nie przyniosło. Orchidea, nie
wiedząc co ze mną zrobić, przytuliła mnie jak najmocniej
potrafiła i gładząc moje włosy, szeptała, zapewniając, że
wszystko się ułoży, lecz ja nie widziałam happy endu dla tej
historii. Mniej więcej po dziesięciu minutach, cała wyczerpana
przestałam płakać.
- To może otworzymy wino na smutki? - zaproponowała.
Potwierdzająco kiwnęłam głową.
- Tylko potrzebujemy jakiś korkociąg - zaczęła zastanawiać
się.
Bez słowa wstałam i zaczęłam grzebać w biurku. Po krótkiej
chwili wyciągnęłam breloczek, który posiadał, mały nożyk oraz
korkociąg.
- Genialna dziewczyna! - ucieszyła się Ori - Już się bałam,
że będę musiała wykraść go z waszej kuchni, w tajemnicy przed
twoimi rodzicami – zażartowała.
Uśmiechnęłam się blado i podałam korkociąg przyjaciółce.
Dziewczyna sprawnie poradziła sobie z otwarciem butelki. Niestety kieliszków już nie posiadałam, więc musiałyśmy pić z gwinta.
- Wszystko będzie dobrze – pocieszała mnie ciągle Ori i
podała mi butelkę.
Wzięłam dwa duże łyki, Ori wyciągnęła rękę, aby wypić swoją kolejkę, lecz nie oddałam jej butelki. Zamiast tego wzięłam
jeszcze cztery wielkie łyki.
- Spokojnie kochanie. Jutro idziemy do szkoły – przeraziła
się Orchidea i zabrała mi butelkę z ręki.
Zrobiłam obrażoną minę i chwyciłam za czekoladę. Po piętnastu minutach butelka była już opróżniona do połowy. A ja zaczęłam odczuwać ten lekki stan, dzięki któremu moje wszystkie problemy, chociaż na chwilę się ulotniły. Podniosłam się z kanapy. Skierowałam się w stronę szafki nocnej, lecz w połowie drogi, zawróciłam na pięcie. Chwyciłam wino i przechyliłam butelkę, pozwalając czerwonemu napojowi, dużą ilością wpłynąć do gardła.
- Będziesz miała kaca - skrzywiła się przyjaciółka.
Ja za to podeszłam do nocnej szafki i złapałam telefon. Energicznie wyszukałam numer. Przyłożyłam telefon do ucha. Tak jak się domyślałam, nic się nie zmieniło.
- O niee. Tak nie będziemy pogrywać - powiedziałam zdenerwowana, sama do siebie.
Ori siedziała i cały czas mi się uważnie przyglądała, pewnie odgadując co chodzi mi po tej upojonej główce. Wróciłam i usiadłam koło niej. Zaczęłam się bacznie w nią wpatrywać.
- Przerażasz mnie Klara - dodała po chwili.
- Kończmy to wino i się zbierajmy - skierowałam wzrok na butelkę, którą zaraz chwyciłam.
- Gdzie ty chcesz iść? - zapytała zdezorientowana - Nie wszystko! - krzyknęła i zabrała mi butelkę, wypijając resztę zawartości, abym ja tego nie uczyniła.
- Wwstawaj - zabełkotałam i ruszyłam lekkim krokiem w stronę garderoby, ponieważ alkohol coraz mocniej zaczynał działać.
- Klara! Co ty kombinujesz?! - krzyczała cała przerażona.
Wyszłam z garderoby, ubrana w skórzaną ramoneskę i białe conversy. Gestem ręki nakazałam jej, aby ruszyła dupę i szła za mną. Zaniepokojona chwyciła za swoją torebkę i podążyła za mną.
- Gdzie ty idziesz? Klara, jesteś pijana!- mówiła przez zęby - twoi rodzice cię zobaczą - nie wiedziała już, czego się chwytać.
Mnie natomiast było wszystko obojętne. Miałam plan i z determinacją go wykonam, nawet jeśli mam na tym ucierpieć. Okazało się jednak, że rodzice byli w ogrodzie, więc mnie nie widzieli. Szczęście w nieszczęściu. Wyszłam pośpiesznie z domu, omal nie przytrzaskując drzwiami Orichideę.
- Powiesz mi chociaż, gdzie idziemy? - zapytała zrezygnowana.
- Do domu Bryana - powiedziałam lakonicznie.
- Zwariowałaś?! - stanęła w miejscu - Co ty chcesz zrobić?! Nie możesz, jesteś pijana! - zaczęła ponownie za mną krzyczeć, jednak widząc, że się nie zatrzymuję, ruszyła za mną.
- Moogę - zająkałam się - Jeśli nie chce odebrać telefonu - zrobiłam przerwę - Porozmawiam z nim w cztery oczy - powiedziałam stanowczo.
- Świetny pomysł, ale może poczekaj do jutra - Ori próbowała mnie powstrzymać, lecz z marnym skutkiem.
Mając dość jęczenia przyjaciółki, zaczęłam biec.
- Serio?! Nie możesz iść spokojnie - zaczęła krzyczeć za mną.
Nie chciałam jej słuchać, więc przyspieszyłam. Przebiegłam jedną przecznicę, za drugą skręciłam w lewo i dobiegłam na koniec ulicy. Stanęłam przed domem Bryana. Dopiero teraz poczułam się zmęczona. Przyśpieszony oddech nic nie pomagał, w płucach nadal brakowało tlenu. Przybrałam pozycję ortopnoe, aby poprawić wydolność płuc. Po chwili, wzięłam jeszcze kilka głębokich wdechów i przekroczyłam bramę. Przeszłam przez długi i swoją drogą bardzo piękny podjazd. Znalazłam się przed drzwiami. Uniosłam rękę, aby nacisnąć guzik dzwonka, jednak ona samoistnie wstrzymała się kilka centymetrów przed nim. W moje głowie zaczęły pojawiać się obawy i wątpliwości. A co jak dowiem się najgorszego? Trudno! Muszę się dowiedzieć, inaczej oszaleję - toczyłam ostrą rozmowę we własnej głowie. Nacisnęłam go. Ze środka rozległ się niski dźwięk. Nie minęła minuta, a usłyszałam odgłos przekręcającego się zamka. W drzwiach stanął nie kto inny jak Bryan. W sumie dobrze, że nikt z jego rodziców. Nie chciałabym, aby zobaczyli mnie w takim stanie.
- Klara? Cześć, co tutaj robisz? - był skołowany, przymknął drzwi szybko zerkając do wnętrza domu.
- Przyszłam.
- Widzę, ale w jakim celu? - lekko się uśmiechnął ze względu na moją odpowiedź.
- Nie odbierasz ode mnie telefonu, więc postanowiłam cię odwiedzić i wszystko wyjaśnić - powiedziałam, starając się nie zająknąć.
- Jesteś pijana? - zapytał, uważnie mi się przyglądając.
- Nie przerywaj mi! - warknęłam na niego, chłopak wystraszony od razu zamilkł - Dlaczego tak... mnie olewasz? Wszystko wiiem! - zacięłam się, tym razem się nie udało.
- Ale co wiesz? - skrzywił się i niezręcznie podrapał po głowie.
- O Alison - poczułam wielką gulę w gardle - Wiem, że wróciła i kim dla ciebie jest. Widziałam was na meczu - łzy zaczęły mi napływać do oczu.
- Klaro kochanie - wyciągnął do mnie rękę, lecz odsunęłam się od niej - Dobrze. Prawda jest taka, że Alison chce do mnie wrócić i...
- Bryan! Nie wychodź z pokoju, kiedy do ciebie mówię! Wracaj tu natychmiast, bo jak nie... - usłyszałam niski głos krzyczący ze środka.
- Wybacz, muszę iść - powiedział wystraszony, spojrzał na mnie z bólem, po czym znikł za zamkniętymi drzwiami.
Stałam tak jeszcze przez chwilę, zanim dotarło do mnie co się stało. Łzy spływały po moim policzku, całymi potokami. Poczułam na ramieniu uścisk ręki i głośny oddech zza plecami. Ori w końcu dobiegła.
- Zabijesz mnie kiedyś kobieto - wyszeptała, ledwo łapiąc oddech - Może jednak powinnam pomyśleć o tym joggingu - dodała po chwili.
Nic nie odpowiadając odwróciłam się i ruszyłam w stronę domu. Dziewczyna dopiero teraz zauważyła w jakim jestem stanie.
- Cholera, spóźniłam się. Myślałam, że jednak zdążę - zaklęła pod nosem - Co się stało kochanie? - dołączyła do mnie, obejmując mnie.
- Tak... jak myślałam... - mówiłam przez łzy - Wrócili do siebie - w końcu wydusiłam i zaniosłam się strasznym płaczem.
- Jak to? Niemożliwe! - Ori nie mogła w to uwierzyć - Moje biedne słoneczko - przytuliła mnie i zaczęła wycierać łzy z mojej twarzy.
Odtrąciłam jej rękę i znowu zaczęłam biec.
- No nie, znowu? Dlaczego ty mi to robisz? - zaczęła lamentować.
Przebiegłam kilka metrów, po których potknęłam się i wylądowałam na ziemi. Podniosłam się na kolana, lecz dalej nie miałam już siły.
- No już, już dobrze. Wstajemy - przyjaciółka złapała mnie pod rękę i pomogła wstać - Idziemy do domu. Co powiesz na to, żebym została u ciebie na noc? - zaproponowała.
Kiwnęłam twierdząco głową. Popatrzyłam na nią dziękując. Dziękowałam w duszy również bogu, że postawił na mojej drodze, tak wspaniałą osobę.
_______________________
Witam,
dziękuję pewnemu anonimowi za złożenie życzeń na mikołajki oraz, który jest ze mną i cały czas wspiera moją pracę. Niestety, nie wiem jak się nazywasz, więc wybacz, za takie określenie :)
Dziękuję również: Firefly, Az, Torii, które są zawsze ze mną! Jesteście kochane dziewczęta!
Buziaki! ;**
Czy wyjdę na tą złą jeśli napiszę, że ciesze się, że między Klarą, a Bryanem się nie układa? Bo naprawdę baaaardzo się ciesze!!! <3
OdpowiedzUsuńMieć taką przyjaciółkę jak Ori to niesamowite szczęście i skarb. Ciesze się, że ja również mam takie przyjaciółki, ale ze mnie szczęściara ;>
Szkoda tylko, że nie było w tym rozdziale Nate'a ;(
Życzę weny ;*
Słabą głowę ma nasza bohaterka ;p zapewne na jej miejscu postąpiłabym tak samo, gdybym się wstawiła.
OdpowiedzUsuńkurcze, nie lubię czegoś takiego. on nie powiedział jej jasno, że wrócili do siebie z Alison. Ale to za sprawą mojego charakteru. Staram się nie wyciągać pochopnych wniosków, zanim czegoś dokładnie nie wyjaśnię xd
kurcze, jestem strasznie ciekawa jak będzie się układać sytuacja następnego dnia w szkole. chciałabym, żeby się między nimi układało.
wybacz, że wcześniej nie komentowałam, jednak mam bardzo mało czasu. Ale czytam! w każdej wolnej chwili :D
rozdział jak zwykle wspaniały, bardzo lubię sposób w jaki piszesz ;*
czekam na nowość i mam nadzieję, że wkrótce się pojawi ♥
PS. a odnoście tej reanimacji Justina, to zdawałam sobie sprawę jak to brzmi haha xd musiałam jednak nadać dramatyzmu, a nawet i przesadzić ;)
Och dziękuję słonko, ale to ty tak na mnie działasz...
OdpowiedzUsuńCóż mogę poradzić, że podoba mi się to co pokazujesz?
A tak przy okazji...CZEMU?! Czemu on?!
Foch For Every...
CZEMU TAK SIĘ SKOŃCZYŁO?!
Ale i tak cię kocham <3
Czekam na nn
Twoja Az :* :*
Niesamowity rozdział. :) Szkoda, ze do siebie wrócili. Bohaterka musiała czuć się podle. :c Ale dobrze mieć taką przyjaciółkę, jak Ori.
OdpowiedzUsuńCiebie nie da się tak po prostu zostawić! ;*
Pozdrawiam!
PS. Przepraszam, że tak krótko, ale moi nauczyciele powariowali. -,-'
ooo jak mi miło :3 nic nie szkodzi a nazywam sie Marta :*
OdpowiedzUsuńto miłe że o mnie wspominasz :) no Cibie trzeba wspierać bo piszesz naprawde fajnie i uwierz w to :*
rozdział bardzo ciekawy :)
dobrze że ma taka przyjaciółke jak Ori bo to skarb :)
matko Klara musiała się czuc okropnie jak dowiedziałą się o tym że on był kiedys z Alison ;/
dobrze że do niego poszła i mu to powiedział ! bo podobno 'słowa pijanych to mysli trzeźwych' (y)
nie powinna jednak mysleć że jest z ta Alison na 100% przeciez jej tego nie powiedział w prost huh?
w sposób jaki się na nią spojrzał , wydaje mi się że on nie jest jednak z tą Alison i to jest jakaś poważna sprawa ;/ chyba że sie mylę ;/
a jesli nie będzie z Bryanem to niech bardziej zaprzyjaźni się z Natem :D
ojj... ciekawe jak będzie to się toczyć dalej ;)
czekam na kolejny ;)
pozdrawiam ;*
wesołych świąt i udanego wskoku do 2014 roku ! <3
[SPAM]
OdpowiedzUsuńhttp://wilczyca-musi-umrzec.blogspot.com/
Wielu przepowiadało Apokalipsę, ale czy ktokolwiek przepowiedział Wojnę Bogów? A przynajmniej tych, którzy chcą nimi zostać. Co zatem z prawdziwym Bogiem? Cóż...Pije gdzieś drinki z palemką, zmęczony obwinianiem o wszystko, podczas gdy aniołowie muszą pilnować porządku. Co spaprali po całości. Dążąc do władzy, zajęci walką z demonami i Rebeliantami, przekroczyli granicę. Przez nich, ktoś trzeci wkroczył do gry. Najbardziej niebezpieczne istoty stworzone przez Boga zostały wypuszczone z cielesnych klatek. Są nimi ludzie.
Jednak niektórzy próbują to przerwać. Zmartwychwstali postanowili ocalić świat żywych. A to wszystko zapoczątkowała Wilczyca. I właśnie dlatego musi umrzeć.
Zapraszam i pozdrawiam :D
Nella
Genialne !!! Bryan to duperk..przynajmniej tak się wydaje.
OdpowiedzUsuń