Wiadomości!

Zapraszam na mojego nowego bloga! Byłabym wdzięczna za kilka słów co o nim sądzicie!

Paryska-finezja!!!


wtorek, 3 grudnia 2013

ROZDZIAŁ 18

Siedziałam z rodziną przy stole. Właśnie jedliśmy obiad. Niechętnie grzebałam widelcem, bawiąc się jedzeniem na talerzu. Nie wiem dlaczego, ale odczuwam dziwny stres przed dzisiejszym meczem. Z jednej strony był to stres związany z niepewnością co mnie dzisiaj czeka, bo jeszcze nie uczestniczyłam tutaj w żadnych zawodach. Natomiast z drugiej strony był to ten pozytywny stres, a raczej adrenalina i podniecenie. Wola walki, która mobilizuje i ciągnie cię do zwycięstwa.

- Zdenerwowana przed meczem? - zapytał tata, odczytując wszystkie moje myśli jak z otwartej księgi.

- Może troszkę, ale to takie pozytywne zdenerwowanie - odpowiedziałam, uśmiechając się krótko - Właściwie to powinnam się już zbierać - dodałam, patrząc na zegarek.

- Dobrze. My dojedziemy na siedemnastą - dopowiedziała mama.

Poszłam do siebie do pokoju i zamiast zacząć się szykować, rzuciłam się na łóżko. Leżąc na plecach zaczęłam wizualizować sobie najlepsze sceny z meczu. Oczywiście, ze mną w roli głównej. Szybko zeszłam na ziemię z tych obłoków marzeń, wracając do realnego świata. Spójrzmy prawdzie w oczy, na pewno do pierwszej szóstki wejdą te najwyższe i najlepsze dziewczyny, a ja jak na razie jestem średnią zawodniczką. Z całego tego zamyślenia wybił mnie dźwięk mojego telefonu. Spojrzałam na wyświetlacz.


Od Bryan:

Wybacz, ale nie mogę po ciebie przyjechać na mecz. Spotkamy się na hali.


Super, na dodatek nie mam jeszcze transportu. Zaczyna mnie denerwować ta cała tajemniczość Bryana.  Już miałam schodzić na dół, aby zapytać czy któreś z rodziców mnie podwiezie, a dostałam następną wiadomość.



Od Kate:

Siemka.

Jeśli nie masz innych planów, mogę po ciebie wpaść i razem pojedziemy na mecz.


Normalnie los zesłany z nieba.


Do Kate:

Jeśli to nie będzie problem, to bardzo chętnie.


Od Kate:

Ok, będę u ciebie o szesnastej piętnaście.



Spojrzałam ponownie na zegarek. Była już piętnasta pięćdziesiąt osiem, więc nie mam wcale tak dużo czasu. Pobiegłam spakować swoją sportową torbę. Z racji tego, że byłam jeszcze w moim domowym dresie pobiegłam do garderoby. Nie mając za wiele czasu chwyciłam bordowe rurki i biały t-shirt z napisem. Na nogi wcisnęłam moje białe conversy, a na plecy zarzuciłam czarną ramoneskę. Zabrałam jeszcze swój telefon i zbiegłam na dół. Dostałam kopniaka "na szczęście" od rodziców i wyszłam przed dom. Na podjazd właśnie wjeżdżał samochód Kate. Kiwnęłam jej ręką, aby za daleko nie wjeżdżała i szybko wskoczyłam do środka samochodu.


- Siemka. Jak emocje przed pierwszym meczem? - zapytała, wycofując z podjazdu.

- Hej. Mała trema jest, ale tylko mała - zaśmiałam się.

Kate kiwnęła znacząco głową.


***


Weszłyśmy do szatni. Połowa drużyny już przybyła. Dziewczyny całe rozbawione, szalały po szatni. Gdy nas ujrzały, otoczyły nas entuzjastycznie, wciągając w cały ten szał. Dokładnie o szesnastej trzydzieści, gdy wszystkie już się zebrałyśmy, do szatni weszła nasza trenerka. W rękach trzymała średniej wielkości karton. Rzuciła go pod ścianę i skierowała się w naszą stronę.

- Mam nadzieję, że wszystkie jesteście w pełni sił i w całej gotowości - zaczęła mówić - Mimo iż, jest to drużyna, z którą z łatwością możemy wygrać. Proszę was o to, abyście były cały czas czujne i nie lekceważyły przeciwnika. Dobrze wszyscy wiemy, co się wtedy dzieje, a nie chcę do tego dopuścić - zrobiła przerwę i spojrzała na nas poważnym wzrokiem - Dobrze. Przyniosłam wam, wasze stroje. Postarajcie się nie pozabijać przy wybieraniu numerów. Przebierajcie się szybko i wychodźcie na salę - oznajmiła.

Z racji tego, że z Kate byłyśmy najbliżej, miałyśmy to szczęście i mogłyśmy przebierać w całej gamie numerów. Od razu zaczęłam szukać numeru osiem, ponieważ od zawsze była to moja szczęśliwa liczba. Spytałam się jeszcze dla pewności czy, aby nikomu nie ukradłam numeru, ponieważ wiem, że spora część dziewczyn jest stałymi zawodniczkami. Na szczęście numer był wolny. Wróciłam do swojego miejsca i zaczęłam się przebierać.

- A Ty jaki numer sobie wybrałaś - zagadnęłam Kate, która akurat posiada szafkę koło mnie.

Kate zwinnie narzuciła na siebie swoją koszulkę i odwróciła się do mnie plecami. Moim oczom ukazał się numer dziesięć, a pod nim gruba kreska.

- Jesteś kapitanem drużyny! - otworzyłam szeroko oczy z niedowierzania - Dlaczego nic wcześniej nie mówiłaś?

- Tak, od trzech lat - uśmiechnęła się z dumą - A co? Miałam się tak od razu przed tobą przechwalać - zaśmiała się - Ok, dziewczyny! Idziemy skopać tyłki tym amatorkom! - krzyknęła do wszystkich.

Wszystkie dziewczyny zaczęły się zbierać do wyjścia. Narzuciłam na siebie dresową bluzę z moim numerem i dołączyłam do reszty. Weszłam na halę. Poczułam się dziwnie przytłoczona jej ogromnością. Na testach wydawała mi się o wiele mniejsza. Mimo że, do meczu było jeszcze dwadzieścia pięć minut, zaczynała wypełniać się ludźmi. Związany z tym szmer i szum odbijał się delikatnym echem, co potęgowało wyolbrzymione poczucie jej wielkości. Niepewnie podeszłam do naszej trenerki, która stała koło ławki.

- No dziewczyny rozgrzewać się - gestem ręki ponaglała nas do roboty.

Dziewczyny, lekkim truchtem, zaczęły robić okrążenia na naszej części boiska. Szybko dołączyłam do nich, wbiegając za Kate, która prowadziła rozgrzewkę. Przyznam, że po piętnastu minutach takiej rozgrzewki byłam już lekko zdyszana i czułam intensywny przypływ ciepła. Zwinnie ściągnęłam dres i zaczęłam się rozciągać jak reszta drużyny. W końcu nadszedł czas na rozgrzewkę z piłką. Dobrałyśmy się parami. Zaczęłyśmy od rozgrzewania rąk poprzez rzuty i odbicia, by przejść do ataku. Moje dziewczyny były na prawdę w formie. Uderzały o piłkę z niezwykłą siłą i prędkością. Przyszła pora na mnie. Wycofałam się do ataku i z największą precyzją, jaką potrafiłam uderzyłam w piłkę, gdy ta uderzyła w boisko usłyszałam głośne krzyki i oklaski. Spojrzałam w stronę, z której dochodziły. Mój "funclub" dotarł już na miejsce i zaczął dzielnie mnie wspierać. Roześmiałam się i odmachałam im w podziękowaniu. Zagrywka, odbiór i koniec rozgrzewki. Zebrałyśmy się w kole, podczas, gdy Kate poszła walczyć o pierwszeństwo rozegrania piłki w meczu. Trenerka przypomniała nam szybko naszą strategię, wyznaczyła pierwszą szóstkę i zaczął się mecz. Przez pierwsze dwa sety dzielnie dopingowałam drużynę z tzw. kwadratu. Wygraliśmy je kolejno z pięcio- i sześciopunktową przewagą. W połowie trzeciego setu, zostałam wezwana przez trenerkę.

- Rozgrzewaj się Nowa, zaraz wejdziesz na boisko - powiedziała szybko.

- Słucham? - spytałam z niedowierzaniem.

- Powiedziałam coś mocno niezrozumiałego? - zapytała - Nie stój jak słup soli, tylko do roboty! - ponagliła mnie.

Zrzuciłam bluzę i wróciłam do kwadratu się rozgrzewać. Nie zdążyłam zrobić kilku przysiadów, a trenerka gestem ręki znów przywołała mnie do siebie. Poczułam przypływ ciepła, które zwiastowało narastające zdenerwowanie. Trenerka podała mi tabliczkę z numerem dziesięć. Spojrzałam na nią z szeroko otwartymi oczami.

- Mam wejść za Kate? Przecież to ona zdobyła dzisiaj najwięcej punktów! - zaczęłam panikować.

- No właśnie, dlatego musi trochę odpocząć. Spokojnie Nowa, dasz radę - zaczęła mnie uspokajać.

Sędzia zagwizdał oznajmiając rozpoczęcie zmiany. Wbiegłam na boisko, na pozycję przyjmującej. Usłyszałam gromkie brawa i gwizdy z widowni. Spojrzałam na moich przyjaciół i rodzinę. To oni najgłośniej wiwatowali. Z nerwów zaczęły trząść mi się ręce i nogi. Sędzia zagwizdał, zezwalając przeciwniczkom na zagrywkę. Serce zaczęło mi walić jak oszalałe. Wzięłam dwa głębokie wdechy i przyjęłam pozycję do odbioru. Oczywiście, jak to w każdej strategii, zagrywkę kieruje się na osobę najsłabszą albo nową na boisku. W moim wypadku zgadzało się to podwójnie. Zawodniczka z numerem pięć wzięła rozbieg i zagrała piękną brazylijką. Mocna piłka poszybowała prosto na mnie, lekko odpychając mnie swoją siłą do tyłu. Nie był to może mój najlepszy odbiór, ale pozwolił rozgrywającej ponieść piłkę na lewe skrzydło, stamtąd pięknie została zaatakowana przez Victorię. Punkt dla nas i zmiana miejsca. Co nie uczyniło mnie zbytnio szczęśliwą, ponieważ nadal jestem na przyjęciu. Jedynym pocieszeniem było to, że piłka była po naszej stronie. Zagrywka, odbiór przeciwniczek i mocny atak, niestety odbity na aut od naszego bloku, więc znowu mają piłkę. Po drugiej stronie przygotowywała się najlepsza zawodniczka z drużyny. Z jej odbiorem miała problem nawet Kate. Na pokrzepienie sił spojrzałam w stronę moich przyjaciół. Ori mocno ściskała kciuki, podobnie jak Chirs i moi rodzice. Spojrzałam na Bryana, z jego twarzy wyczytałam zdenerwowanie. Patrzył się w drugą stronę. Skierowałam tam wzrok. Zauważyłam zbliżającą się wysoką brunetkę, która uśmiechała się do niego szeroko. Podeszła bliżej. Objęła dłonią policzek Bryana, zbliżając do niego swoją twarz i w tym momencie poczułam uderzenie piłką w głowę. Było tak silne, że straciłam równowagę i upadłam. Leżąc na podłodze, miałam mroczki przed oczami. Poczułam jak ktoś łapie mnie za rękę i wymawia moje imię. Mrugnęłam oczami i zauważyłam Kate, a po drugiej stronie moją trenerkę. Chwyciły mnie pod ramiona i pomogły wstać.

- Co to miało być, Nowa?

 Nic nie odpowiadając spojrzałam z powrotem na widownie. Ori wraz z mamą przykrywały twarz ze strachu. Tata stał w napięciu, Chris otworzył szeroko usta, a Bryan... Gdzie on jest? Nie ma go tam, tak samo jak tej wysokiej brunetki.

- Co ty wyprawiasz?! -usłyszałam ponowne pytanie trenerki.

- Przepraszam, zagapiłam się - odwróciłam się w jej stronę.

- Ok, a jak się czujesz? Kręci ci się w głowie? Masz nudności? - zaczęła zasypywać mnie pytaniami - Możesz mieć wstrząśnienie mózgu - dodała, widząc brak mojej reakcji.

- Nic mi nie jest. Czuję się dobrze - powiedziałam stanowczo i ponownie spojrzałam w stronę, tam gdzie miał stać Bryan, lecz nadal go nie było.

- Dobrze, skończyłaś grę na dzisiaj - powiedziała do mnie, kiwnęła głową na inną rezerwową zawodniczkę, aby mnie zastąpiła.

Co to za dziewczyna? Co to do cholery w ogóle miało być?! - zaczęłam gorączkowo myśleć. Chwyciłam za butelkę z wodą i wzięłam kilka dużych łyków. Opadłam na ławkę. Spokojnie, nie panikuj. Jeśli to ważne, Bryan na pewno by coś powiedział, a że o niczym nie wspomniał, to znaczy, że nie mam się czym przejmować. Postanowiłam, że nie będę się bez przyczyny dodatkowo nakręcać. Ale jak mam się nie nakręcać, jak ona obejmowała go za policzek?! - biłam się z własnymi myślami.

- Na pewno dobrze się czujesz? -  przerwała mi Kate - Jakoś dziwnie wyglądasz? - przyglądała mi się uważnie.

- Wszystko dobrze. Nic mi nie jest - uśmiechnęłam się blado.

Zanim się obejrzałam moje dziewczyny zdobyły ostatni punkt i wygrały mecz z pięknym wynikiem trzy do zera. Dziewczyny zaczęły skakać i cieszyć się z wygranej. Pełne entuzjazmu, całą drużyną skierowałyśmy się do szatni. W szatni również, nie było końca uciechy, tylko mnie jakoś nie było do śmiechu. Po mojej głowie ciągle krążyła jedna myśl, która strasznie mnie męczyła. Nie wiem czy to od myślenia, czy od uderzenia, ale rozbolała mnie głowa.

- To co Klara, idziemy świętować naszą pierwszą wygraną! - zwróciła się do mnie rozentuzjazmowana Kate.

- Wybaczcie, ale innym razem - powiedziałam bez wyrazu.

- Jak to? Źle się czujesz? - zaczęła się niepokoić.

- Rozbolała mnie głowa - powiedziałam krótko, bo nie miałam ochoty tłumaczyć co tak naprawdę mnie męczy.

- Zawieźć cię do lekarza? Może jednak masz to wstrząśnienie mózgu - przejęła się Kate.

- Spokojnie. Wrócę do domu, położę się i odpocznę. Na pewno wtedy mi przejdzie - uspokoiłam ją, wrzuciłam ciuchy do torby - Miłej zabawy. Papa - skierowałam się czym prędzej ku wyjściu, bo miałam już dość tłumaczenia się. 

Wybiegłam na zewnątrz hali z nadzieją, że poza moimi przyjaciółmi ujrzę też Bryana. Niestety, nadzieja matką głupich, po Bryanie ani śladu. 

- Jak się czujesz? 

- Nic ci nie jest?

- Wszystko ok?

Zostałam zasypana pytaniami ze strony rodziców i Orchidei. Przewróciłam oczami.

- Boli mnie trochę głowa, ale poza tym wszystko dobrze - powtórzyłam po raz kolejny - Przepraszam, ale muszę zadzwonić. Idźcie do samochodu, dogonię was. - dopowiedziałam i odeszłam na bok.

Wybrałam numer Bryana. Dźwięk sygnału. Jeden, drugi, trzeci... By po piątym usłyszeć "Siemaa! Tu Bryan. Sorry, nie mogę właśnie rozmawiać, ale nawijaj po sygnale"

- Serio?! - powiedziałam poirytowana sama do siebie. Spróbowałam jeszcze raz, lecz sytuacja się powtórzyła. Wściekła, odłączyłam się i wrzuciłam telefon do torby. Ten zamiast wpaść do bocznej kieszeni, odbił się od niej jak kauczuk. Wylądował w kilku częściach pierwszych na chodniku. Poziom mojego gniewu sięgnął apogeum. Klnąc pod nosem, kucnęłam i zaczęłam zbierać to co z niego zostało. Z nerwów zaczęły napływać mi łzy do oczu.

- Coś się stało? - usłyszałam znajomy głos, by później zobaczyć jego właściciela kucającego obok mnie.

- Cześć Nate - świstem wypuściłam powietrze z płuc, próbując się uspokoić i nie doprowadzić do płaczu - Złośliwość rzeczy martwych - drwiąco dodałam po chwili. 

Wstaliśmy. Nate uważnie mi się przyglądał. Podał mi części mojego telefonu, w taki sposób, że objął moje dłonie.

- A u ciebie wszystko dobrze? - zadał pytanie, które słyszałam dzisiaj już po raz setny, lecz w tym przypadku nie dotyczyło ono mojego stanu fizycznego.

- Tak, wszystko ok - powiedziałam łamiącym i nerwowym głosem, jednocześnie próbując złożyć wszystkie części mojego telefonu w całość, lecz w tym stanie ponownie wszystko zaczęło mi wypadać z rąk - Nie, właściwie to nie jest ok! - nie wytrzymałam i pękłam - Boli mnie głowa, od tego uderzenia. Bryan nie odbiera ode mnie telefonu, w ogóle ostatnio cały czas mnie olewa - łzy zaczęły lecieć mi strumieniami -  I do tego widziałam jak Bryana jakaś laska... - przerwałam, nie mogąc skończyć przez atak mojego szlochu.

- Już, już. Spokojnie - Nate, przyciągnął mnie do siebie i mocno przytulił - Wiem, widziałem to - powiedział spokojnie.

- Wiiiidziaaałeś - spojrzałam na niego i zaniosłam się jeszcze większym płaczem. 

Nate nie spodziewając się mojego wybuchu płaczu, zrobił teraz wielkie, wystraszone oczy. Nie przewidział, że to pogorszy sytuację.

- Klaro, spokojnie - objął moją twarz dłońmi i zaczął kciukami wycierać łzy - To na pewno jakieś nieporozumienie - spojrzał na mnie głęboko tymi swoimi czekoladowymi oczami - Wrócisz do domu i spróbujesz jeszcze raz się do niego dodzwonić. Wszystko sobie wyjaśnicie i będzie ok - na koniec uśmiechnął się tak uroczo, że na chwilę zapomniałam o całym smutku. 

- No dobrze - odpowiedziałam, pociągając nosem i mamrocząc jak małe dziecko.

Nate poskładał szybko mój telefon i wręczył mi go, upewniając się, że mocno go trzymam. Wziął ode mnie moją sportową torbę i przewiesił sobie przez ramię. Objął mnie ramieniem i lekko pchnął w stronę parkingu.

- Podwieźć cię do domu? - zaproponował.

- Dzięki, ale wracam z rodzicami - odpowiedziałam.

Nate kiwnął głową w odpowiedzi. W milczeniu poszliśmy w stronę mojego samochodu. Kilka metrów przed nim oddał mi moją torbę. Uśmiechnął się na pożegnanie i odszedł w stronę swojego samochodu. 

- Nate! Poczekaj! - krzyknęłam za nim.

Chłopak się zatrzymał i szybko odwrócił. Podbiegłam do niego i rzuciłam mu się w ramiona, mocno ściskając.

- Dziękuję - powiedziałam, przyciskając głowę do jego umięśnionej klatki piersiowej.

- Dla ciebie wszystko, Błyskawico - uśmiechnął się i mrugnął do mnie okiem, puszczając mnie z objęć. 

Patrzyłam chwilę jak odchodzi. Zawróciłam na pięcie, przetarłam jeszcze raz twarz z resztek tuszu i skierowałam się powolnym krokiem do samochodu. Na twarzy gościł mi lekki uśmiech. 

 

 

_________________________________

Witam,

w końcu go skończyłam! Wiem, że znowu trwało to całe wieki, ale chyba wszystko się zmówiło, aby mi w tym przeszkodzić. Do tego ta migrena, która męczyła mnie przez ostatnie trzy dni. Normalnie masakra jakaś! Nic, najważniejsze, że jest skończony. Mam nadzieję, że się spodoba!

Z rzeczy technicznych to informuję was, że po prawej stronie pod nagłówkiem "Wiadomości" będziecie mogli znaleźć skrótowe relacje co się ze mną dzieje bądź kiedy będzie następny rozdział. To taki mały bonus dla was, żebyście się nie denerwowali na mnie, że nie ma żadnego kontaktu ode mnie. :)

Pozdrawiam serdecznie!

Buziaki ;**






5 komentarzy:

  1. Booossskiii...
    Narzekasz, że ja trzymam was w niepewności??
    Kobieto mi tu serducho lata...normalnie mi się klawisze zlewają w oczach!
    Pisz dalej bo chcę już wiedzieć!!!
    Nate...Bryan........
    Az...:****************

    OdpowiedzUsuń
  2. O Jeny ! *-* Nareszcie się doczekałam, ale warto było :3 Dzieję się straaasznie dużo i to właśnie dobrze . Myślałam że Bryan jest fajny, ale się myliłam .__. Już go nie lubię .__. xd Życzę weny ;D

    OdpowiedzUsuń
  3. Przepraszam ze nie skomentowalam tamtego choc przezytalam ;/<3
    Kompletnie nie mialam kiedy ;/
    Co do rozdzialu to bardzo fajny ;)
    emocje tak opisane dobrze *,*
    I pierwszy mecz ;D
    fajnie ma taki fanclub :D <3
    co jest z tym Bryanem ?-,-
    dziwnie sie zachowuje teraz ta sytuacja z ta dziewczyna ;o
    Mam nadzije ze jej nie dradza bo dostala prz niego pilka ;c
    no ale z drugiej strony chyba nie jest tak glupi zeby a na mecz przyprowdzac tp raczej nie ...OBY
    Uhuhu Nate jak swietnie pociesza i sprawia ze sie usmiecha uuuaaa ;p
    czekam na kolejny ;)
    pozdrawiam ;*
    Wesolych mikolajek ;3

    OdpowiedzUsuń
  4. Taaaak! Kłopoty między Bryan'em a Klarą, długo na to czekałam ;)
    Nate <3<3<3 no i jak go nie kochać? Mam nadzieję że Klara i Kate staną się naprawdę dobrymi przyjaciółkami.
    Rozdział naprawdę świetny ;>
    Zapraszam do mnie na nowy rozdział http://learn-love-again.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  5. Kolejny świetny rozdział. Bożż nie doczekam się kolejnego rozdziału i chyba od nowa wszystkie 18 przeczytam :3

    Tak wgl. znowu idziemy łeb w łeb :D
    zapraszam do mnie. Pojawił sie WRESZCIE 18 rozdział.
    closer-to-the-edge-death-and-life.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń

Miło jak zostawiasz jakiś ślad po sobie :)