Wiadomości!

Zapraszam na mojego nowego bloga! Byłabym wdzięczna za kilka słów co o nim sądzicie!

Paryska-finezja!!!


sobota, 20 lipca 2013

ROZDZIAŁ 9

Tak jak Orchidea obiecywała zabrać mnie na porządne zakupy, tak też zrobiła. Z racji tego, że dzisiaj ma dzień wolny od pracy, umówiłyśmy się na dziesiątą. Za oknem lipiec dobiegał końca, a temperatura nie schodziła poniżej trzydziestu kresek mimo tak wczesnej godziny. Postanowiłam ubrać moją jedyną letnią sukienkę, w kolorowe motyle oraz lekkie czarne sandałki. Z uwagi na upał na dworze zrezygnowałam z makijażu, chociaż po lekcjach Ori robię go coraz częściej. Zeszłam na dół do kuchni, na blacie czekały na mnie pieniądze, które zostawili mi rodzice. Na śniadanie zrobiłam sobie kanapki z ciemnego pieczywa z mozzarellą oraz pomidorem, wzięłam do tego również szklankę pomarańczowego soku. Dochodziła godzina dziesiąta, zamknęłam drzwi od domu i wyszłam Ori naprzeciw. Pojechałyśmy do centrum handlowego o lekko przerażającej nazwie King of Prussia Mall. Gdy stanęłyśmy przed budynkiem jedyne co udało mi się wypowiedzieć było:

- Wow.

- Robi wrażenie, prawda? - spytała Ori.

Nadal cierpiąc na brak słów kiwnęłam tylko głową.

- To największe centrum handlowe na przestrzeni najbliższych stu kilometrów. Posiada ponad czterysta sklepów, restauracji oraz punktów usług. A wiesz co jest najlepsze? - uśmiechnęła się figlarnie.

- Nie mam pojęcia - odpowiedziałam.

- To, że trwają wyprzedaże! - krzyknęła, a jej oczy zabłysnęły ze szczęścia.

Chwyciła mnie za rękę i ze śmiechem rzuciłyśmy się w wir zakupów. Po ponad czterech godzinach oglądania i przymierzania, byłyśmy obładowane torbami i torebkami po same uszy. Polskie wyprzedaże nawet nie równają się z tymi tutaj. W tym kraju wyprzedaże zaczynają się od siedemdziesięciu procentowych zniżek w pierwszych dniach. Ubrania można kupić dosłownie za grosze. Tyle zakupów co tutaj w jednym dniu nigdy nie zrobiłam. 

- To co? Może jakaś mrożona kawka na pokrzepienie sił? - zapytała zachęcająco Ori.

- Oj, bardzo chętnie - popatrzyłam wokół siebie i znalazłam po drugiej stronie ciekawą kawiarenkę - Może do tej najbliższej?

- Nie, nie. Znam o wiele lepszą, która na pewno ci się spodoba.

Przeszłyśmy z powrotem prawie całe centrum, aż doszłyśmy do nowoczesnej kawiarni znajdującej się przy przestronnym balkonie. Kawiarnia była interesująca, ale jakoś wcale nie lepsza od poprzedniej. Zaczęłam się zastanawiać dlaczego Ori zależało tak, abyśmy przyszły akurat tutaj. Usiadłyśmy przy stoliku.

- W czym mogę paniom służyć? - usłyszałam za sobą męski głos. Głos, który znałam. Odwróciłam się w jego stronę i ujrzałam Bryana. Moje wszystkie wątpliwości od razu się rozwiały. Cała Ori. Pomyślałam. 

- Cześć! Nie wiedziałam, że tu pracujesz - odpowiedziałam radośnie. 

- Dorabiam sobie w wakacje - uśmiechnął się - Coś wam podać?

- Tak, poprosimy dwie mrożone Latte - Ori złożyła zamówienie, widząc, że nie mogę oderwać od niego wzroku. 

- Oczywiście, już się robi.

Bryan odszedł z naszym zamówieniem.

- Czy ty zawsze musisz robić mi jakieś niespodzianki związane z Bryanem? - zapytałam, udając lekko złość.

- Już nie udawaj, że ci się to nie podoba.

W odpowiedzi pokręciłam głową i się uśmiechnęłam. Bryan przyniósł nasze zamówienie.

- Proszę bardzo, moje drogie panie - po czym dosiadł się do naszego stolika.

Upiłam łyka.

-Mmm - wymruczałam. To była najpyszniejsza kawa jaką w życiu piłam - Jesteś w tym dobry.

- A dziękuję bardzo, ale to kwesta posiadania dobrego sprzętu do zaparzania kawy - odpowiedział skromnie Bryan - A co powiecie na kręgle dzisiejszego wieczoru? - szybko dodał.

- To jest świetny pomysł - odpowiedziałam żywo.

- Ja niestety odpadam. Od dwudziestej, obiecałam, że zajmę się dzieciakami sąsiadów - Ori zaczęła się znowu wykręcać. 

-Daj, spokój. Pójdziemy na osiemnastą i półtora godziny spokojnie możesz z nami pograć - zaczął nalegać Bryan.

- Dokładnie - również zaczęłam nalegać - Chciałabym z wami obojgiem spędzić czas.

- Dobrze, namówiliście mnie - odpowiedziała.

- Super. Podjadę najpierw po ciebie Klaro, a później podjedziemy razem po Ori. To do osiemnastej. Ja muszę spadać dalej do pracy - oznajmił Bryan.

- Do zobaczenia - powiedziałyśmy prawie równocześnie. 

Dopiłyśmy kawę i pełne humoru wróciłyśmy do domu. Jeszcze raz po przymierzać nasze zdobycze. 

 

***

Gdy rozwiesiłam i poukładałam wszystkie moje ubrania w garderobie, która w końca zaczęła się wypełniać bardziej kobiecymi ubraniami, nadszedł czas, abym zaczęła się szykować na kręgle. Wzięłam szybki prysznic i ponownie wróciłam do garderoby, aby się ubrać. Wybrałam kwieciste satynowe, krótkie spodenki, które lekko opadały na moje opalone uda oraz amarantową bluzkę z kołnierzykiem i bez rękawów. Włożyłam ją luźno w spodenki dodatkowo odpinając trzy guziki, ukazując lekko i seksownie mój dekolt oraz biust. Dobrałam do tego beżowe sandałki ze srebrnymi ćwiekami i beżową torebkę. Wytuszowałam rzęsy i pociągnęłam bronzerem policzki. Na koniec spryskałam się ulubionymi perfumami i zeszłam na dół. Rodzice z Elizą siedzieli w salonie i oglądali telewizję. 

- Mamo, tato wychodzę na kręgle z Orchideą oraz Bryanem - poinformowałam ich.

- Dobrze córuniu, tylko wróć przed północą - odpowiedział tata i dalej pogrążyli się w oglądaniu telewizji. 

W tym momencie usłyszałam samochód wjeżdżający na nasz podjazd. To pewnie Bryan, pocałowałam rodziców w policzki i wyszłam, zanim zadzwonił do drzwi. Na podjeździe zauważyłam czarnego Range Rovera. Niezła bryka.  Pomyślałam. Bryan podszedł i pocałował mnie w policzek. Zawstydziłam się i lekko zaczerwieniłam.

- Muszą ci nieźle płacić w tej kawiarni - wskazałam na samochód, szybko odwracając uwagę od moich palących policzków.

Zaśmiał się.

- Mój ojczym mi go kupił - mówiąc to skrzywił się i podrapał po głowie. Od razu było widać, że ta rozmowa jest dla niego niezręczna - A pracuję dlatego, że nie lubię brać od niego pieniędzy. 

- Rozumiem. Cenisz niezależność - szybko skończyłam temat.

- Dokładnie, pięknie to określiłaś - uśmiechnął się i otworzył mi drzwi od samochodu.

Pojechaliśmy po Ori i skierowaliśmy się w stronę klubu kręglarskiego. Lokal był niesamowity, urządzony w stylu lat 50. Mieściło się tam dziesięć torów, lśniących jasnym drewnem. Każdy z torów posiadał okrągły stół z półokrągłą czerwoną kanapą oraz czerwonymi krzesłami. Podłoga była wyłożona biało-czarnymi kafelkami. Bryan podszedł do baru zarezerwować tor.

- Niestety, musimy poczekać dwadzieścia minut, bo wszystkie tory są zajęte - powiedział lekko zasmucony. 

- No trudno, zagram z wami jedną rundę i później będzie musieli radzić sobie sami - powiedziała Ori.

- Szkoda, że musisz iść tak wcześnie - zrobiłam smutną minę.

- Nie martw się, nadrobimy jeszcze - objęła mnie ramieniem - To może zamówimy sobie coś do jedzenia? 

Podeszliśmy wszyscy do baru. Zamówiliśmy czterdziestu centymetrową pizzę pepperoni oraz coca-colę. 

- Proszę wziąć numerek i usiąść. Pizza będzie gotowa za trzydzieści minut - odpowiedziała kelnerka.

- Idealnie się złożyło, będziemy mieli już wolny tor - stwierdził Bryan. Objął nas ramionami i zaprowadził do poczekalni.

O godzinie osiemnastej trzydzieści kelner zawiadomił nas o zwolnieniu się naszego toru. Wręczył nam specjalne buty na przebranie. Przebraliśmy się i udaliśmy się do naszego toru. Bryan wpisał nas do komputera podliczającego punkty. Wytłumaczył mi zasady gry i zaczęliśmy grać. Bryan był naprawdę dobry, Ori również dobrze sobie radziła. Tylko ja jak ta oferma strąciłam jeden kręgiel przez cały mecz. 

Zrobiliśmy sobie przerwę na jedzenie. 

- Chyba poza teorią, będę musiał cię nauczyć praktycznej gry - zaśmiał się Bryan.

- Nie powiem, przydałoby mi się kilka wskazówek - powiedziałam desperacko.

- Zaraz ci kilka pokaże i będziesz śmigać.

- O tak, Bryan jest w tym dobry - dołączyła się Ori - Ale ja niestety muszę się zbierać. Choć chętnie pośmiałabym się z twoich wygibasów - zaczęła żartować.

- Wredna! Może i lepiej, że już się zbierasz - odparłam. 

Pożegnaliśmy się z Orchideą i skierowaliśmy się do naszego toru. Bryan podał mi kulę, tłumacząc jak powinien wyglądać prawidłowy układ palców. Chwyciłam ją i stanęłam metr przed linią. Bryan stanął za mną, tak blisko, że czułam jego umięśnony tors na plecach, chwycił mnie za rękę. A przez moje całe ciało przeszły ciarki. Łapiąc mnie za talię, pochylił mnie lekko do przodu. Razem z moją ręką zrobił zamach, podeszliśmy dwa kroki i pchnęliśmy kulę. Toczyła się środkiem toru, aby przy końcu lekko skręcić i zbić sześć kręgli. Może to nie był strike (zbicie wszystkich kręgli), ale lepsze to niż jeden kręgiel! Z radości podskoczyłam i przytuliłam Bryana. Trwając ciągle w jego objęciach spojrzeliśmy sobie prosto w oczy, nasze usta dzieliły milimetry i już miały się złączyć, kiedy włączył się alarm przeciwpożarowy. Na sali zaczęła się mała panika. Po chwili wybiegł kelner z oświadczeniem, że nic poważnego się nie stało, tylko jedna pizza się spaliła i zadymiła całą kuchnię. Ze śmiechem wrócili wszyscy do gry. Czar prysł. A ja z Bryanem będąc cięgle w objęciach, puściliśmy się i udaliśmy się po kule. Następna szansa na pocałunek uciekła z dymem. I to dosłownie. Po godzinie skończyliśmy mecz z wynikiem 3:0 oraz małych punktach 87:39. Udaliśmy się spacerem do domu. Stojąc pod drzwiami Bryan wyskoczył z pytaniem.

- Klaro, co powiesz na imprezę u mojego kumpla w piątek? Będziesz moją osobą towarzyszącą?

- Musiałabym jeszcze spytać rodziców, ale myślę, że się zgodzą. Więc tak, chętnie z tobą pójdę - odpowiedziałam zadowolona z tego, że Bryan chce pokazać się ze mną na imprezie.

- Super, nawet nie wiesz jak się cieszę - odpowiedział podekscytowany - Jeszcze się zgadamy. Na razie.

Pocałował mnie w policzek i prawie pobiegł z radości. Ja weszłam do domu i od razu udałam się pod ciepły prysznic, zmęczona tym emocjonującym dniem.

 

__________________________________

Tym razem długi post, to taka rekompensata za poprzedni :P

Chciałabym również podziękować za porady dotyczące wyglądu bloga spod ostatniego rozdziału. Jesteście kochane. :)

Pozdrawiam serdecznie!

Buziaki :*

piątek, 12 lipca 2013

ROZDZIAŁ 8

 

Po dziesięciu minutach marszu po nieznanej mi okolicy, doszliśmy do dużego parku. Był to park, który znajdował się na końcu mojej ulicy. W końcu wiedziałam gdzie jestem. Spojrzałam na Bryana, jego twarz wyrażała emocje zadowolenia oraz podekscytowania. Uśmiechnęłam się na ten widok. Weszliśmy w głąb parku i skierowaliśmy się w stronę muszli koncertowej, która znajdowała się na jego końcu, dobre 5km od najbliższej ulicy. Jej stan wskazywał na to, że już dawno nie była używana. Szkoda, bo widać, że był to piękny obiekt. Okrążyliśmy ją i znaleźliśmy się na jej tyłach, gdzie znajdował się wysoki druciany płot.

- Gdzieś tu powinna być - Bryan zaczął głośno myśleć.

- Ale co? - zapytałam lekko zaniepokojona.

- No dziura.

Dziura? Po jaką cholerę mu dziura w płocie, w środku ciemnego i prawie opuszczonego parku? Zaczęłam popadać w małą panikę.

- O jest! - krzyknął zadowolony i przeszedł na drugą stronę - Uważaj na nogi, na dole są ostre druty - podał mi rękę i pomógł mi przejść.

- Bryan, zaczynam się niepokoić - powiedziałam.

- Spokojnie. Nic się nie stanie. Odkąd odkryłem to miejsce, pół roku temu, bywam tu dość często - uspokajał mnie.

Chwycił mnie mocniej za rękę i dalej prowadził wąską ścieżką pod górę. Gdyby nie pełnia księżyca, to nic by nie było widać w tych gąszczach, w których zmierzaliśmy. Szliśmy tak pięć minut, ciągle pod górkę. Gdy w końcu weszliśmy na szczyt, a gąszcze ustąpiły miejsca pojedynczym drzewom i trawie:

- To jesteśmy na miejscu - powiedział zadowolony Bryan.

Moim oczom ukazała się niesamowita panorama Filadelfii. Całe miasto rozprzestrzeniało się u naszych stóp. Rozświetlone milionem lamp, iskrzyło się niczym rozżarzone ognisko. Widok ten dopełniał piękny księżyc w pełni oraz migoczące gwiazdy. Usiedliśmy na trawie i rozkoszowaliśmy się tym pięknym widokiem.

- Żałuję, że nie mam przy sobie aparatu - westchnęłam po chwili.

- Nie martw się, jeszcze nie raz tu przyjdziemy - uśmiechnął się.

- Jak tu bajecznie - ciągle zachwycałam się widokiem.

- Prawda. Odkryłem to miejsce, kiedy pół roku temu uciekł mi kot kuzynki. Ten sam, którego znalazłaś.

Ach, to ten wredny kocur. Wzdrygnęłam się na samą myśl o nim.

- Goniłem go przez cały park, kiedy dobiegł do muszli koncertowej myślałem, że już go będę miał. Niestety, czmychnął przez dziurę w płocie i dalej uciekał. Zatrzymał się dopiero w tym miejscu i usiadł. Tak jakby chciał specjalnie mnie tu przyprowadzić. I tak poznałem to cudowne miejsce.

- Może to magiczny kot? - zażartowałam.

- Nie zdziwiłbym się, w końcu do Ciebie poniekąd też mnie doprowadził - spojrzał mi głęboko w oczy i uśmiechnął się słodko. Odwzajemniłam uśmiech. Patrzeliśmy sobie głęboko w oczy. Nastąpiła ta chwila, kiedy nasze twarze zaczynały się do siebie zbliżać, jakby przyciągane jakąś nieokreśloną i niewidzialną siłą. Były coraz bliżej i bliżej. Czułam zapach jego lekkich perfum oraz jego spokojny oddech. Nasze usta miały się już spotkać, kiedy usłyszałam "Come take my hand, I won’t let you go...". Zaczął dzwonić mój telefon. Odskoczyliśmy od siebie wystraszeni. Złapałam za torebkę i wyciągnęłam telefon.

- Tak, tato? - powiedziałam do aparatu - Nic się nie stało. Dobrze już wracam.

Odłożyłam telefon i zwróciłam się do Bryana.

- Przykro mi, ale musimy wracać. Powiedziałam rodzicom, że będę w domu o dwudziestej drugiej, a jest już po dwudziestej trzeciej.

- Jasne nie ma sprawy. Przepraszam to moja wina, że cię tu zaciągnąłem - powiedział lekko zmartwiony.

- Przestań, nic się nie stało. Nawet nie wiesz jak się cieszę, że mnie tu zabrałeś - szybko go uspokoiłam.

Wstaliśmy i skierowaliśmy się w stronę naszych domów. Zostawiając w tyle, piękny widok, piękne gwiazdy i księżyc oraz cudowną chwilę związaną z naszym pierwszym i niedoszłym pocałunkiem.


________________________________________________________

 

Witam,

rozdział krótki, ale treściwy i mam nadzieję ciekawy. 

 

Chciałabym podziękować wam, za każdy komentarz i odwiedzenie mojego bloga! Same pewnie wiecie, jaką ogromną radość to sprawia. :)

 

Drugą sprawą jest to, że chcę zmienić wygląd bloga i tutaj pytanie do was. Co chciałybyście, abym zmieniła, umieściła na moim blogu? Może zakładki typu bohaterowie albo zakładkę, w której zostawiłybyście swoje namiary przez, które mogłabym was informować o nowych rozdziałach? Wszystkie pomysły proszę pisać w komentarzach. Liczę na waszą pomoc! :)

 

Gorąco pozdrawiam! 

Buziaki ;*


poniedziałek, 8 lipca 2013

ROZDZIAŁ 7

Dochodziła godzina szesnasta trzydzieści, a ja dopiero kończyłam wieszać zasłony w moim pokoju. Od dwóch dni jest ciągłe zamieszanie związane z naszym przeprowadzeniem się z kempingu do skończonego już domu. Miałam skończyć urządzać mój pokój wczoraj, ale ze względu na opóźnienie w dostawie moich mebli, mogłam zrobić to dopiero dzisiaj. Jedyny plus tego wszystkiego, że mogłam zająć się balkonem i mam jutro wolny dzień. Balkon jest średniej wielkości, przy ścianie znajdowała się moja wymarzona drewniana ławka, usłana mnóstwem miękkich i kolorowych poduszek. Po przeciwnej stronie stoi okrągły drewniany stolik z trzema krzesłami. Ze względu na zamiłowanie mojej mamy do kwiatów i  ogrodu, balkon był pięknie ukwiecony. Mój pokój natomiast, był w kolorze bladej żółci. Głowna ściana była pomalowana w stylu ombre, tak jak to sobie wymarzyłam. Od dołu intensywny amarant przechodził w ciepły pomarańcz, by na górze rozjaśnić się w złoty kolor. Barwy i tonacja były identyczne jak przy zachodzie słońca, który tak uwielbiam. Ściana ta jest idealnym tłem dla dużego, białego łóżka z równie dużym zagłówkiem. Stolik nocny, jak i reszta mebli była także w kolorze delikatnej, matowej bieli. Duże okno, połączone z drzwiami od balkonu, było ozdobione długimi białymi firankami, w stylu mgiełki, które przysłonięte były grubymi również amarantowymi zasłonami. Obok okna, w narożniku stała mała amarantowa kanapa oraz stolik.  Były tam także drzwi, które prowadziły do łazienki i garderoby. Szał! Mam własną łazienkę i garderobę. Łazienka była w kolorze żywej oliwkowej zieleni, na wprost znajdowało się wielkie lustro, rozciągające się na całą szerokość ściany, ze skierowanymi na nie dwoma lampkami. Pod nim znajdował się drewniany ciemno brązowy blat z umywalką. W narożniku stał przestronny prysznic, a obok niego toaleta. Łazienka nie była dużych rozmiarów, ale robiła wrażenie.

Zerknęłam ponownie na zegarek, była szesnasta pięćdziesiąt, zaraz ma być u mnie Ori.

- Mamo! Niedługo przyjdzie do mnie Ori, powiedz jej żeby weszła do pokoju! Ja idę pod prysznic! - krzyknęłam z góry do mamy.

- Dobrze córuniu! - odkrzyknęła krótko mama.

Ja poleciałam do łazienki, biorąc po drodze świeżą bieliznę. Umyłam moje spocone ciało, postanowiłam też umyć włosy, które straciły objętość od potu i pracy. Wyszłam z łazienki i zaglądnęłam do pokoju. Ori już była i podziwiała mój pokój.

- Już do ciebie idę, tylko się ubiorę - szybko jej zakomunikowałam. Pobiegłam do garderoby. Wybrałam proste jenasy oraz luźniejszy biały t-shirt z napisem. Szybko się ubrałam i wróciłam do Ori.

- Tak zamierzasz iść? - zapytała lekko zdziwona.

- Tak, a dlaczego pytasz?

- Dlaczego pytam? Tak możesz iść do sklepu po bułki, ale nie na randkę! - lekko mnie ochrzaniła - Chodź, ja cię ubiorę na randkę.

Miała rację, ale ja zawsze preferowałam luźniejszy styl ubierania. Nie powiem interesowałam się modą, ale nie zawsze wcielałam ją w codzienne życie. Orchidea za to, zawsze była modnie i co najważniejsze zgodnie ze swoich charakterem oraz sylwetką ubrana. Może czas, aby i tu wprowadzić zmiany. Zaczęłam się zastanawiać, podczas gdy Ori szperała w mojej "ubogiej" garderobie.

- Oj kochana, muszę cię chyba zabrać na porządne zakupy. Masz tylko same spodnie, t-shirty, bluzy i kilka sweterków. Muszę się za ciebie zabrać - zaczęła komentować - O proszę co my tu mamy, to będzie idealne. Przymierz to.

Podała mi krótki, kwiecisty gorset, do tego karminową rozszerzaną spódniczkę z wyższym stanem oraz żółty sweter. Jako dodatki dobrała mi czarne espadryle na koturnie, przewiązała czarny pasek w talii oraz srebrny łańcuszek.

- Ok, ubrana jesteś. Teraz czas na makijaż - z zadowolenia klasnęła w ręce. Wzięła swoją kosmetyczkę, a z niej wyciągnęła bronzer.

- Masz bardzo ładną cerę, więc podkład jest zbędny. Podkreślę bronzerem twoje wystające policzki - poinformowała. Następnie chwyciła za eyeliner i zrobiła delikatne kreski. Na koniec wytuszowała moje rzęsy.

- Boże kochana, jakie ty masz genialne rzęsy. Ile ja bym dała za takie długie i gęste firanki na oczach.

Spojrzałam na nią.

- Nie przesadzaj też masz gęste i ładne rzęsy - odpowiedziałam.

- Dobrze, to ja skończyłam - powiedziała, zakręcając tusz do rzęs.

- Dziękuję bardzo, lecę jeszcze ułożyć sobie włosy.

- Leć, ja poczekam, bo chcę zobaczyć efekt finalny.

Pobiegłam do łazienki, chwyciłam za suszarkę i zaczęłam dodawać objętości moim włosom. Spryskałam je odrobiną lakieru. Byłam gotowa. Poszłam do garderoby obejrzeć się w lustrze. Zawołałam Ori.

- Jesteś przepiękna - podsumowała krótko.

- Przestań mi już słodzić, bo popadnę w samozachwyt - zażartowałam.

- Ale ja mówię tylko prawdę i zacznij w to wierzyć, bo naprawdę jesteś piękną dziewczyną! - powiedziała stanowczo.

Przyjrzałam się swojemu odbiciu, które ukazywało dziewczynę o wzroście stu siedemdziesięciu centymetrów oraz proporcjonalną sylwetkę. Nie wiem czy to przez ten pasek, ale talia była kusząco wcięta, a dzięki gorsetowi moje piersi ładnie się zaokrągliły. Buty na wyższej koturnie wydłużyły moje i tak nie najkrótsze nogi. Wszystko uzupełniał delikatny makijaż oraz dobrze ułożona fryzura, która w końcu zaczęła mi się podobać.

- Masz rację. Nie ma co się załamywać i użalać się nad sobą. Trzeba zaakceptować się takim jakim się jest.

- No! W końcu mówisz jak człowiek - odpowiedziała zadowolona Ori - To ja się już zbieram, bo dochodzi osiemnasta. Miłej zabawy kochana - pocałowała mnie w policzek.

- Dziękuję i dziękuję jeszcze raz za makijaż i ogólnie wszystko. Jesteś niesamowita - odprowadziłam ją do drzwi.

Spojrzałam ponownie na zegarek, za dziesięć minut będzie tu Bryan. Zaczęłam się lekko denerwować. Pobiegłam z powrotem do swojego pokoju. Spakowałam telefon, klucze i portfel do mojej czarnej a la chanelki torebki. Spryskałam się odrobiną perfum, byłam gotowa do wyjścia. W tym momencie usłyszałam dzwonek do drzwi. Zbiegłam na dół krzycząc, że to do mnie i, że ja otworzę. W drzwiach ukazał mi się Bryan.

- Cześć - powiedziałam krótko, trochę ze względu na to, że lekko się zdyszałam biegnąc po schodach. 

- Wow!.. Pięknie wyglądasz! - zdumiał się - Proszę to dla ciebie - wręczył mi bukiet kolorowych margaretek. 

- Dziękuję bardzo, nie musiałeś.

 Jaki on uroczy. Pomyślałam.

- Wejdź, wstawię je do wazonu - zaprosiłam go do środka. Poszłam do kuchni, wzięłam prostokątny wazon i włożyłam piękne kwiaty do środka. Położyłam je na biurku i wróciłam do Bryana. 

- Masz piękny dom, urządzony z gustem - pochwalił.

- Dziękuję, miła odmiana po kempingu - zażartowałam - A wystrój to zasługa mojej mamy, ona ma bardzo dobry gust do projektowania wnętrz.

Zaśmiał się.

- Idziemy? - zapytał.

Kiwnęłam głową na potwierdzenie.

Poszliśmy do kawiarenki znajdującej się w centrum naszej dzielnicy. Był to przytulny i urokliwy lokal. Pełny uroczych małych stolików ozdobionych koronkowymi obrusami i kwiatami. Wszędzie paliły się nastrojowe świeczki. Wybraliśmy ustronny stolik koło okna z widokiem na piękny ogród. Bryan odsunął mi krzesło i zawołał kelnerkę. Wybrałam deser lodowy z truskawkami i bezami. On natomiast skusił się na deser lodowy z owocami i bitą śmietaną. 

- To jakie plany na resztę wakacji, Klaro? - zapytał, nieświadomie zmieniając intonację głosu podczas wypowiadania mojego imienia, co zabrzmiało bardzo seksownie.

- Niestety, budowa domu pochłonęła wszystkie oszczędności moich rodziców i nie ma szans na jakikolwiek wyjazd - powiedziałam udając smutną minę - Czyli zostają mi rolki oraz spotkania z Ori, z którą się ostatnio zaprzyjaźniłam. 

- Mhm, a spotkania ze mną wcisnęły by się w twój napięty grafik? - zapytał flirtując ze mną.

- Myślę, że trochę czasu by się znalazło - odpowiedziałam żartem.

Kelnerka przyniosła nasze lody, od razu zabraliśmy się do jedzenia. Deser był przepyszny, nie mogłam przestać go jeść.

- Widzę, że ci smakują - powiedział lekko ironiczne widząc mój zapał. 

 Boże, nie rób wiochy kobieto. Pomyślałam, lekko się rumieniąc. 

- Wybacz, ale są naprawdę cudowne. Nie mogę się im oprzeć - odpowiedziałam w obronie.

- Zazdroszczę im.. - znowu zaczął flirtować ze mną. 

Uśmiechnęłam się i już miałam odpowiedzieć..

- A co ze szkołą? Wybrałaś już jakąś? - szybko zmienił temat.

- Tak, udało mi się dostać do Julia Masterman High School.

- Julia Masterman High School - uśmiechnął się zawadiacko.

- Wybrałam tę szkołę ze względu na wysoki poziom nauczania biologii i chemii, które mają być moimi wiodącymi przedmiotami oraz liczne osiągnięcia w siatkówce - kontynuowałam - Dlaczego się tak uśmiechasz?

- Cieszę się - odpowiedział lakonicznie.

- Z jakiego powodu? - dociekiwałam.

- Z tego powodu, że również chodzę do tej szkoły i cieszę się, że będę miał możliwość częstszego spotykania ciebie - odpowiedział z tym swoim cudownym uśmiechem i tą iskierką w oczach. Uśmiechnęłam się, znów się rumieniąc.

- Czyli poza rolkami interesujesz się, także siatkówką? - przerwał ciszę.

- Tak. W Polsce trochę trenowałam i chciałabym tutaj kontynuować. Obawiam się tylko, że ze względu na wysoki poziom mogę się nie dostać do drużyny - powiedziałam lekko smucąc się na tą myśl.

- To stąd ta świetna figura - skomentował.

I znów się zarumieniłam. Boże, co ten chłopak ze mną robi.  Pomyślałam.

- Widzę, że nie próżnujesz i bacznie się przyjrzałeś - zripostowałam.

- Takich widoków nie trudno, nie zauważyć - odpowiedział znowu uśmiechając się zawadiacko. 

Jejuś, jak on słodko wygląda jak się tak uśmiecha. Rozmarzyłam się.  Uspokój się kobieto! Ochłoń!  Zaczęłam szybko opanowywać się w myślach.  

- A ty coś trenujesz? -  zapytałam.

- Tak. Futbol amerykański - odpowiedział - Dlatego znów się cieszę i mam nadzieję, że spotkamy się kiedyś na jakichś treningach. 

- Ja też mam taką nadzieję - uśmiechnęłam się. 

Zabraliśmy się do skończenia naszych lodów. Rozmawialiśmy o wszystkim i o niczym. To zdumiewające jak łatwo nam się rozmawiało. A ja z każdym słowem coraz bardziej zadurzałam się w tym chłopaku. Nadszedł czas powrotu do domu. Gdy szliśmy spacerem Bryan wyskoczył z pytaniem.

- Klaro, jeśli pozwolisz mógłbym Cię jeszcze porwać w jedno miejsce?

Spojrzałam na zegarek była godzina dwudziesta druga, powinnam już wracać do domu. Zawahałam się. Bądź spontaniczna. Masz wakacje, a taka sytuacja może się już nie zdarzyć. Usłyszałam głos w swojej głowie.

- Ok, ale mam nadzieję, że nie chcesz mi zrobić nic groźniego - zażartowałam.

- Jakbym śmiał - zaczął kręcić głową i położył rękę na piersi - Super, to chodźmy.

Złapał mnie za rękę i pobiegliśmy w nieznanym mi kierunku. A ja poczułam przypływ adrenaliny.